Deadly Stranding na Androidzie - czyli mistrz plagiatu w natarciu
Ale właściwie to po co czekać na Kojimę?
21.06.2018 11:42
Dla przyzwoitości twórca tej gry zmienił nazwę: to Deadly Stranding - A Survival Game. Ma wspaniały opis, który obiecuje nam niezwykłe doświadczenie geniuszu niejakiego Kojumbo, które "znają wszyscy". Kojumbo, tak, to nie literówka. Fabuła to rozwinięcie jednej z wielu fanowskich teorii na temat tego, co właściwie wymyślił Kojima. A zatem: była sobie globalna katastrofa, wielka eksplozja, która zmieniła cały świat, a woda wyparowała. Wszystkie morskie zwierzęta wylądowały na mieliźnie i źle się czują, podobnie jak życie na całej Ziemi.
Pojawiają się dziwne, ciemne postacie, których celem jest pochwycić ostatnie żywe dziecko. Gracz wciela się w byłego więźnia (wątek z kurierem Fedexu najwyraźniej autora nie przekonał), którego zadaniem jest ochrona dziecka za pomocą wszelkich dostępnych środków.
Deadly Stranding to FPS, którego mechanika jest bardzo skomplikowana (jak przystało na genialne dzieło, ma bardzo wysoki próg wejścia), a ogarnięcia sterowania nie ułatwia masa reklam.
Za grę odpowiedzialne jest studio Sky Patrol. Niektórzy podejrzewają, że to jedna osoba, która doskonale orientuje się w bieżących trendach - w jego portfolio znajdują się takie tytuły jak: Last Grand Battle Royale Survivor Unknown czy Laser Light Sword Star Simulator.
Gra dostępna jest w sklepie Google Play.
Ale to już było, prawda? W maju zeszłego roku Bartek Stodolny pisał o grze Witcher Bubble Shooter i ogólnie o produkcjach wykorzystujących "modne" tytuły. Nieco później pojawiła się chińska podróbka Overwatcha - Legend of Titan - tak mało subtelna, że wszelkie zapewnienia studia 265G, jakoby był to oryginalny tytuł, wzbudzały uśmiech politowania. Nie dziwi zatem fakt, że duże studia zastrzegają prawo do nazw i nawet ich fragmentów oraz podejmują kroki prawne w celu uniemożliwienia plagiatu. Prawdą jest jednak, że to trochę walka z wiatrakami. Celem kopistów jest jak najszybciej zarobić, a potem zaszyć się w odległych zakamarkach sieci i wypluć kolejną podróbę. Jeśli ktoś bezmyślnie da małemu dziecku grę z PEGI 18 i potem narzeka na brutalność w grach, to tak samo może nabrać się na zbieżność tytułów i kupić podróbę - wystarczy nie czytać opisów.