D4: Dark Dreams Don't Die - recenzja

D4: Dark Dreams Don't Die - recenzja

D4: Dark Dreams Don't Die - recenzja
marcindmjqtx
29.09.2014 16:10, aktualizacja: 08.01.2016 13:20

Kto zabił małą Peggy? Czy detektyw David Young odnajdzie mordercę swojej ukochanej? Kim jest tajemniczy „D”? Odpowiedzi na te pytania powinniście uzyskać grając w D4. Powinniście, bo póki co nic nie zwiastuje pomyślnego rozwiązania największej zagadki D4. I wiecie co? Nic a nic mnie to nie interesuje, ale z przyjemnością zabiorę się na kolejną szaloną przejażdżkę ze SWERYm.

Dziedzictwo dziwactwa

SWEARY, czyli Hidetaka Suehiro, scenarzysta i reżyser D4, popełnił wcześniej jedną z najśmieszniejszych gier na świecie - Deadly Premonition. Podobnie i w D4 głównym tematem przewodnim są morderstwo i związane z nim śledztwo. Tym razem kierujemy poczynaniami prywatnego detektywa, który jak już wspomniałem we wstępie, próbuje rozwikłać zagadkę zabójstwa swojej żony. Sprawy komplikuje odrobinę fakt, że David był świadkiem morderstwa, ale nie pamięta nic z tych wydarzeń, ponieważ został postrzelony w skroń. Jedyne, co utkwiło w jego pamięci - poza samą kulą - są ostatnie słowa umierającej Peggy: "szukaj D". Czym lub kim jest D? Tego próbuje dowiedzieć się David.

D4 - zwiastun premierowy Gdyby na tym skończyć, to David miałby niezły orzech do zgryzienia. Na (nie)szczęście dla niego traumatyczne przeżycie (a może tkwiąca w czaszce kula?) odblokowało w nim specjalną umiejętność cofania się w czasie. Nie może jednak robić tego od tak sobie na zawołanie. Do każdej podróżny potrzebny jest mu specjalny klucz - najczęściej przedmiot z miejsca zbrodni. Wykorzystując taki artefakt jest w stanie cofnąć się w czasie na chwilę przed popełnieniem przestępstwa. To właśnie podróże w czasie, do miejsc zbrodni, stanowią główne danie D4.

Dola detektywa

Powyższy opis może zwiastować grę przygodową z nutką dedukcji, kojarzenia faktów i zbierania dowodów. Nic z tych rzeczy. Rozgrywce w D4 bliżej do interaktywnych opowieści pokroju Walking Dead czy Wolf Among Us. Tempo akcji wyznaczają konwersacje z kolejnymi postaciami, które powoli i skrupulatnie wnoszą swój wkład do puli poszlak i dowodów. Oczywiście gra wymaga interakcji z otoczeniem, inspekcji przedmiotów i rozwiązania kilku zagadek. Wszystkie te czynności służą nadrzędnemu celowi pchnięcia rozmowy z kolejnymi świadkami/podejrzanymi o krok dalej. Wyczerpane opcje dialogowe z jednym z nich najczęściej dają dostęp do następnego.

mat. prom

Powiecie, że to mechanizm jak dziesiątkach innych gier? Zgoda, ale w przypadku D4 musicie mieć świadomość kameralnej skali działań detektywa Younga.

Dwa pierwsze epizody koncentrują się na sprawie samolotu, z pokładu którego zniknął człowiek. W czasie lotu. W powietrzu. Rozpłynął się. David cofa się więc w czasie i przenosi na pokład tegoż samolotu na chwilę przed odnotowanym zniknięciem. Mówiąc o pokładzie samolotu mam na myśli dwie toalety i korytarz długości autobusu. To cała przestrzeń oddana Davidowi do eksploracji. Drugi epizod odrobinę rozszerza ten zakres, ale z racji, że nie chcę Wam psuć zabawy, nie zdradzę tej tajemnicy. Gra polega więc na chodzeniu od jednego do drugiego końca alejki foteli w poszukiwaniu kluczowych przedmiotów lub wyróżniających się w tłumie pasażerów. A ci pasażerowie potrafią się wyróżniać jak w żadnej innej grze.

