Destiny łączy fantasy z science-fiction i inspiruje się pracami Zdzisława Beksińskiego
I tak powstają technorycerze.
Nie wiem, czy wiedzieliście, ale Destiny miało z początku być grą fantasy?
Planowano ją jako klasyczne high fantasy z końmi, rycerzami, mieczami i tym wszystkim. Jednak twórcy nie mogli oprzeć się dykretnemu urokowi science-fiction - futurystycznym gadżetom, statkom kosmicznym i strzelaniu do obcych. Jak stwierdził Christopher Barret, szef zespołu projektantów, "stare ruiny sa fajne, ale opuszczone statki kosmiczne nie mniej". W pewnej chwili zespół zdecydował, że w ich grze znajdzie się jedno i drugie. Tak narodziła się koncepcja mythic science-fiction w jakiej utrzymane będzie Destiny.
Joseph Staten, scenarzysta i jedna z osób odpowiedzialnych za design gry opowiada, że jedną z inspiracji były filmy Andreia Tartakowsky'ego "Solaris" czy "Stalker" albo prace Terry'ego Gilliama "Bandyci czasu". Było tam też science-fiction z lat 70, a także prace Johna Harrisa, Zdzisława Beksińskiego i Petera Grica, a także japońskich rzeźbiarzu Takayuki Takeya i Kow Yokoyamy. Największym wyzwaniem było zebranie tych wszystkich wpływów w jedną spójną wizję. Dlatego np. zdecydowano się na ograniczenie palety kolorów, by nadać grze lekko "starodawny" wygląd.
Podoba mi się, kojarzy się z Warhammerem 40k.
Paweł Kamiński
[Polygon]