Dead Rising 2: Off the Record - recenzja

Dead Rising 2: Off the Record - recenzja

Dead Rising 2: Off the Record - recenzja
marcindmjqtx
13.10.2011 19:02, aktualizacja: 30.12.2015 13:29

Po co robić „Dead Rising 3”? Lepiej do Fortune City zaprosić Franka Westa i po raz kolejny zarobić na mającej już ponad rok „dwójce”, prawda? Ech, żeby jeszcze „Off the Record” było cyfrowym dodatkiem...

Ale nie jest - „gra” została wydana na płytce i kosztuje  ponad 150 złotych. Wydawałoby się, że dwa wcześniejsze dodatki do „Dead Rising 2” świadczą o tym, że Capcom zrozumiał wreszcie, że wydawanie co kilka miesięcy nowej wersji gry jest po prostu słabe i można zastąpić je rozszerzeniami. „Off the Record” zburzyło te nadzieje.

Recenzję Dead Rising 2 znajdziecie tu.

A zaczyna się całkiem ciekawie. West nie jest może pierwszoplanową ikoną światka gier, ale pierwsze „DR” potrafiło wciągnąć na wiele godzin, więc nietrudno było się zżyć z szalonym fotografem. Niestety, po wydarzeniach z Wilamette sława zaczęła zaczęła mu ciążyć. Problemy w Fortune City to dla niego świetna okazja, by odbudować swoje życie i reputację.

Przygoda Franka Westa nie jest klasycznym dodatkiem, a raczej nowym spojrzeniem na sprawę epidemii zombie w Fortune City. Brzmi ładnie i wystarczająco tajemniczo, by zaintrygować fanów serii, ale oni akurat nie mają tu czego szukać.

Może nikt nie zauważy Największy problem „Off the Record” to bowiem prosty fakt, że autorzy podmienili głównego bohatera, dorzucili do gry jedną (jedną!) lokację i pobawili się pomysłami na misje, tak by stwarzać pozory nowej jakości. Nowych rodzajów broni mamy jak na lekarstwo, a ponad 12 miesięcy na karku nietkniętego silnika widać gołym okiem przy okazji ekranów wczytywania czy spadków płynności animacji. Te wpadki akurat powinny zostać naprawione z czystej przyzwoitości. Przecież już rok temu gra była mocno nadgryziona zębem czasu!

Powracają też wszystkie charakterystyczne cechy „dwójki”, na które jedni przymykali oczy, doceniając radochę płynącą z szalenie zróżnicowanego wyrzynania zombiaków, a inni klęli wniebogłosy. Najbardziej frustrujące znowu są pojedynki z bossami, w których przeszkadza bardzo toporne sterowanie. Czasem lepiej się poddać, zacząć grę od początku i po prostu jeszcze bardziej dopakować Franka przed pojedynkiem. Sprawdzało się w „dwójce”, sprawdza i tutaj, bo poziom Westa i jego umiejętności przechodzą rzecz jasna do nowej gry.

Jeśli przeszliście „Dead Rising 2”, darujcie sobie kupno „Off the Record”, bo to uczucie Déja vu zwyczajnie nie da Wam spokoju. Zwiedzanie tych samych lokacji nowym bohaterem i poznawanie alternatywnej historii zwyczajnie nie jest warte tej ceny.

Pierwszy raz? Sprawa wygląda natomiast nieco inaczej, jeśli do tej pory z „DR2” było Wam nie po drodze, a topografia Fortune City jest dla Was zagadką. Wtedy uczucie znużenia Wam nie grozi i jeśli będziecie potrafili przymknąć oko na sporo archaizmów, „Off the Record” okaże się szalenie satysfakcjonujące. Żadna gra nie oferuje większej swobody w doborze metod eksterminacji zombie, a pomysły zarówno autorów, jak i Wasze, niejednokrotnie rozśmieszą do łez.

Wielu moich znajomych od tej serii odrzuca nieustająca presja czasu. Zegarek głównego bohatera wciąż tyka, a okienko na wykonanie zebranych zadań i uratowanie innych ludzi zawsze jest za małe. Dobra wiadomość - w „Off the Record” znalazł się tryb sandbox, który zdejmuje to brzemię z naszych barków. Nie ma w nim ograniczeń czasowych - jest tylko miasto pełne zombiaków i narzędzi do ich eksterminacji. Do tej „piaskownicy” możemy też zaprosić znajomego. Kiedyś takie rzeczy załatwiało się wpisaniem kodu. Teraz, by beztrosko ganiać się z zombiakami po całej mapie, trzeba wydać ponad sto złotych. Znak czasów?

Werdykt „Dead Rising 2: Off the Record” to skok na kasę. Nie można mieć co do tego wątpliwości. Ilość pracy włożona w ten tytuł jest minimalna i aż trudno uwierzyć, jak mało nowinek trafiło do nowej, wydanej rok po walce Chucka o zdrowie córki, przygody. Jeśli macie „DR2” za sobą, nawet nie patrzcie w stronę „Off the Record”. Nie warto.

Jeśli miałby to być Wasz pierwszy kontakt z serią, to tryb sandbox na pewno świetnie ukoi frustrację, która pojawi się w trakcie fabularnej przygody. Mimo wszystko nie ma sensu rzucać się do sklepów teraz, między premierami najgorętszych gier. „Off the Record” to kotlet odgrzany już po raz kolejny. Nic się nie stanie, jeśli z konsumpcją zaczekacie, aż cena zacznie to odzwierciedlać.

Ocena: 2/5: Ostatecznie (Ocenę 2 otrzymują gry słabe, ale niepozbawione dobrych momentów. Zdecydowanie tylko dla fanów gatunku, tylko, jeśli nie ma niczego innego do grania)

Maciej Kowalik

  • Deweloper: Blue Castle
  • Wydawca: Capcom
  • Dystrybutor: Cenega
  • Data premiery: 14 października 2011
  • PEGI: 18

Grę do recenzji dostarczyła firma Cenega.

Nie zgadzasz się? Napisz swoją recenzję.

Dead Rising 2: Off The Record (PC)

  • Gatunek: akcja
  • Kategoria wiekowa: od 18 lat
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)