Dziwy nad dziwami

Podobnie jak i w przypadku Deadly Premonition, mocną stroną D4 jest obsada. Lista postaci, na które natkniemy się w dwóch dostępnych epizodach, jest skromna, ale nadrabia z nawiązką swoją intensywnością. W tym gronie znaleźli się: nasz były partner miłujący się w jedzeniu, kotka pomieszkująca u nas, tzn. kobieta zachowująca się jak kot, projektant mody, który podróżuje w towarzystwie swojej dziewczyny-manekina czy steward narkoman o posturze kulturysty. Wszyscy oni dostarczają zaskakująco dużo rozrywki długimi rozmowami, w których objawia się ich szaleństwo. Każdą z nich obdarzono charakterystycznym głosem, manierą i osobowością. Każda jest przejaskrawiona do granic absurdu.

fot. mat. prom.

Lista interakcji, w które mogą wejść David i wspomniane postaci jest ograniczona, ale równie zwariowana. W której innej grze zagrasz w baseball sztuczną nogą na pokładzie samolotu? Daniem głównym pozostają konwersacje - zarówno te z dostępną listą zagadnień, jak i te, które toczą się bez naszego wkładu. Odgrywane w formie przerywnika potrafią trwać po kilka minut i dotyczą tak skrajnych tematów, jak kulinaria i morderstwa. We wszystkich widać fascynację amerykańską kulturą, tyle że w spaczonym, japońskim świetle. Dzięki temu są zabawniejsze.

Drętwe drążki

Największym grzechem D4 jest fakt, że powstało z myślą o sensorze Kinect. To przełożyło się na poruszanie, które nie jest swobodne, a wymusza skoki do kolejnych punktów, w których nasz bohater może się zatrzymać i rozejrzeć. Rozglądanie oznacza tyle co machanie ręką w celu „przesunięcia” widoku. Przedmioty podnosi się kierując kursorem łapki po telewizorze. Do tego wysuwanie dłoni przed siebie, zaciskanie pięści i machanie rękoma po skosie (w czasie QTE). Dochodzą jeszcze komendy głosowe wydawane w czasie dialogów - decydujemy o wyborze opcji dialogowej. Wszystkie z powyższych działają w stopniu umożliwiającym grę w tym wariancie. Podobnie jak w przypadku innych gier sterowanych ruchem, wymaga to pełnego oddania sprawie. Nie sposób grać leżąc na kanapie czy zapychając się chipsami i pijąc piwo. Kinect musi nas wyraźnie widzieć przynajmniej od pasa wzwyż, a język konsoli musi być przestawiony na angielski i to w wariancie US.

mat. prom

Jeżeli zdecydujecie się na grę przy użyciu pada, to drążki zastąpią Wam ruchy rękami i tym sposobem przejmiecie sterowanie nad kursorem i przemieszczaniem postacią do kolejnych punktów. Z dwojga złego sterowanie padem jest wygodniejsze. Nie dlatego, że Kinect nie działa, ale zwyczajnie pad mniej męczy, bo nie wymaga machania rękoma. Mimo to sterowanie pozostaje elementem D4, który może zniechęcić już kilka minut po uruchomieniu gry.

Decyzja

SWEARY robi gry, które się albo kocha, albo nienawidzi. Kocha ze względu na zwariowane postacie, idiotycznie śmieszne dialogi i skrzywione spojrzenie na amerykańską kulturę. Fani historii detektywistycznych i główkowania nie znajdą tu wyzwania - nie sposób poprowadzić dochodzenia w złym kierunku czy oskarżyć nie tego podejrzanego. Nie ma tu pola do manewru, bo wszystkie wydarzenia rozgrywają się zgodnie z przyjętym scenariuszem. Można mieć żal, że ten wątek nie stanowi ważniejszego, bardziej rozbudowanego elementu gry. Można też pogodzić się z tym, że stanowi on jedynie tło dla interakcji z najbardziej barwną i szaloną plejadą postaci, z jakimi mieliście do czynienia.

Mając na uwadze, że dwa pierwsze epizody zajęły mi grubo ponad 3 godziny, spodziewam się całkiem długiego śledztwa. Wyczekuję z zaciekawieniem następnych epizodów, choć nie mam pojęcia, kiedy się pojawią i ile ich będzie. Jestem gotowy na kolejną dawkę tego szaleństwa.

Marcin Jank

Platformy:Xbox One Producent:Access Games Wydawca:Microsoft Dystrybutor:Microsoft Data premiery:19.02.2014 PEGI: 16

Grę do recenzji udostępnił dystrybutor. Testowaliśmy wersję na Xbox One. Screeny pochodzą od wydawcy.

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)