"Death Stranding" trafił na pecety. Trzy rzeczy, które musicie wiedzieć o grze Hideo Kojimy
Trudno się na tę grę przygotować. Ale spróbujmy.
15.07.2020 05:48
Powtórzę dla pewności - to nie jest recenzja "Death Stranding". To bardziej zbiór ciekawostek i porad, które (mam nadzieję) przygotują właścicieli komputerów na przedziwną podróż, jaką zaserwował światu Hideo Kojima. Jeśli jednak szukacie recenzji, waszej szczególnej uwadze polecam tę autorstwa Barnaby. Ba, pozwolę sobie przytoczyć jej początek.
"Tymczasem Hideo Kojima, mający niemal boski status reżyser gier, postanowił wbić kij w mrowisko tej oczywistości. I zacząć zadawać pytania jak dziecko: "Chodzenie? A czemu bohater chodzi? Czy się nie zmęczy? A czemu się nie przewróci o kamień?". Tak to prawda, tak oczywista rzecz jak chodzenie bywa w "Death Stranding" wyzwaniem. I dobrze pokazuje, jak duże niespodzianki czekają na nas na dalszej drodze".
DEATH STRANDING PC Launch Trailer [ESRB M]
Czyli jednak "symulator kuriera"? Cóż. I tak i nie. Dla gatunkowych purystów określenie z czym mamy do czynienia może być olbrzymim problemem. W grze są elementy akcji, ale niekoniecznie premiuje ona podejście siłowe, choć również takiej opcji nie wyklucza. Przez większość czasu po prostu idziemy z punktu A do B. Są też fragmenty horroru, zwłaszcza gdy natkniemy się na wrogów. Nasza postać rozwija się przez całą rozgrywkę. Widać, że Hideo wziął z elementy z różnych gatunków, polał całość autorskim sosem i stworzył hybrydę, która nie ma jeszcze nazwy. Nie każdemu ta potrwa przypadnie do gustu. Polaryzację widać było zarówno w recenzjach, jak i na Metacriticu. Choć bez startu do szaleństw jakie przyniosła premiera "The Last of Us 2".
Po pierwsze: obsada
Kiedy my ekscytujemy się obecnością Keanu Reevesa w "Cyberpunk 2077", a internet przeżywa obecność Giancarlo Esposito w "Far Cry 6", Hideo Kojima w "Death Stranding" zebrał całą konstelację gwiazd. Kogo tu nie ma: Mads Mikkelsen (serial „Hannibal”, „Casino Royal” czy nominowane do Oscara „Polowanie”), Norman Reedus (gwiazda serialu „The Walking Dead”), Lea Seydoux („Życie Adeli. Rozdział 1 i 2”, „Grand Budapest Hotel”) czy Margaret Qualey ("Pewnego razu w Hollywood", "Notatnik śmierci").
Do tego dorzucił reżyserską śmietankę w osobach Guillermo Del Toro (laureat dwóch Oscarów za „Labirynt Fauna” oraz „Kształt wody”) oraz Nicolasa Windinga Refna („Drive”, „Tylko Bóg wybacza”, „Neon Demon”). A na tym lista się nie kończy. Gościnny udział zaliczył również Conan O’Brien, słynny amerykański gospodarz programów talk-show, Edgar Wright (reżyser m.in. "Baby Driver", "Wysypu żywych trupów" czy "Scott Pilgrim kontra świat") czy Jeoff Keighley, którego chyba nie musimy wam przedstawiać.
Norman Reedus & Conan On Their Roles In "Death Stranding" - CONAN on TBS
Kojima w "Death Stranding" opowiada o budowaniu sieci, która ma zjednoczyć świat. Świadomie lubi nie, twórca wybrał do współpracy ludzi, których ścieżki skrzyżowały się w przeszłości. Norman Reedus grał w filmie Del Toro "Mutant", którym meksykański reżyser debiutował w Hollywood. Początki przygód z X muzą dzielą również Refn i Mikkelsen. Obaj spotkali się w 1996 r. na planie duńskiego filmu "Pusher" (przy okazji - bardzo dobrego). Współprace powtórzyli przy okazji jego kontynuacji. Refn zaangażował Mikkelsena ponownie, kręcąc już na amerykańskim gruncie film "Valhalla Rising".
