Czy tryb wieloosobowy w X-COM: Enemy Unknown ma rację bytu? Sprawdziliśmy

Czy tryb wieloosobowy w X‑COM: Enemy Unknown ma rację bytu? Sprawdziliśmy

Czy tryb wieloosobowy w X-COM: Enemy Unknown ma rację bytu? Sprawdziliśmy
marcindmjqtx
19.08.2012 01:36, aktualizacja: 07.01.2016 15:45

Tryb wieloosobowy w grach turowych to zawsze problem. W końcu trzeba rozwiązać go jakoś tak, żeby gracze się nie nudzili, czekając na swój ruch. W nadchodzącym X-COM: Enemy Unknown to akurat na razie się nie udaje, ale poza tym jest naprawdę nieźle.

Pomysł na rozgrywkę wieloosobową (właściwie to dwuosobową, chyba, że czegoś jeszcze nie ujawniono) w X-COM jest bardzo prosty. Całą warstwę strategiczną - to jest budowanie bazy, badanie obcych technologii, rekrutowanie żołnierzy i tak dalej - najzupełniej niedyskretnie pominięto, skupiając się jedynie na meczach rozgrywanych między graczami. Przed każdym z nich obie strony dostają do rozdysponowania 10 tysięcy punktów (w meczach rankingowych, w niestandardowych może być ich więcej), za które kupują jednostki (maksymalnie 6 w drużynie) i rozmaite dodatki dla nich. Przy czym mogą to być zarówno żołnierze, jak i obcy, jednych i drugich można tez mieszać w obrębie składu.

Możliwości są naprawdę spore. Na pokazie na Gamescomie miałem oczywiście zbyt mało czasu, by wprowadzić w życie jakąś bardziej skomplikowaną strategię, poza tym zupełnie nie znałem też większości jednostek (pojedyncze pamiętałem z prezentacji trybu dla jednego gracza na targach E3). Niemniej, już po pierwszym (i jedynym, niestety) meczu miałem w głowie kilka pomysłów na możliwe taktyki.

Można by na przykład wziąć na pole bitwy tylko Berserkerów i Chrysalidy - szybkie jednostki atakujące tylko wręcz, za to prawie zawsze w stu procentach skuteczne - by spróbować roznieść przeciwnika szybkim atakiem ze wszystkich stron naraz. Można by spróbować kilku cięższych jednostek chroniących słabowitych "szarych" obcych, którzy mogą przejmować kontrolę nad jednostkami przeciwnika, by pokonać go jego własnymi siłami. W głowie majaczy mi się też opcja z kilkoma szybkimi jednostkami latającymi i atakiem od tyłu. Oczywiście, zawsze istnieje też możliwość wybrania samych ludzi i okopania się za osłonami. W końcu obrona jest najlepszym atakiem (czy jakoś tak). I tak dalej, i tym podobne. Takich strategii na mecz w X-COM: Enemy Unknown z pewnością można ułożyć jeszcze wiele. Będzie nad czym główkować.

A jak poszedł mój mecz? Bardzo chciałem wypróbować obcych w akcji, więc skomponowałem drużynę tylko z nich. Wyszło trochę przypadkowo - chciałem zobaczyć jak najwięcej rozmaitych jednostek. Mój przeciwnik też był oczywiście zupełnym świeżakiem, ale zdecydował się na trochę bezpieczniejszy wariant, biorąc dwóch żołnierzy w ciężkich pancerzach, którzy ostatecznie zaważyli o zwycięstwie.

Tego jednak początkowo nie wiedziałem. Szło nawet całkiem dobrze. Posłałem ciężkie jednostki latające na dach pobliskiego budynku i już w drugiej turze poznałem pozycję wroga. Dopisało mu jednak trochę szczęścia. Jego żołnierz, którego miałem dosłownie na widelcu, trafił krytycznie moją jednostkę i cudem zniszczył ją jednym strzałem - nawet obserwujący nasz mecz twórca gry był pod wrażeniem tego łutu szczęścia. Cóż, X-COM to gra strategiczna, ale niepozbawiona, jak widać, elementów losowych.

Dalej szło jednak nawet nieźle, biorąc pod uwagę fatalny początek. Okopałem się na z góry upatrzonych pozycjach w pobliskim magazynie i czekałem na nadejście wroga. Gdy pojawił się w zasięgu, rozgniotłem dwie jego jednostki swoim Berserkerem - nie tylko niezwykle silnym, ale też wytrzymałym obcym, który początkowo wytrzymał ostrzał ze wszystkich stron i dopadł wrogów. Potem jednak znów miałem pecha. "Szary" przeciwnika przejął nad rzeczonym Berserkerem kontrolę na cztery tury i, cóż, trochę dałem się rozgnieść własnymi siłami. Teoretycznie miałem jeszcze szansę, bo jednocześnie zaatakowałem z flanki, a potem udało mi się jeszcze wycofać i odzyskać niesczęsnego Berserkera, ale przeciwnik miał na podorędziu jeszcze jednego żołnierza zdolnego ostrzeliwać się zza osłon całymi latami. Raczej nie miałem szans... Teraz ja miałem trochę szczęścia - czas przeznaczony na granie się skończył i po dżentelmeńsku uznaliśmy, że był to remis.

Choć szło mi średnio, nie ma jednak wątpliwości, że w ciągu tych kilkudziesięciu minut bawiłem się znakomicie. Granie z żywym przeciwnikiem dostarcza odpowiednich emocji, zwłaszcza, jeśli ktoś ceni fakt, że tu liczy się przede wszystkim strategia. Wygrywa "większy mózg", cytując jednego z obecnych na sali twórców.

Jedyna rzecz, która naprawdę mi przeszkadzała, to tura przeciwnika, o czym wspomniałem już w pierwszym akapicie. W moim przypadku trwała ona aż dwie minuty, w meczach rankingowych limit ma zostać ustalony na mniej, bo na 90 sekund, ale to nadal sporo. Twórcy niestety nie zrobili nic, by czas oczekiwania jakoś uprzyjemnić w danym momencie pasywnemu graczowi. Można tylko patrzeć - a i czasami nie ma na co, jeśli akurat nie widzi się pozycji wroga. A wystarczyłoby dodać opcję przeglądania statystyk czy choćby możliwość zobaczenia zasięgu jednostek w nadchodzącej turze i może nawet jakiegoś wstępnego zaplanowania ich ruchów. Szkoda, że pozostawiono to tak zupełnie bez żadnego pomysłu. Obawiam się, że konieczność bezproduktywnego czekania może sporą ilość graczy zniechęcić do trybu wieloosobowego w X-COM.

Ogółem jednak gra nadal zapowiada się znakomicie. W buildzie pokazywanym na Gamescomie ciągle widoczne były drobne błędy - głównie graficzne, czasami nie działały animacja albo kamera podczas zbliżeń pokazywała ścianę zamiast jednostek - ale nie sądzę, by było to coś, czego nie udałoby się wyeliminować przed premierą. Na tę zaś czekam z ogromną niecierpliwością. I choć głównym daniem dla mnie będzie tryb dla jednego gracza, to nie omieszkam sprawdzić i sieciowych pojedynków.

Tomasz Kutera

XCOM: Enemy Unknown (PC)

  • Gatunek: strategiczna
  • Kategoria wiekowa: od 18 lat
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)