Denerwują cię internetowe trolle? Naskarż ich mamusiom
Tak swego czasu zrobiło studio Lionhead i o dziwo - zadziałało.
16.12.2016 14:10
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Podczas organizowanego przez BAFTA panelu dyskusyjnego dotyczącego gier wideo swoją chwilę dla publiczności miał Sam van Tillburg, odpowiedzialny za kontakty ze społecznością w nieistniejącym już studiu Lionhead.
[twitch id="107233374"]
Microsoft co prawda postanowił zamknąć dewelopera, ale przecież przez 20 lat jego działania udało się zebrać kilka ciekawych historii. I to nie tylko dotyczących gier, ale też tego, co działo się wokół nich.
W 2003 roku w najlepsze powstawał sobie pierwszy Fable, a Peter Molyneux cieszył się powszechnym zaufaniem społeczności. Wśród tej znalazła się grupa Kibitz, która w jakiś sposób weszła w posiadanie „kompromitujących” grę Lionhead zrzutów ekranu.
Mówi van Tillburg i tak się zastanawiam, co siedziało w głowach twórców, że w ogóle zaprojektowali taką scenę. Ale wracając do tematu, zamiast napuścić na dzieciaki swoich prawników, studio zadziałało bardziej kreatywnie.
Jeden z członków Kibitz opublikował zrzuty na oficjalnym forum Fable, zatem Lionhead miało jego numer IP. Teraz wystarczyło trochę poszperać, by szybko ustalić jego adres, szkolne wyniki, a nawet wiersz, który recytował na zakończenie roku szkolnego w liceum.
I wiecie co? Zadziałało. Chłopak przestał straszyć ujawnieniem poufnych informacji o Fable. Mało tego, jak przytacza BBC, okazał się bardzo miłym gościem i nawet spotkali się kilka razy z van Tillburgiem na różnych wydarzeniach organizowanych przez Lionhead.
Fable - game trailer (2004)
Kurka, może straszenie mamą to faktycznie sposób na internetowych dupków? Blizzard ostatnio też wplótł ten motyw do overwatchowego chatu i też wyszło zabawnie. Choć pewnie w przypadku 16-latka bardziej zadziałało to, że studio poznało adres zamieszkania chłopaka i zwyczajnie przestraszył się konsekwencji poważniejszych, niż szlaban na komputer.
Co ciekawe, dział prawny firmy nie miał o niczym pojęcia, ale to nie powinno dziwić. Prawnicy nie mają poczucia humoru i pewnie od razu zaczęliby słać swoje pisma.
Bartosz Stodolny