Deadpool 2 - recenzja filmu. Więcej, lepiej, bardziej awokado
To jest dopiero wojna bez granic.
Wiecie, jak to jest. Wychodzi jakiś utwór i spotyka się ze świetnym przyjęciem. Wszystko się zgadza, łącznie z zyskami, a potencjalne niedoróbki przyćmione są przez zalety i usprawiedliwione ograniczonym budżetem. Ludzie chcą więcej. Twórcy zatem dają im więcej, z większym rozmachem, z większym jajem, z większym wszystkim, wykorzystając zdobyte już doświadczenie.To scenariusz stary jak popkultura i na szczęście w przypadku Deadpoola 2 zadziałał wzorowo. Kiedy sala kinowa, razem z tobą, ryczy zgodnym śmiechem w piątej sekundzie filmu, przeczuwasz, że będzie dobrze. Wszystkie rzeczy, za które lubiliśmy pierwszy film, są tutaj obecne z meniskiem. Przygotujcie się więc choćby na takie stężenie popkulturowych nawiązań i metażartów, że po wyjściu z kina nawet kwiatek doniczkowy skojarzy wam się z Umą Thurman w "Batmanie i Robinie".Zresztą, nie chodzi tylko o nieustające mrugnięcia. Dwugodzinny seans, jak łatwo się domyślić, ogólnie naszpikowany jest żartami. Od wspomnianych pierwszych sekund do schyłku napisów końcowych. Scenarzyści sypią nimi czasem jak z karabinu, po kilka na minutę, i o ile zdecydowana większość siada jak Deadpool na twarzy Cable'a, o tyle kilka razy zdarza się jednak poczuć w tym pewną niezdrową kompulsywność. Nie zmienia to jednak tego, że będziecie śmiać się dużo i zdrowo. Z błyskotliwych dialogów, z żartów sytuacyjnych, z głupotek, z celnych parodii, z absurdalnej przemocy, z nawiązań...Wiadomo, czyja to zasługa. Tak, Deadpoolu. Jeśli gdzieś tam właśnie zerkasz z popkulturowego kosmosu na każdą pisaną na świecie recenzję, wiedz, że nie musisz tutaj przebijać się przez czwartą ścianę i interweniować. Będę cię chwalił, bo jesteś w świetnej formie. Pozwól jednak, że słowa uznania przekażę też jeszcze pewnemu awokado...Ryan Reynolds wciąż jest doskonałym Deadpoolem. W tym filmie jego wkład stał się zresztą jeszcze większy, bo razem z Rhettem Reesem i Paulem Wernickiem został scenarzystą. Aktor wymyślał wiele dowcipów dla swojego bohatera, niektóre żarty powstawały też wskutek improwizacji. Już w 2016 udowodnił, że świetnie czuje się w skórze tej postaci; teraz możemy po prostu podziwiać, z jaką swobodą i naturalnością się w nią wciela.Nie mówię tu tylko o tych wszystkich śmieszkach, strzelaninach, bijatykach, pijatykach i... dotykach. Wade Wilson ma też swoją wrażliwą stronę, którą potrafi błysnąć gdzieś między masakrą a żartem o penisie. Film potrzebuje w końcu solidnego konfliktu i wątku dramatycznego. Deadpool 2 już na początku reklamowany jest przewrotnie jako "kino familijne". Cóż... jest to rzeczywiście historia o poszukiwaniu rodziny. Opowiedziana trochę nierównym tempem, rozkręcająca się zbyt późno, ale też całkiem interesująca.
A czy poruszająca i skłaniająca do przemyśleń? Oczywiście, że nie. Ale nikt też chyba nie oczekuje po Deadpoolu emocji głębszych niż do kolan. O niektórych ckliwych scenach myśli się wręcz jak o "zasłużonych" - bo np. twórcy zafundowali nam dopiero co tak bezpardonową, wulgarną i zabawną przejażdżkę, że wydaje się, iż teraz bez wyrzutów sumienia mogą poczęstować nas nieco sztywną sekwencją. Takie momenty da się na szczęście policzyć na palcach jednej ręki.No dobrze, powiedzmy coś o Cable'u. Wiem, że późno o nim wspominam, ale w filmie Josh Brolin też każe na siebie czekać. Kiedy już jednak wpada z martwym spojrzeniem, kwadratową szczęką i żołnierską werwą, jest dobrze. Mimo że Cable również ma wzbudzać strach i respekt, nie ma się poczucia oglądania Thanosa 2. Brolin zagrał w tym wypadku nieco inną gamą emocji i stworzył postać może nie aż tak wyrazistą jak w Avengersach, ale wciąż naprawdę solidną. Cable błyszczy szczególnie w interakcji z Deadpoolem - na ekranie udało się złapać przewrotną chemię między ich skrajnymi osobowościami.
Przygotujcie się też na zapałanie sympatią do składu X-Force, choć może nie reprezentować sobą tego, czego się spodziewacie. Z "nowych" wyróżnia się szczególnie pocieszna Domino. Więcej czasu antenowego dostaje też taksówkarz Dopinder, co wychodzi filmowi zdecydowanie na zdrowie. Gorzej wypadają za to antagoniści - nie mają ani nic ciekawego do powiedzenia, ani nic do pokazania. Ba, z jednym wiąże się najsłabszy żart w filmie. Złoczyńcy służą bardziej za fabularne dźwignie albo pretekst do krwawych jatek.Tych w Deadpoolu 2 oczywiście nie brakuje. Zdarzają się sekwencje, które robią wrażenie, szczególnie przy dobrym użyciu zwolnionego tempa albo specyficznych, hm, możliwości cielesnych Wade'a. Znajdą się też takie zupełnie standardowe, do zapomnienia. Nie zabraknie uroczo zdemaskowanej "walki CGI". Ogólnie czuć w tym wszystkim większy budżet, jest mniej kameralnie, choć wciąż mam wrażenie, że niekiedy przydałyby się ciekawsze miejscówki do przepychanek.Ostatecznie jednak i to nie jest tak naprawdę aż tak ważne. Biją się, nie biją, płaczą, nie płączą, są na ulicy czy w ciemnym budynku - nikogo to nie obchodzi tak długo, jak film zachowuje swoją fantastyczną energię napędzaną humorem, popkulturą i brakiem hamulców. A tej Deadpool 2 nie traci prawie nigdy.