Dark Souls 3 do złudzenia przypomina poprzednie części... i Bloodborne'a. To dobrze czy źle?
Martwe smoki, żywe smoki, strzeliste zamki i śmiercionośne tancerki - nowe Soulsy wyglądają bardzo znajomo, ale by przekonać się, czy nie zbyt znajomo, będziemy musieli jeszcze poczekać. Póki co pewne jest jedno - to wciąż Soulsy pełną gębą.
06.08.2015 | aktual.: 07.01.2016 15:45
Forma prezentacji: półgodzinna prezentacja i możliwość samodzielnego ogrania pokazanego fragmentu
Zaczynamy w lokacji nazwanej Wall of Lodeleth. Wita nas dobrze znany font, tradycyjny interfejs i charakterystyczny dla serii dźwięk rozpoczynający przygodę. No to w drogę. Nasza postać jest nieumarłym rycerzem, ma tarczę i miecz. Kroczymy pod wyblakłym słońcem otoczeni budynkami potężnego zamku. Zapalamy pierwsze ognisko. Rozciągająca się przed nami panorama ukazuje oczywiście miejsca, do których będziemy mogli stąd dotrzeć, czasami ani chybi jakimś niespodziewanym skrótem.
Tuż obok nieagresywni, rozkładający się mieszkańcy wznoszą żałobne modły do ogromnego, martwego smoka, które spoczywa na budynkach Lodeleth. To ono jest źródłem fruwającego wszędzie popiołu. Jeden z twórców podkreśla, że głównym motywem nowego Dark Souls ma być apokalipsa i dzień ostateczny, zatem jeśli już poprzednie części sprawiały, że czuliście się częścią końca świata, to wygląda na to, że dopiero teraz "fekalia staną się prawdziwe". Sama fabuła trzecich Soulsów ma obracać się wokół Lord of Cinder - to, czy na pewno chodzi o naszego znajomego z pierwszej części, twórcy pozostawiają już do odkrycia fanom. Chyba nikogo ta enigmatyczność nie dziwi, prawda?
Dark Souls 3
Muszę przyznać, że zaprezentowany dwór podczas dema zbyt mocno przypominał mi Yharnam z Bloodborne'a (minus ciało smoka) i powodem nie jest tylko to, że Dark Souls 3 działa na tym samym silniku. Chodzi bardziej o architektoniczny rozmach, zniszczenia na wąskich ulicach, ciała wiszące na drzewach, strzeliste wieże... Nawet jeden z przeciwników - masywny, zakuty w zbroję grubas z toporem - kojarzył się zbyt mocno z tym, którego mogliśmy spotkać na początku wędrówki w Bloodborne. Trochę żałuję, że twórcy nie pokusili się o pokazanie jakiejś innej, może bardziej dzikiej lokacji, choćby po to, żeby odciąć się od swojego gotyckiego poprzednika wyraźną, stylistyczną kreską.
Szczególnie że architektura to nie jedyne podobieństwo - nasza postać porusza się bowiem szybciej. Nie jest to oczywiście poziom Bloodborne'a i nie zregenerujemy sobie życia, oddając szybko za otrzymany cios, ale powiększona zwinność jest zauważalna. Za to tarcza wciąż dla wielu będzie najlepszym przyjacielem. Wykonamy też ciosy specjalne różnymi rodzajami broni - ściskane w obu dłoniach bułaty pozwolą na zamaszysty młynek raniący wszystkich wokół (świetny na większe grupy), dwuręczny miecz wybije zaś wrogów w powietrze. Mniejszy łuk pozwoli choćby na strzelanie w trakcie turlania, co twórcy porównują do Legolasa - niestety, zjeżdżanie na tarczy po schodach wciąż jest niepotwierdzone.
Dark Souls 3
Właściwie większość rzeczy jest niepotwierdzonych i trzymanych w tajemnicy. Odpowiedzią na większość pytań w trakcie prezentacji było "nie mogę na to odpowiedzieć". Wiemy np., że magia będzie obecna, ale nie mamy pojęcia w jakiej formie. Jako ktoś, kto dotąd grał jako czarodziej, czekam niecierpliwie na ogłoszenie klas. Póki co oprócz rycerza poznaliśmy jeszcze północnego wojownika, który po Lodeleth biegał z toporem. Jeśli zaś chodzi o elementy wieloosobowe - jedyne, co wiadomo, to że będą dedykowane serwery jak w Dark Souls 2.
Demo kończyło się walką z bossem, który powinien wszystkich fanów uspokoić. Miyazaki i jego drużyna wciąż mają w sobie komponent pozwalający im projektować świetne, zmyślne kreatury. Dancer of the Frigid Valley była wysoką, przytłaczającą istotą przypominającą karykaturalnie długą kobietę. Otaczał ją hipnotyzujący, niematerialny welon, a w jednej z chudych rąk trzymała ognisty miecz. Jej ruchy były bardzo płynne, pełne gracji i nieregularności, co sprawiało, że trudno było przewidzieć, w jakim kierunku zaatakuje. Przy akompaniamencie niepokojącej muzyki zaszlachtowała prezentera, mając jeszcze jeszcze ponad połowę życia.
Dark Souls 3
Sam podczas krótkich chwil z grą nie miałem okazji dotrzeć do bossa. Nie znałem skrótu, którego użył deweloper i byłem zbyt zajęty otrzymywaniem zdradzieckich ciosów w plecy od nieumarłych skrytobójców. Kiedy akurat nie próbowałem beskutecznie dostać się do ciała z łupem, badałem małe nagrobki rozmieszczone w niespodziewanych miejscach - mogłem uczynić z nich źródło światła i przeczytać ich treść, co ma być ponoć cennym źródłem informacji na temat otaczającego nas świata. W pewnym momencie jedną z dróg zablokował mi nawet ziejący ogniem smok, co akurat żadnego fana Soulsów nie powinno specjalnie zdziwić.
I właśnie prowokując smoka, by zionął ogniem i spalił przy okazji moich przeciwników czy uciekając przed wzmocnionymi w tej części ukochanymi rycerzami, zastanawiałem się, czy cieszy mnie to, że wszystko jest aż tak znajome. Z jednej strony coś, co działa, nie powinno być na siłę zmieniane, ale z drugiej ta identyczność względem Soulsów i nieoczekiwane podobieństwo względem Bloodborne'a zaczęło mnie trochę niepokoić. To bardzo delikatny niepokój, coś w rodzaju swędzenia, bo po prezentacji i tak łatwo założyć, że gra utrzyma poziom poprzedników. Pewnie nawet bardziej „jedynki” niż „dwójki”, biorąc pod uwagę powrót Miyazakiego, ojca serii, na stanowisko reżysera.
Tak czy inaczej chyba chciałbym po prostu więcej odwagi ze strony twórców. Jeśli oni oczekują, ze zbiorę się na odwagę i zatańczę z Dancer of the Frigid Valley, to ja oczekuję, że oni zbiorą się na odwagę i wprowadzą jakieś nowe, wyrazistsze rozwiązania w mechanice.
Patryk Fijałkowski