Czy politycy powinni występować w reklamach gier wyprodukowanych w ich kraju?
Jak na przykład Ólafur Ragnar Gr~msson, prezydent Islandii, który wystąpił w najnowszej reklamówce pewnego kosmicznego MMO.
18.05.2012 | aktual.: 05.01.2016 16:46
Ólafur Ragnar Grimsson jest prezydentem Islandii od 1996 roku, wybierany co cztery lata na kolejne kadencje. Bycie głową kraju liczącego 320 tysięcy obywateli może się wydawać nieco mniejszym wyzwaniem niż zasiadanie w Białym Domu, ale trzeba pamiętać, że w granicach Islandii działa drugie, znacznie większe, dysponujące tysiącami statków. Kosmicznych. Trzeba mieć z nim dobre relacje.
Eve Online powstało 9 lat temu rękami islandzkich twórców gier i od tego czasu rozrosło się do międzynarodowej firmy z oddziałami w Anglii i Azji, a liczba subskrybentów przekroczyła w marcu 2012 roku 400 tysięcy osób. Eve ma swoją własną ekonomię, swoje własne kryzysy, nie jest może największym pracodawcą w kraju, ale jest jego wizytówką w branży. A zespół czuwających nad grą ekonomistów spotyka się od czasu do czasu z tymi z rządu.
Ólafur Ragnar Grimsson wystąpił w najnowszej reklamówce zapowiadającej nadchodzący dodatek Inferno. Na filmiku widać prezydenta rozmawiającego w oddali z jednym z twórców, wymieniają uściski rąk, następnie głowa państwa uśmiecha się ciepło do kamery i znika z kadru. Prowadzący mówi:
Właśnie skończyłem przedstawiać Inferno mojemu dobremu przyjacielowi Olafurowi, prezydentowi Islandii, bardzo mu się podobało, i pomyślałem, że skoro dzisiaj przedstawiam grę ważnym osobom, to mogę pokazać ją także i wam i po tym następuje klasyczna prezentacja nadchodzących w rozszerzeniu nowości.
Co o tym myślicie? W Polsce póki co jedynie premier Waldemar Pawlak brał udział w prezentacji Wiedźmina 2 w ministerstwie, polska delegacja polityków odwiedziła także polskich twórców gier na targach Cebit. Ale to mimo wszystko co innego. Czy chcielibyśmy dożyć czasów, kiedy usłyszymy "Dzień dobry, nazywam się Jan Kowalski, prezydent Polski i bardzo lubię zabijać zombie w Dead Island 5"?
Ja nie miałbym nic przeciwko, o ile dany polityk rzeczywiście byłby fanem danej gry i w ten sposób chciałby pomóc w jej promocji za granicami kraju. Choć pewnie niewielu by się na to odważyło.
Konrad Hildebrand