Deiland - recenzja. Można ‘’przetrwać’’, a można przetrwać z klasą!
‘’Swój kawałek podłogi’’ nabiera zupełnie nowego znaczenia, gdy ma się własną planetę.
02.08.2018 | aktual.: 02.08.2018 13:05
Każdy szuka swojego miejsca na świecie. Przestrzeni, którą wypełni całym sobą i będzie czuł, że to tam może zakorzenić się do końca życia. Takim miejscem byłaby malutka planeta Deiland, niestety, jest już zamieszkana przez 10-letniego chłopca imieniem Arco. I to nie moje wspaniałe przygody poznacie, a jego, bo to nie ja, a on jest księciem wybranym do obrony mojej wymarzonej planety!
Platformy: PC, PS4
Producent: Chibig
Wydawca: Chibig
Data premiery: 09.08.2018
Wersja PL: Nie
Wymagania sprzętowe: Windows 70-10, Intel Core i5, 4 GB RAM, GeForce GTX 660, 2 GB HDD.
Grę do recenzji dostarczył wydawca. Graliśmy na PC. Zdjęcia pochodzą od redakcji.
Arco mieszka na malutkiej planecie samotnie. Pierwsze dni poświęca więc na typowy survival, w przeciwieństwie do innych dzieci mama nie da mu obiadu na czas, a jedzenie jagód z krzaka robi się monotonne i męczące. Łatwo jest być bohaterem z pełnym brzuchem…Najważniejsze jest więc to, by zaspokoić wszystkie podstawowe potrzeby małego chłopca. Na szczęście wiele mu nie trzeba, a pracowitością jest w stanie zagospodarować całą planetę w kilka godzin. Nie myślcie sobie jednak, że młody dałby radę bez wsparcia dorosłych, co to, to nie. Okazuje się, że goście z innych planet bardzo chętnie wpraszają się do naszej spokojnej oazy, a za nimi ich znajomi, i znajomi znajomych.Tym samym poznajemy kilku bohaterów, którzy co jakiś czas zlecą nam małe zadanie, albo poproszą o wykonanie przedmiotu. W ten sposób rusza się do przodu cała fabuła, która z biegiem czasu i postępem wykonanych misji okazuje się być bardziej skomplikowana, niż to na pierwszy rzut oka wygląda.Arco jest Księciem, a Deiland to jedna z Małych Planet, zamieszkanych przez właśnie takie dzieci jak on, które posiadają magiczną moc. Planeta posiada kryształowe serce, które połączone jest z małym czarodziejem, a ich losy i rozwój wzajemnie na siebie wpływają. Jednak rola Małego Księcia we wszechświecie jest bardziej skomplikowana, a co kilka nocy coś szepcze mu we śnie do ucha w ten upiorny, niepokojący sposób.By zrozumieć co właściwie czyha na jego planetę, Arco musi poznać historię poprzednich Książąt. Naszym przewodnikiem, a właściwie przewodniczką, w tym wszechświecie jest Mun. Różowowłosa, nadpobudliwa, odważna i bardzo zadaniowa dziewucha, należąca do Międzygwiezdnego Patrolu. Tacy jak ona monitorują małe planety i sytuację innych ras, pilnują porządku w kosmosie i generalnie stanowią straż miejską tego układu.Oprócz Mun, z którą nawiążemy natychmiast bardzo przyjacielską relację, pojawią się mniej i bardziej lubiani goście. Czarnoksiężnik z gatunku Ank, ludzki alchemik, kocia pannica cierpiąca na kleptomanię, para łowców z dylematem rodzaju sercowego, leśna nimfa Lilly, podróżująca przez kosmos na swym wiernym ruma… robalu, oraz kapitan Goliath, wredny typ o aparycji super ciacha i z zawsze pełną sakiewką gotową na handel! Jest też gotujący Bramm, który na początku ratuje nam życie dostarczając jedzenie i nowe przepisy.Wszystko co zdobywamy z czasem, nowe zadania, nowe sadzonki, nowe receptury i schematy, dostajemy od naszych galaktycznych przyjaciół. Czasami przydatne rzeczy znajdziemy w