Dead Rising 2 - recenzja
W Ameryce można zarobić na wszystkim, nawet na zombie. Ale nie mam tu na myśli popkultury, która chętnie korzysta z motywu żywych trupów, lecz świat przedstawiony przez Keijiego Inafune. Po wydarzeniach z pierwszej części gry, zombie stają się codziennością, nie znaczy to jednak, że nie można ich jakoś zagospodarować. Dlaczego bowiem nie stworzyć show telewizyjnego, w którym ku uciesze mas zawodnicy będą ze sobą rywalizować na ilość posłanych do krainy wiecznych łowów gnijących delikwentów w wymyślnych konkurencjach?
01.10.2010 | aktual.: 30.12.2015 14:05
Szerszy opis trybu fabularnego znajdziecie w tekście Dla singli: Dead Rising 2.
Takie właśnie pomysł miała na zombiaków Ameryka w Dead Rising 2. Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że zabawa w tym stylu wypełnia grę. Naprawdę stanowi jedynie wstęp opowiadanej historii. Do zawodów nazwanych Terror is Reality przystępuje Chuck Greene, były mistrz motocrossu o niewesołej przeszłości. Chuck przyjeżdża na show do Fortune City, gdyż potrzebuje pieniędzy na lekarstwa dla córki, która niegdyś została pokąsana przez zombie i teraz, by sama nie stać się jednym z monstrów, regularnie musi przyjmować specyfik o nazwie Zombrex. Niestety krótko po programie telewizyjnym dochodzi do uwolnienia zombie, którzy szybko zarażają pozostałą część kompleksu kasyn i centrów handlowych z jakiego składa się Fortune City. Pozostaje tylko jeden bezpieczny bunkier i nieliczni ocaleni na reszcie obszaru. Niestety Chuck zostaje pomówiony o wywołanie epidemii jako jeden z członków grupy walczącej o nieco bardziej ludzkie traktowanie zarażonych.
Walka z czasem Zadaniem Chucka w trybie dla jednego gracza jest oczywiście oczyszczenie swojego dobrego imienia, zadbanie, by córka regularnie otrzymywała lekarstwo, a także, jeśli czas pozwoli, ratowanie ocalałych, co często wiąże się również z walką z ludźmi, którzy w tych niesprzyjających okolicznościach zwyczajnie poszaleli. Wszystko to w 72 godziny, zanim do miasta wkroczy wojsko. Kampanię dla jednego gracza dość szeroko opisałem w recenzji tego tytułu bez trybów sieciowych, pozwólcie więc, że przywołam kilka cytatów.
Zadań jest mnóstwo, a czas nieustannie ucieka, dlatego też nie ma fizycznej możliwości ukończenia ich wszystkich. Co więcej jeśli chcemy skupić się na przejściu ścieżki fabularnej większość z nich musimy programowo odrzucić, bo nie zdążymy ich wykonać. Określone wątki rozpoczynają się o danej porze danego dnia i musimy się z nimi uwinąć na czas, albo gra powiadomi nas, że zawiedliśmy. To w połączeniu z nieprzemyślaną mechaniką sprawia, że Dead Rising 2 potrafi być potwornie frustrująca. Ja poległem i w połowie historii zwyczajnie się poddałem. Dlaczego się poddałem? Ponieważ wiele misji przy pierwszej próbie przejścia gry wydaje się wręcz niemożliwe do wykonania. Na szczęście producenci gry zostawili nam furtkę. Przy kolejnych próbach poradzenia sobie z historią w Dead Rising 2 możemy korzystać z postaci, która ma już znacznie wyższy poziom doświadczenia a przez to i większe umiejętności. Chuck rozwija się przez zabijanie zombie na odpowiednio wymyślne sposoby np. przez skonstruowane przez siebie bronie lub ratowanie ocalałych. W zamian dostaje nowe ruchy (bez których ciężko pokonać niektórych bossów), większą żywotność czy też możliwość noszenia większej ilości przedmiotów (co jest ważne, bo bronie szybko się zużywają, a nasz bohater potrzebuje jeszcze jedzenia by wzmocnić nadwątlone walką zdrowie). Wracając na chwilę do broni - znalezione przedmioty można ze sobą łączyć, lecz niestety nie dowolnie. Na terenie kompleksu porozrzucane są warsztaty, gdzie zwykle z pomocą taśmy klejącej możemy dokonywać tak morderczych kombinacji jak kij baseballowy plus gwoździe czy maska dinozaura i fajerwerki - zestaw nakładamy zombiakowi na głowę i odpalamy ciesząc oczy efektami. Kombinacji do odkrycia jest całe multum, choć wiele przepisów dostajemy podane na tacy. Jeśli już przy porozrzucanych lokacjach jesteśmy, wspomnieć trzeba też o toaletach, w których nadal zapisujemy stan gry. Chciałoby się, żeby było ich więcej, na szczęście twórcy trochę ułatwili nam życie i udostępnili trzy sloty na zapisanie gry, zamiast jednego jak w pierwszej części.
Niech żyje wolność i swoboda! Swobodne granie i szukanie kombinacji przedmiotów, sposobów na wybijanie hord zombie, czy eksperymentowanie ze strojem Chucka sprawiają ogromną frajdę.
