Deus Ex: Rozłam Ludzkości – recenzja. Adam Jensen 1.5
Żeby zrobić dobry sequel wcale nie trzeba przeprowadzać rewolucji.
Zawsze zastanawiało mnie, a w wielu przypadkach nawet wkurzało, dlaczego tak często firmy próbują stworzyć coś nowego na siłę. Na szczęście nie zawsze tak jest i Eidos Montreal pokazał, że obranie bezpiecznej drogi wcale nie musi być złym wyborem. W Rozłamie Ludzkości brak rewolucyjnych zmian, a jedynie usprawnienie tego, co sprawdziło się w poprzedniej części.
Platformy: PC, PS4, Xbox One
Producent: Eidos Montreal
Wydawca: Square Enix
Dystrybutor w Polsce: CENEGA
Data premiery: 23.08.2016 r.
PEGI: 18
Wymagania: Procesor Intel Core i3-2100, 8 GB RAM, AMD Radeon 7870 2 GB VRAM/NVIDIA GTX 660 2 GB RAM, 45 GB wolnej przestrzeni na dysku.
Grę do recenzji udostępnił dystrybutor. Testowaliśmy wersję PC. Screeny pochodzą od redakcji
Od tragicznych wydarzeń z poprzedniej części minęły dwa lata. Po tym, jak oszalali „ulepszeni” rzucili się na ludzi bez wszczepów, mordując tysiące i raniąc jeszcze więcej, świat nieodwracalnie się zmienił. Osoby z implantami zaczęły być postrzegane nie tylko jak dziwadła, ale też wynaturzenia i przede wszystkim – zagrożenie.Efektem tego „normalni” odnoszą się do „ulepszonych” z coraz większą wrogością. Nie tylko na poziomie szarych obywateli, ale też władz, które świadomie prowadzą segregację ludności i nietrudno się domyślić, że ludzie z wszczepami trafili do tego gorszego sortu. Zmieniły się nie tylko nastroje społeczne, ale też rozkład sił. Firmy zajmujące się produkcją ulepszeń, ich obsługą czy polegające na pracownikach z wszczepami praktycznie przestały istnieć. Belltower, L.I.M.B. czy Sarif Industries albo zbankrutowały, albo są na skraju upadłości, albo ich placówki zostały zdemolowane przez wściekłą tłuszczę.W środek tego wszystkiego, a konkretnie do Pragi, trafia Adam Jensen. Po zakończeniu współpracy z Davidem Sarifem postanowił wrócić do starego fachu i rozpoczął pracę w Interpolu. Dlaczego Praga? Bo w 2029 roku jest to największe skupisko „ulepszonych” i co za tym idzie – miasto, w którym napięcie jest najbardziej widoczne.Widoczne w dosłownym tego słowa znaczeniu. W każdej dzielnicy pełno jest policjantów zatrzymujących „klekoty” - jak obraźliwie określa się teraz osoby z wszczepami - do kontroli, aresztujących ich bez powodu, a nawet uciekających się do przemocy fizycznej. „Naturalni” mieszkańcy Pragi też nie są lepsi, rzucając obraźliwe komentarze w stronę „klekotów” albo wypisując na murach hasła w stylu „Ulepszenia = rak”.Do tego dochodzą wszelkiej maści utrudnienia w życiu codziennym. Metro, podstawowy środek transportu w mieście, ma osobne wejścia dla „naturalsów” i „ulepszonych”, a jeśli któryś z tych drugich postanowi zignorować segregację… kontrola policyjna i areszt. Nawet zwykłe zakupy czy wypad na miasto mogą być problemem, bo nie wszystkie sklepy i lokale obsługują osoby z wszczepami.Apogeum tego jest natomiast Kompleks Utulek. Miasto, które na początku miało służyć za tymczasowe mieszkanie dla tysięcy robotników pracujących nad odbudową Pragi, zostało przekształcone w getto dla ludzi z wszczepami. Tam nie obowiązują już żadne zasady. Jak w stolicy Czech policja czasem próbuje się hamować, tak w Utuleku przemoc wobec „klekotów” jest na porządku dziennym.A jak w tym wszystkim odnajduje się nasz bohater? Powiem szczerze, że mam trochę mieszane uczucia. Adam nosi ze sobą legitymację Interpolu, zatem może pozwolić sobie na więcej, nie narażając się przy tym na poważne konsekwencje. Raz wszedłem do metra wejściem dla „normalnych”, a nawet pojechałem przeznaczonym tylko dla nich wagonem i poza nieprzychylnym wzrokiem pasażerów, kontrolą papierów na stacji docelowej i komentarzem uprzedzonego policjanta nic się nie stało.Z drugiej strony, nie chodzimy z odznaką zwisającą z szyi, zatem na pierwszy rzut oka jesteśmy takim samym „klekotem” jak pozostali i powinniśmy być traktowani z taką samą wrogością jak oni. Tymczasem możemy do woli szaleć po ulicach, wspinać się na mury, skakać, a nawet wpadać na policjantów i cywili, którzy praktycznie w ogóle nie zareagują na nasze zachowania. Trochę szkoda, bo jeszcze bardziej pozwoliłoby to wczuć się w klimat świata.