meteorytach, które uderzają w naszą planetę. I tutaj zaczyna się odkrywanie ukrytych mechanik sterowania gry, które pozwalają nam zyskać całkowitą symbiozę z Deilandem.W pewnym momentach gry, takich jak uderzenie meteorytów, odwiedziny na naszej planecie, czy nawet deszcz, przełączamy się na widok całej planety. Możemy też obracać ją myszą, ale w inwersji, a w przypadku pojawieniu się chmur, przesuwamy je po niebie w takie miejsca, by nie zasłaniały nam widoku. Jest to bardzo przydatny mechanizm, bo pozwala w naturalny sposób podlać drzewa, krzewy i sadzonki, dzięki czemu mocno przyspieszymy czas zbiorów.Jeżeli już przy ogrodnictwie jesteśmy, to trzeba poświęcić naszej florze planetarnej nieco uwagi. Arco ma na początku bardzo ograniczone zasoby. Dbanie i zbieranie każdej spadającej z krzaczka dojrzałej jagody, czy nasionka z drzewa to absolutna podstawa, by móc wyhodować odpowiednią liczbę drzew na drewno i zdobyć pożywienie. Wszystkie materiały posłużą nam później do przetrwania, ale również tworzenia przedmiotów wymaganych w zadaniach, sadzenia, budowania i wykonywania misji. Gdybym miała określić, czy to bardziej RPG czy survival typu Don’t Starve, to bardziej liczy się tu progres fabularny i odblokowywanie z czasem etapów gry, niż same zbieractwo, które później jest już tylko formalnością. Tylko na początku walczymy o przetrwanie.Z czasem nasze zbiory tworzą pokaźne zapasy, których nigdy nie wykorzystamy, a jednak mechanika gry jest tak łatwa i przyjemna, że survivalowo-crafterski aspekt gry sprawia ogrom frajdy i wciąga na długie godziny. Do czasu, bowiem Deiland skrywa swoje mroczne tajemnice!
To debiutancka gra na PC i konsole ze studia Chibig, zajmującego się prostymi tytułami na telefony. Mieli widocznie większe ambicje na stworzenie singleplayerowego survival RPG, i te ambicje od razu wychodzą na wierzch w masie błędów i niedociągnięć technicznych. Gra została sfinansowana przy pomocy Kickstartera. Widać świetny pomysł, adekwatny do produkcji budżet, ewidentnie przemyślaną koncepcję i przyzwoitą fabułę na 20 godzin gry (tyle czasu mniej więcej zajmie jej przejście). Nie ma fajerwerków, to nie jest nic, czego wcześniej by nie było (postarali się o to Antoine de Saint-Exupéry oraz Klei Entertainment, czy nawet Notch - wszystko, czym jest Deiland, już kiedyś widzieliśmy), ale ta gra po prostu przysysa nas do komputera i nie chce puścić, dopóki się nie posypie.Na długo nim pojawiłam się w życiu Arka, było wielu śmiałków, którzy odwiedzali Deiland. Wiem, bo znalazłam już wiele osób, które również nie mogły ukończyć gry zanim twórcy nie naprawili paru rzeczy. Niektórzy nie mogli przejść do innej krainy odwiedzanej z Mun (zabawne, bo rozwiązanie było proste, zmienić język na hiszpański). Inni, tak jak ja, zmagali się z problemem zawieszonego craftingu. Każdy przedmiot, jaki wytworzyliśmy, sprawiał, że trzeba było wyłączyć grę (miło, zwłaszcza, gdy ma się 30 sztabek srebra do przetopienia). Przez długie godziny walczyłam, odinstalowywałam, zmieniałam języki na wszystkie możliwe, a trzeba było po prostu czekać na update.Później wcale nie było lżej, zbugowani wizytatorzy, tu coś nie zaskoczy, tam coś nie załapie (raz czekałam godzinę, aż pojawi się kolejny quest, bo coś nie stykało), ale najlepszy błąd spotkał mnie pod koniec gry, gdzie po raz chyba trzeci utknęłam na dobre. W finale