Chuck zostanie niesłusznie oskarżony po przybyciu wojska? Jego córka zamieni się w bezmózgie zombie? Trudno, ale za to ma trzy dni zabawy w centrach handlowych pełnych niespodzianek, 72 godziny na sprawdzanie na ile sposobów można "zabić zombie na śmierć". A można na wiele np. nadziewając wiadro wiertarkami, następnie zakładając takie urządzenie na głowę nieumarłego i odpalając wiertarki obserwować lejącą się spod wiadra posokę. Z radością patrzy się, jak znaleziona słuchawka od prysznica wbija się w głowę żywego truposza i jak ten pociesznie z nią paraduje. Nie ma też jak wpaść w skupisko zombie z klasyczną piłą tarczową. Sposobów na pokonanie truposzy są pewnie setki i ich odkrywanie cieszy. Goniąc za zadaniami w trybie fabularnym nie można sobie pozwolić na taką zabawę - zwyczajnie nie ma na nią czasu. Podobnie jak na zwiedzanie centrów handlowych, w których Chuck może np. założyć na siebie bambosze w króliczki, skórzany strój sado-maso, sportowe okulary słoneczne i jeszcze czapkę z szopa. Bo dlaczego by nie walczyć z inwazją zombie w takim właśnie stroju. Wolicie smoking na tą okazję? Proszę bardzo. Strój elvisa, maska dinozaura i kozaki dla tancerki go-go? Nie ma problemu. Chuck zalewający się krwią zombiaków w takich okolicznościach wygląda po prostu komicznie. Dlatego właśnie za pierwszym podejściem najlepiej nie przejmować się w ogóle trybem fabularnym a rzucić się w ogrom możliwości jakie daje Fortune City. Chyba, że lubicie naprawdę trudne i nierzadko frustrujące zadania. A jeśli już zapragniemy wrócić do głównej opowieści?
Z odpowiednio rozwiniętym bohaterem pewnie i zadania fabularne nie będą straszne. Osobiście nie lubię powtarzać tych samych fragmentów gier kilka razy, ale w DR2 chyba się na to zdecyduję. Po pierwsze dlatego, że zakończeń jest kilka, a to które obejrzałem ja, przekreśliło cały sens moich dotychczasowych działań. Po drugie, zadań pobocznych jest tyle, że można wybrać ratowanie innych osób a nie zawsze sprowadza się to jedynie do wyrzynania zombie. Po trzecie kiedy znudzi mi się już masakra zombiaków kombinowanie z czasem może okazać się ciekawym wyzwaniem. Szkoda jedynie, że sama historia nie trzyma w napięciu i gracz jest wobec niej obojętny.
Zombnet? Za bary z historią możemy chwycić się również poprzez sieć, zapraszając do zabawy znajomego. Kooperacja ma jednak to do siebie, że postępy może zapisywać tylko jeden gracz. Jeśli jednak umówimy się z kimś na sesje o określonych godzinach z twardym postanowieniem, że razem przechodzimy Dead Rising 2 to pewni się uda. Choć gra Capcomu posiada również tryb wieloosobowy, to nie sądzę, by ktoś spędzał w nim wiele czasu. W ramach sieciowej zabawy wraz z trójką przeciwników bierzemy udział we wspomnianym na wstępie show. Jest kilka konkurencji, które następują po sobie, ale żadna nie przyprawia o szybsze bicie serca, mamy tu na przykład rozjeżdżanie zombie ogromną metalową kulą, którą napędzamy biegając w jej wnętrzu (tą konkurencję akurat dość pomysłowo połączone z grą w berka) czy znane z początku gry jeżdżenie motorem z piłą tarczową po placu pełnym zombie. Gra na koniec zlicza punkty i tyle. Najciekawsze jest, że zarobione w ten sposób pieniądze możemy wykorzystać w trybie fabularnym, co znów znacznie uprości nam życie. Ma się jednak wrażenie, że tryb sieciowy został dodany nieco na siłę, na zasadzie „bo ma być”. Z pewnością Dead Rising 2 jest tytułem, który lepiej sprawdza się w dostarczaniu rozrywki jednemu graczowi lub dwóm w trybie kooperacji.
Diament, ale ze skazami Ponieważ przez dodatkowy tydzień obcowania z grą moje wrażenia audiowizualne nie zmieniły się ani na jotę, znów posłużę się cytatem:
Oprawa w Dead Rising 2 jest poprawna. Nic szczególnie nie pieści naszych oczu, ale nie ma też niczego, co kazałoby się krzywić. Na początku wydaje się, że Chuck rusza się jak mucha w smole, lecz wraz z rozwojem umiejętności zyskuje nieco werwy. Na ekranie jest mnóstwo przedmiotów, zalew przeciwników i bogactwo detali. Czasem można przez to wszystko doświadczyć zwolnienia animacji, ale nie jest to szczególnie częste. Urzekła mnie natomiast oprawa dźwiękowa - w centrach handlowych mamy do czynienia z sielską muzyką zachęcającą do zakupów co wspaniale kontrastuje z rozgrywającą się masakrą. Tworzy to niepowtarzalny klimat.
Werdykt Dead Rising 2 jest doskonała propozycją, dla tych wszystkich, którzy pokochali część pierwszą, ponieważ jest to sequel na zasadzie "kopiuj-wklej ale dodaj wszystkiego więcej". Niestety przy tym procesie powtórzono też błędy pierwszej części i niektóre nieprzemyślane rozwiązania mogą frustrować. Z drugiej strony tytuł ten oferuje tyle zadań pobocznych, możliwości kombinowania na własną rękę i konieczności planowania zadań by poradzić sobie z czasem, że pewnie będziecie chcieli ukończyć go kilka razy i zobaczyć różne zakończenia. Mimo, że tryb fabularny trwa tylko 72 wirtualne godziny, to sądzę, że DR2 potrafi dostarczyć ze spokojem kilkadziesiąt godzin zabawy. W dzisiejszych czasach nie jest to specjalnie częste. Zawsze też możecie po prostu zająć się wymyślnym eksterminowaniem zombiaków, które sprawia mnóstwo frajdy.
Marcin Lewandowski
Dead Rising 2 (PC)
- Gatunek: akcja
- Kategoria wiekowa: od 18 lat