Choć może, wbrew pozorom, ma to jakiś sens? Mimo wszystko Jensenowi daleko do typowego człowieka z cybernetycznymi ulepszeniami i różnicę widać gołym okiem. A skoro już przy „dodatkach” jesteśmy, to poza tymi znanymi z Buntu Ludzkości doszło parę nowych.Otóż okazuje się, że kiedy Adam zniknął gdzieś na pół roku, ktoś przy nim majstrował, o czym dowiadujemy się, gdy wariat (serio, koleś jest nienormalny) naprawiający nasze uszkodzone po zamachu bombowym wszczepy przez przypadek aktywuje dodatkowe narzędzia zaszyte w naszym ciele. Wśród nich znajdziemy między innymi możliwość hackowania urządzeń na odległość, niezauważalnego przeskakiwania od osłony do osłony, opcję strzelania nanoostrzami z rąk czy otoczenia się pancerzem czyniącym bohatera praktycznie niewrażliwym na obrażenia.Nie myślcie sobie jednak, że od teraz Adam będzie połączeniem Robocopa i T-1000. Nowe ulepszenia są eksperymentalne i niedokończone, więc niezoptymalizowane. Efektem tego jeśli za bardzo się rozpędzimy z ich aktywowaniem, system Jensena może się przegrzać i albo działać nieprawidłowo, albo zupełnie się wyłączyć. Na szczęście można temu zaradzić, zdobywając specjalne urządzenie, które zniesie ograniczenia.Deus Ex: Rozłam Ludzkości nie jest w żaden sposób rewolucją. To bardziej ewolucja, gdzie ekipa z Eidos Montreal wzięła wszystkie najlepsze elementy z Buntu i tylko delikatnie je usprawniła, zamiast tego skupiając się na tym, co nie do końca zagrało.Wszyscy pewnie pamiętacie szumnie zapowiadaną możliwość przejścia Buntu Ludzkości bez zabijania żadnych przeciwników, w tym bossów. Wszyscy pewnie pamiętacie też, że wcale tak nie było, bo choć w przypadku normalnych wrogów faktycznie dało się unikać walki, to przy bossach gra niejako wymuszała jeden, opierający się głównie na łomocie styl.Teraz jest inaczej. Przede wszystkim, „głównych złych” jako takich nie ma poza jednym wyjątkiem na końcu gry. Mamy oczywiście do czynienia z istotnymi postaciami, ale nie są one potężniejsze od przeciętnego przeciwnika, z jakim przyjdzie nam się zmierzyć. Do tego znacząco usprawniono system C.A.S.I.E., dzięki czemu dużo łatwiej i przyjemniej prowadzi się konwersacje z zamiarem pokojowego rozwiązania konfliktu. Teraz jest on bardziej przejrzysty. Jasno pokazuje, które fale mózgowe są aktywne i jaką odpowiedź wybrać, żeby odpowiednio wpłynąć na rozmówcę, dzięki czemu bezkonfliktowo da się zakończyć każdą rozmowę.Kolejnym ulepszeniem względem poprzedniczki jest system rozwoju postaci, a konkretnie tempo uzyskiwania doświadczenia. Grając w Bunt Ludzkości, nie raz i nie dwa miałem problemy z przejściem dalej, bo brakowało zestawów Praxis na wykupienie kolejnych ulepszeń. Tym razem jest inaczej i punkty doświadczenia spływają wartkim nurtem.Doszedł też crafting, dzięki któremu nie musimy już martwić się, że zabraknie nam batoników energetycznych do podładowania baterii Adama. Nie jest on jakoś specjalnie rozbudowany, ale to akurat dobrze, bo nie odwraca uwagi od właściwej gry. Zbieramy po prostu rozrzucone wszędzie komponenty i przerabiamy je na ogniwa energetyczne albo inne przydatne urządzenia. Nie myślcie jednak, że teraz będziecie mogli biegać z ciągle włączonym maskowaniem. Komponentów jest dużo, ale nie na tyle, by dało się bez ograniczeń korzystać ze wszystkich ulepszeń.Ponoć tekst będący tytułem jednej z piosenek Maryli Rodowicz wcale nie znaczy „to już nie wróci”, a „to się nie opłaca”. Specem od języka czeskiego nie jestem, ale prawda jest taka, że oba te znaczenia mają w tym przypadku sens i widać, że decyzja o obraniu bezpiecznej drogi się opłaciła.Nadal zatem mamy zapewnioną dużą dozę swobody, a dzięki delikatnym zmianom wprowadzonym do mechaniki jest jej jeszcze więcej niż poprzednio. Większy jest też świat gry, choć z kilkoma wyjątkami ogranicza się tylko do podzielonej na dzielnice Pragi. Co ciekawe, jego większa otwartość wcale nie zrobiła z Rozłamu Ludzkości kolejnego przedstawiciela gatunku „ubigame”. Grając wcale nie miałem wrażenia, że jestem odciągany od głównego wątku przez całą masę znajdziek i zadań pobocznych.
