Destiny może pozazdrościć The Division popularności bety. Pytanie, czy wkrótce zazdrościć będzie też sprzedaży?
I czy inni wydawcy pójdą tą drogą i znów zaczną udostępniać przed premierą fragmenty swoich gier? Nie mam nic przeciwko temu, żeby lukę po demach wypełniły bety.
23.02.2016 | aktual.: 23.02.2016 12:29
Liczba grających w betę odbiorców nie ma bezpośredniego przełożenia na sprzedaż i popularność finalnego produktu, bardziej odzwierciedla poziom hype'u na dany tytuł. W takiego Battlefielda Hardline przed premierą zagrało6 mln pecetowców i konsolowców, ale tytuł ten dzisiaj, niemal rok po premierze, jest właściwie martwy. Więcej ludzigraw niego na PS3 niż PC.
Mniej od Hardline'a, bo "tylko" 4,5 mln graczy, spróbowało przed premierą Destiny.Wynikgorszy, ale gra mimo różnych miesiącami łatanych mankamentów jest lepsza, a do tego o wiele lepiej poradziła sobie na rynku, dostała szereg dodatków, a także zapowiedź kontynuacji. Activision w tydzień po premierze zdradziło, że grę kupiło... 4,5 mln osób - czyli każdy kto grał w betę? Pewnie nie, ale ta przyczyniała się do początkowej popularności Destiny, która w przeciwieństwie do innych tytułów z czasem tylko rosła. Na koniec 2015 roku w Destiny było bowiem zarejestrowanych już 25 mln graczy.
Ubisoft właśnie się pochwalił, że otwartabetaThe Division przyciągnęła 6,4 mln graczy. Czy oznacza to, że w tydzień po premierze, w połowie marca, na serwerach znów pojawi się 6,4 mln, tym razem już płacących użytkowników? Mam nadzieję, że Francuzi nie zatrzymają tego typu danych dla siebie.Sam po jeszcze zamkniętej becie miałem mieszane uczucia, nie zdziwię się więc, jak gra zostanie komercyjnym hitem. Albo klapą, z tylko fajnym systemem Dark Zone. 1/3 ze spędzonych średnio w becie pięciu godzin to właśnie ten tryb, gdzie z kolei 2,5 mln graczy zdecydowało się strzelać do innych Agentów. Można więc się domyślać, jak Dark Zone będą wyglądać po premierze - Maciu ma rację, samemu lepiej tam nie wchodzić.
Powyższe miliony przedpremierowych graczy (a także np. 9 mln „betatesterów” Battlefronta) pokazują, że ludzie są spragnieni wcześniejszego darmowego dostępu do nowych gier, zwłaszcza nowych, które nie są prostymi sequelami sprawdzonych marek i oklepanych mechanik. Moda na wersje demo minęła, ale jak widać chęć grania w nie wciąż jest mocna, bety stają się więc takimi długimi, czasowymi demami. Nie mam z tym problemu, przynajmniej do czasu, aż ktoś nie chce za to ode mnie pieniędzy. W formie Early Accessu albo jeszcze gorzej, premierowej gry, o czym dosyć przewrotnie wspomniał Paweł Borawski na Twitterze.
Paweł Olszewski