Deadlight - w tej grze przed zombie lepiej uciekać
Śledzę Deadlight od momentu pierwszej zapowiedzi tej gry. Nie mogłem nie zagrać w nią na targach E3.
Nie zawiodłem się. Liczyłem przede wszystkim na ciężki, przytłaczający klimat: jest go tu całe mnóstwo. Niby jest to kolejna opowieść o zombie (tutaj nazywają je "cieniami"), ale opowiedziana w niezwykle dobitny, sugestywny sposób. Styl graficzny, animowane przerywniki fabularne, głos głównego bohatera - wszystko buduje ciężką, brutalną opowieść, która bardziej kojarzy się z - zgodnie z moimi oczekiwaniami - "Droga" McCarthy'ego niż jakimkolwiek dziełem o żywych trupach.
Największą zagadką była dla mnie rozgrywka. Deadlight teoretycznie wygląda bowiem jak platformówka 2D, ale twórcy zapowiadali, że nie będzie do końca przedstawicielem tego gatunku. To... nie do końca prawda, przynajmniej tak stwierdzam po ok. 20 minutach spędzonych z grą. Skakania i wspinania się jest tu mnóstwo, choć faktycznie, w przeciwieństwie do większości platformówek, podyktowane jest ono fabułą, a nie wzięte zupełnie z kosmosu.
Grałem w początek gry i nie widziałem zbyt wielu zagadek, którymi chwalili się twórcy. Wszystko było raczej kwestią zręcznych palców. Nie wiem jednak, co będzie potem. Podobało mi się natomiast, jak rozwiązano kwestie przeciwników. Z zombiakami w Deadlight nie ma sensu walczyć, nawet, gdy znajdzie się broń (siekierę). Lepiej uciekać i nie dać im się dorwać. Podoba mi się takie podejście do tematu.
Jeśli twórcy nie zwariują, nie dadzą w połowie gry głównemu bohaterowi karabinu i nie każą mu nagle masowo eksterminować chodzących trupów, będzie z tego dobra gra. Nie wiem jak dobra, ale na pewno na tyle wyjątkowa, że warta uwagi. Może to być Limbo, Bastion czy Braid tego roku, jeśli wiecie, co mam na myśli.
Tomasz Kutera