Teoretycznie Życie Eko, czyli dodatek do The Sims 4 (który niedawno został zapowiedziany, a w tygodniu pojawił się nowy zwiastun), sam wystawia się na cios. Oto seria, która z każdego drobiazgu potrafiła zrobić płatny dodatek - nowe ciuchy! nowe meble! nowe filiżanki! - teraz przekonuje nas, że lepiej się ograniczać.
Złośliwość podpowiada: po co kupować The Sims 4, skoro w lumpeksie albo na OLX znaleźć można używane The Sims 2.
Ale to byłoby niesprawiedliwe. Czasy się zmieniają, zmieniają się też poglądy autorów gry i samych odbiorców. I nawet dobrze, że The Sims staje się serią reagującą na życiowe problemy i ważne kwestie. Należy się tylko zastanowić, czy pokazuje to właściwie.
Rozumiem pewne przerysowanie, choć para uprawiająca seks w śmietniku czy ogólny - wybaczcie za określenie, ale faktycznie tak to wygląda - syf na ulicach niekoniecznie kojarzy mi się z zatrutym powietrzem. Byłem wiele razy w Zduńskiej Woli - 34 miejsce wśród 50 najbardziej zanieczyszczonych miast w Unii Europejskiej według rankingu z 2018 roku - i nie, tak to nie wygląda. Wiem też, jak żyje się w mieście, które sąsiaduje z nielegalnym wysypiskiem śmieci i jedyną metodą na ich pozbycie się jest palenie.
Zdaję sobie sprawę, że to pewna konwencja, ale z drugiej zadaję pytanie - czy w takim razie The Sims 4: Życie Eko nie pokazuje, że jeszcze u nas nie jest tak źle? Owszem, nawet jeśli, to gra jest zachętą, że czas zakasać rękawy, bo będzie źle. Ale póki co ryby nie gniją na ulicy, a po ulicy nie walają się śmieci. A mimo że ciężko się oddycha, to dalej z okna widać blok sąsiada. Za wcześnie na panikę.
Nie możesz zmienić nic
Najbardziej szkodliwą rzeczą, jaką widzę w nowym dodatku do Simsów, jest fakt, że to sami mieszkańcy wprowadzają zielony ład. Namawiają sąsiadów, organizują się, w końcu budują dziwną konstrukcję zwaną domem, na której zainstalowano wiatraki i elektrownię słoneczną. A przy tym jedzą robaki i używają dziwnych maszyn rodem z filmów science-fiction. Nie jest to mimo wszystko dowód na to, że każdy z nas może wieść życie zgodne z duchem eko. Patrzę na trailer i widzę zaprzeczenie prostoty. Nie dość, że nie mamy takich sprzętów, to spróbujcie przekonać sąsiada, który ogrzewa dom zużytymi kaloszami, żeby zainteresował się energią słoneczną. Powodzenia.
Małe gesty mogą dużo zmienić - przekonuje Życie Eko, ale to wierutne kłamstwo. W oceanach wcale nie walają się plastikowe słomki, z których w końcu zrezygnowaliśmy, tylko rybackie sieci. To dobrze, że od dwóch lat nie korzystasz z samochodu i do pracy dojeżdżasz rowerem, ale w tym czasie Bill Gates, "największy truciciel wśród celebrytów", pewnie sto razy zdążył okrążyć ziemię swoim prywatnym odrzutowcem. W 2017 roku Bill Gates "wyprodukował" aż 1,6 tys. ton dwutlenku węgla. Jego loty prywatnymi samolotami sprawiły, że zostawił największy ślad węglowy spośród wszystkich celebrytów na świecie.
I można wymieniać tak bez końca - dodajmy więc tylko, że hodowla mięsa odpowiada za 18 proc. gazów cieplarnianych wydalanych przez działalność człowieka na całym globie.
Ja to wszystko rozumiem. Dodatek, w którym simowie zamiast mięsa jedzą selera, a wrogiem numer jeden jest prezydent niewierzący w globalne ocieplenie, byłby straszliwie nudny. Tymczasem ekologia pozwala wymyślić tyle fantastycznych płatnych dodatków! Elektryczne samochody, które z czasem kupią simy, nowe e-hulajnogi, panele solarne, okna, które emitują energię. Możliwości jest nieskończenie wiele.
Młodzi wiedzą więcej
W czasach, kiedy młoda Greta Thunberg jest postrachem polityków, a setki tysięcy nastolatków wychodzi na ulicę w obronie klimatu, naiwnością jest twierdzenie, że dodatek Życie Eko coś wnosi. To raczej obraza dla młodych ludzi, że nagle gra będzie przebudzeniem. To nie te czasy. Gdyby taki dodatek pojawił się 3-4 lata temu. Dziś młodzi wiedzą, co jest problemem, ale co najwyżej brakuje im energii, a nie świadomości.
Taki dodatek jawi się więc jako próba zdobycia pieniędzy od ludzi, którzy chcieliby być jak Greta, ale brak im chęci, żeby zrezygnować z wygodnego życia lub pójść na marsz. Trudno popierać takie inicjatywy.
Będzie tego więcej
Mam wrażenie, że to dopiero początek fali eko w branży gier. Sony już zapowiedziało, że PS5 będzie bardziej ekologiczne niż PS4. Nie wiadomo, co to znaczy. Nie wiem nawet, jak PlayStation 4 szkodziło planecie. Ale to nie przeszkadza robić Sony ekologicznego marketingu. To bardzo wygodna promocja - nikt przecież nie powie, że konsole szkodzą, bo byłby to strzał w stopę. Bardzo łatwo powiedzieć, że są bardziej oszczędne i pomagają środowisku. Ot, i można poczuć się lepiej.
Taki eskapizm - pomagam środowisku, bo gram na najbardziej ekologicznej konsoli na świecie; jestem eko, bo używam śmieci w dodatku do The Sims - prowadzi nas na manowce. Bez prawdziwej aktywności, bez presji i nacisku na polityków i wielkie firmy, które trują, bo im się to opłaca, nie naprawimy świata. Gry nie muszą nam w tym pomagać, nie muszą też robić z życia eko czegoś atrakcyjnego. A na pewno nie w taki sposób, jak próbuje to zrobić ekipa odpowiedzialna za Simsy.