Oczywiście zarówno jedne, jak i drugie występują, ale są bardzo wyważone i przede wszystkim – ciekawe. Nie szukamy nowych piosenek czy niepotrzebnych elementów wyposażenia. Zamiast tego poznajemy cudze historie włamując się do komputerów czy zbierając porozrzucane wszędzie ni to komunikatory, ni to elektroniczne sekretarki. Za wszystko oczywiście dostajemy punkty doświadczenia, a poza tym możemy trafić na przydatne informacje typu kody dostępu, hasła czy wiadomości rozjaśniające nieco zagmatwaną fabułę.Bo ta faktycznie taka jest. W Pradze mamy styczność z kilkoma frakcjami, a motywy każdej z nich nie tylko są różne, ale też osnute mgiełką tajemnicy skutecznie uniemożliwiającą jasne określenie, kto jest dobry, a kto zły. Prosty przykład. Ilekroć ruszamy na misję z ramienia Interpolu przytrafia nam się coś nieprzyjemnego. Czyżby nasz szef działał przeciwko nam? Nie wiadomo praktycznie do samego końca. Gorzej, że w pewnym momencie musimy dokonać wyboru, po której stronie się opowiemy.Jak natomiast z zadaniami pobocznymi? Nie ma ich wiele, ale większość jest bardzo rozbudowana. Prosta na pierwszy rzut oka sprawa zabójstwa w jednym z mieszkań prowadzi do podziemnej fabryki narkotyku zabijającego „ulepszonych”. Kiedy indziej za to znaleziona w zaułku martwa kobieta prowadzi do seryjnego zabójcy, ale w trakcie śledztwa wszystkie tropy się urywają i sprawę trzeba zamknąć.Niezależnie od tego, czy skupiamy się tylko na głównym wątku, czy robimy też zadania poboczne, każdą misję można rozegrać na kilka sposobów i tym razem faktycznie nic nas nie ogranicza. Do wspomnianej już fabryki narkotyków możemy się zakraść i przekonać pracującego w niej chemika do sabotowania całej operacji. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by wystrzelać wszystkich i samemu rozwalić zbiorniki.O ile brak rewolucyjnych zmian faktycznie wyszedł sequelowi na dobre pod względem rozgrywki, to niespecjalnie przełożył się na wrażenia wizualne, co widać szczególnie w trochę nienaturalnie wyglądających, żeby nie powiedzieć brzydkich, postaciach.Choć niektóre widoki faktycznie zapierają dech w piersi, to Rozłam Ludzkości nie wygląda jak produkcja na obecną generację sprzętu. Dobrze, że chociaż lokacje są mniej sterylne niż w przypadku poprzedniczki. Wszędzie pełno żebrzących „klekotów”, których nie stać na dawkę Neuropozyny, Praga jest brudna, odrapana i zamazana graffiti, a Kompleks Utulek zaprojektowano genialnie, ukazując nędzę, przeludnienie i panujący wszędzie ścisk.
Na szczęście nadrabiają to wrażenia audio. Skomponowana przez Michaela McCanna (robił też podkład do Buntu) ścieżka dźwiękowa pełna jest ambientowych, nieco leniwych brzmień, by diametralnie zmienić się kiedy akcja nabiera tempa.Nie do końca też podoba mi się to, co zrobiono z nowymi ulepszeniami. Nie tyle w kwestii ich doboru, co skupienia na ofensywie. Sam gram bardzo skradankowo, praktycznie nikogo nie zabijając i szczerze powiedziawszy tylko dwa upgrade’y były dla mnie naprawdę przydatne. Inną sprawą jest fakt, że wiele z nich, jak wystrzeliwane nanoostrza czy strzałki z ładunkiem EMP działają dokładnie tak samo jak dostępne w grze bronie, więc niespecjalnie widziałem sens w ich aktywowaniu.Nie zmienia to jednak faktu, że Deus Ex: Rozłam Ludzkości to dobra gra, z ciekawą, wciągającą i trzymającą w napięciu fabułą, Jednocześnie jest to doskonały przykład tego, jak robić sequele. Powtórzę się, ale naprawdę nie trzeba na nowo wynajdywać koła, żeby zrobić coś dobrego.