Na koniec wróćmy do Keanu Reevsa. Ale o nim najlepiej wypowie się sam Kojima. "Na początku rekomendowano mi Keanu Reevesa, ale ja chciałem Madsa [Mikkelsena - przyp. redakcji]" - powiedział Hideo Kojima w trakcie konferencji Comic-Con w San Diego, a informacja szybko została udostępniona na Twitterze. Dlaczego Kojima tak bardzo uparł sie na Madsa? Wytrwałym polecam prześledzenie mediów społecznościowych Hideo, który już w 2015 r. pisał: "Wywiad z moim ulubionym aktorem, Madsem Mikkelsenem jest w najnowszym wydaniu magazynu "Cut". Niewielu aktorów wygląda tak seksownie i cool we krwi". Amerykanie na coś takiego mówią "bromance"?
Po drugie: muzyka
Może nie tak spektakularnie, ale wciąż bardzo bogato prezentuje się oprawa muzyczna "Death Stranding". Muzykę do gry stworzył Ludvig Forsell, nadworny kompozytor Kojimy. Panowie współpracowali przy okazji "Metal Gear Solid V" (zarówno "Ground Zeroes", jak i "Phantom Pain") oraz mitycznego dema "P.T.".
Częściej słyszymy jednak Ryana Karazija, wokalistę i kompozytora z Islandii, ukrywającego się pod pseudonimem Low Roar. Kojima zakochał się w jego muzyce, a także w ojczyźnie muzyka. Stąd takie w "Death Stranding" krajobrazy, a nie inne. Muzyka pojawia się w grze rzadko, więcej w niej ciszy niż dźwięków, ale idealnie splata się z pustymi krajobrazami, pogłębiając poczucie znoju i samotności. A może zachęcając do zadumy?
Ale imperialne zapędy Kojimy i tak dają o sobie znać. Bo na ścieżce dźwiękowej nie brakuje też nazw wielkich: Chvrches, Major Lazer, Bring Me The Horizon, Khalid, Apocaliptyca. A jak zanurzycie się w odmęty Spotify'a, na oficjalnej playliście znajdziecie też utwory-inspiracje, które podobno wyselekcjonował sam Hideo. Wtedy do głosu dochodzą tuzy pokroju Toma Waitsa, Johny'ego Casha czy Davida Bowie.
Po trzecie: multiplayer. Tak jakby
Hideo Kojima obiecywał w grze tryb wieloosobowy inny niż wszystkie. I słowa dotrzymał. Sam Porter podczas swojej odysei, musi pokonać monstrualne przestrzenie opustoszałego świata. I początkowo robi to pieszo. Z czasem pojawiają się możliwości budowania dróg, mostów czy stacji ładowania pojazdów. Postawienie infrastruktury nie jest (jak wszystko w "Death Stranding) takie łatwe i wymaga dużych nakładów surowców. Hideo wpadł na wydawać by się mogło prostą, ale błyskotliwą metodę. Możemy rozpocząć budowę odcinka drogi, dostarczając tyle materiałów, ile jesteśmy w stanie. Resztę może donieść inny gracz. Powstała w ten sposób droga będzie dostępna dla wszystkich. Z czasem efekt jest oszałamiający, bo nie dość, że dynamicznie zmienia się cały świat gry, to wpływa realnie na rozgrywkę.
Osobliwość tego "trybu wieloosobowego" polega też na tym, że nadal nie spotkamy na mapie innych żywych graczy, ale każdy pozostawia po sobie ślad, pomagając pozostałym. Szalone i fenomenalne jednocześnie. Takie rzeczy tylko u Kojimy.
Hideo to swego rodzaju fenomen. Można go kochać, można nienawidzić, ale mało kto potrafi wywołać wokół siebie i własnej twórczości tyle szumu. Przykład? Przy okazji premiery "Death Stranding" Japończyk pobił rekord Guinnessa w kategorii “Najchętniej obserwowany w mediach społecznościowy reżyser growy”. Jego Twittera śledzi 2,9 miliona użytkowników (mowa o koncie angielskim), a konto na Instagramie ponad 1,1 mln osób.
Kojimie nie wyszła jedna rzecz – podbicie szczytów list sprzedaży. Ile osób kupiło "Death Stranding"? Ani Sony, ani Hideo nie chwalą się liczbami. Muszą nam wystarczyć zapewnienia Japończyka, że gra się zwróciła z nawiązką. Podobno na tyle, żeby "zabezpieczyć kolejny projekt od Kojima Productions".
To jak - sięgniecie po "Death Stranding" na pecetach? Dla tych, którzy rozważają odpowiedź: tak - dorzucamy oficjalne wymagania sprzętowe.