Defender's Quest: Valley of the Forgotten - gadające wieżyczki z wielkimi mieczami

Patrząc z boku wydawałoby się, że tower defense to dość statyczny gatunek, w którym niewiele można zmienić. Ale wystarczyło połączyć taką grę z RPG, by nabrała nowego smaku.

Defender's Quest: Valley of the Forgotten - gadające wieżyczki z wielkimi mieczami
marcindmjqtx

09.01.2013 | aktual.: 08.01.2016 13:20

Przyznaję, nie jestem aż tak zagorzałym fanem tower defense, by grać w każdą wydaną grę. Jednak lubię pograć, gdy coś ciekawego wpadnie mi w ręce. Być może takie elementy jak w Defender's Quest już się gdzieś pojawiły, ale ja trafiłem na nie w tej własnie grze. I mnie urzekły.

Defender's Quest zaczyna się jak historia z RPG. Umierająca dziewczyna o niezwykłych zdolnościach, tajemnicza zaraza pustosząca kraj i wplątany we wszystko barbarzyńca o włosach czerwonych jak gorejąca stodoła. Fabuła przedstawiona jest za pomocą statycznych plansz, które brzydkie nie są, a dialogi czyta się przyjemnie, bez uczucia żenady. Serio - historia jest całkiem wciągająca, choć to proste fantasy.

Jednak, gdy już splot wydarzeń rzuci nas do bitwy, następuje zmiana trybu rozgrywki - nasz nowopoznany towarzysz pełni rolę wieżyczki. Czy raczej postawnej wieży masakrującej plugastwa dwuręcznym mieczem. Taką rolę pełni też każdy inny członek drużyny, zrekrutowany pomiędzy bitwami - oprócz barbarzyńców pojawiają się łucznicy, kapłani itd. Tu znów tower defense przechodzi RPG, bo kompani zdobywają poziomy doświadczenia, mają drzewka umiejętności pasywnych i aktywnych oraz potrzebują ekwipunku, który oczywiście trzeba zakupić, a potem stopniowo wymieniać na lepszy w napotkanych wioskach. Po drodze pojawia się oczywisty dylemat, czy lepiej mieć więcej towarzyszy, ale gorzej uzbrojonych, czy mniejszą ekipę wymiataczy. Wszystko to sprawia, że Defender's Quest wciągnęło mnie dużo mocniej niż stawianie tuzinów anonimowych wieżyczek. Każdej postaci można nadać imię, zmienić nieco wygląd, by stanowili unikalną drużynę.

W czasie bitwy też jest co robić - można dodawać sojusznikom kolejne poziomy, zwiększające ich zdolności, rzucać czary, z czasem pojawia się też konieczność przestawiania ludzkich wieżyczek w inne miejsca. A wszystko to bacząc, by nie skończyła się energia PSI, która wypada z pokonanych wrogów służy jako główny surowiec. Jest co robić. Główna bohaterka także się rozwija - dostaje coraz to nowe i lepsze zaklęcia.

Mam jednak jeden zarzut - jest za łatwo, przynajmniej na początku. Grę upraszcza zarówno aktywna pauza, podczas której można rzucać czary, jak i możliwość powtarzania bitew do bólu. W ten sposób, przy odrobinie cierpliwości i grindowania, można po chwili pływać w złocie - wystarczy ustawić czterokrotnie szybszy upływ czasu. Szkoda, że kolejne podejścia do bitew nie różnią się niczym. Oczywiście można samemu narzucić sobie dodatkowe ograniczenia np.: "Przejdę poziom samymi łucznikami", ale idealnie byłoby, gdyby zrobili to twórcy, dodając osiągnięcia.

Pewnym ułatwieniem - którego używania jednak czasem gra sama wymaga - jest możliwość odsyłania i przyzywania z powrotem postaci, które zostają przy okazji wyleczone). Chociaż trzeba uważać, czy zostanie dość PSI, by całą operację przeprowadzić. No i traci się poziomy przyznane bohaterowi w czasie bitwy.

Defender's Quest nie jest nie wiadomo jakim przełomem w tower defense. Nie oczarowuje grafiką czy muzyką, ale też nie razi brzydotą. Nie jest potwornie skomplikowana, ale ma odrobinę głębi. To po prostu dobry miks elementów z dwóch gatunków, w który chce się grać. A chyba w grach chodzi. Pewnie dlatego - i z powodu nazwy - kojarzy mi się z Puzzle Quest, w którym utopiłem kilkadziesiąt godzin. To dobre skojarzenie.

Wielki plus (i uśmiech) dla twórców za obszerne demo, które pozwala na 1-2 godziny zabawy oraz zaimportowanie zapisanego stanu gry do pełnej wersji. Którą mam ochotę niezwłocznie zakupić, po ukończeniu tegoż dema.

Defender's Quest znajdziecie na Steamie lub Desurze lub stronie twórców - są także wersje na Linuksa i Macintosha. Wersja demonstracyjna jest na tejże stronie lub Steamie.

Paweł Kamiński

Źródło artykułu:Polygamia.pl
recenzjemaclinux
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)
© Polygamia
·

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje się  tutaj.