gry spotykamy bossa, którego pokonanie polega na wciśnięciu jednego przycisku, dzięki czemu Mun zada śmiertelny cios. Tak się złożyło niefortunnie, że podczas gdy grałam na PC, gra kazała mi przytrzymać QTE z zielonym trójkątem. W pierwszej chwili po prostu próbowałam zmierzyć się z przeciwnikiem od nowa, ale po 3 podejściu zrozumiałam, że te działania są bezcelowe. Nie wyczaruję trójkąta na klawiaturze. Za każdym razem gdy nadchodził moment strzału, Strażniczka Galaktyki stała jak wryta, czekając na cud aktualizacji. Nie doczekałyśmy się obie, a mnie roznosiło, szczególnie, gdy twórcy odpisywali na wiadomości po tygodniu, i bez słowa wyjaśnienia.Pisząc ten akapit musiałam wziąć kilka głębokich wdechów i uspokoić się. Nie ma wielu trafnych słów, które opiszą, jak dobra i smaczna gameplayowo jest gra Deiland, i nie ma również wielu słów, a przynajmniej nie przyzwoitych, które są w stanie wyrazić, jak bardzo jej chwilami nienawidziłam za to, że nie mogłam dalej grać. Tak bardzo jestem zła na tę grę, że chciałabym wystawić jej ujemną ocenę, ale nie mogę, bo to jest naprawdę dobra produkcja, i uwierzcie mi, chce się w nią grać i ukończyć, a nie zostawić w bibliotece Steama na wieczne niedoczekanie.Jest jednak chwilę przed premierą (9 sierpnia), a ja polecam Wam wstrzymać się z zakupem gry o te kilka dni. Niech przykre doświadczenia innych graczy będą podwalinami do wersji bez błędów. Poczekajcie, aż będzie gotowa do jednorazowej wizyty na włościach Arka. Szkoda zębów, nie ma co zgrzytać ze złości, trzeba dać twórcom czas na ogarnięcie tego bajzlu. Od tego są ofia… Znaczy recenzenci, żeby wytknąć takie błędy zanim wy to kupicie!Jednak czas odpowiedzieć na najważniejsze pytanie każdej recenzji: czy grę warto kupić? A przede wszystkim, dlaczego? Odpowiedź jest bardzo wymowna, bo 3 razy”tak”, mamy tu nieoszlifowany diament!Gra jest wesoła i kolorowa. W prostocie i minimalizmie rozgrywki bardzo przypominająca Minecrafta. Bajkowa otoczka Małego Księcia niesie drobne morały i podszepty twórców o tym, jak piękna i potrzebna nam w życiu jest przyjaźń. Do tego bardzo liczne sensowne rozwiązania: stopniowo zwiększający się poziom trudności samej przygody (wrogów, czarów, przedmiotów), łatwiejsze zbieranie surowców, modernizacja rolnictwa (czy raczej uprawy grządek) i dużo frajdy przy gospodarowaniu ziemią Deiland (Arco może zwiększyć poziom planety odblokowując dodatkowe opcje, np. zjawiska atmosferyczne). Dodatkowo zmienna pogoda, burze, losowe wydarzenia, błękitne dni i romantyczne noce pod niebem pełnym gwiazd. Gdyby Itaka zorganizowała kiedyś turnusy na Deiland, to ja poproszę bilet w jedną stronę!To wszystko przeplatane jest fabularnymi twistami i żywymi bohaterami, którzy są zabawni, a dialogi mają polot, mimo że odzwierciedlają relacje 10-latka z różnymi nieistniejącymi rasami. Dobry humor, piękna, prosta historia. Czego możemy chcieć więcej? Kolejnej zombie apokalipsy? Jest naprawdę dobrze, byłoby mocne cztery i pół w ocenie, ale to trudna branża, nie wydaje się gry, której ukończenie może być niemożliwe (w przypadku bossa trzeba było trafić na klawisz, który odpowiadał trójkątowi na PlayStation). Ode mnie idzie czwóreczka, za fajny grywalny tytuł, ale jeśli nie naprawią tego, co szwankuje, to ta ocenia nie będzie nic warta. Nikt nie ma czasu na granie w tytuł, którego nie da się przejść.