Czy gracze to toksyczne środowisko? [Klub Dyskusyjny]
I dlaczego najczęściej tak, ale chwilami nawet nie.
Bartosz Stodolny: Mam wrażenie, że to jest dokładnie tak samo, jak w przypadku religii czy w zasadzie czegokolwiek - zdecydowana większość graczy to normalni, stabilni emocjonalnie ludzie, którzy po prostu chcą się dobrze bawić, a stosunkowo niewielka grupa ludzi usilnie próbuje to zepsuć. Problem w tym, że ta niewielka grupa jest bardzo głośna, zgodnie z powiedzeniem: "Jest was stu, a krzyczycie za milion"
I właśnie przez to gracze są postrzegani jako toksyczni. Wejdźcie sobie w dowolny artykuł, choćby ten, albo w ten wątek na Facebooku:
By zobaczyć, jak takie JaroWarsy, Konrady, Szymony i inni oburzają się, atakują, wyzywają. A człowiek to czyta i nie wierzy, że można do czegoś tak błahego jak gry wideo (bo to błaha rzecz, choć ogromny biznes i kapitalne hobby) podchodzić z taką nienawiścią. I nie ma to nic wspólnego z wolnością słowa czy atakiem na nią. Bo problemem nie jest opinia sama w sobie, tylko sposób jej przedstawiania. Naprawdę trzeba wyzywać potrzebujących pomocy ludzi od "spierdolin"? Albo naskakiwać na kogoś tylko dlatego, że ma inne zdanie? Przecież na tym polega świat i to w nim jest piękne, że ludzie myślą różnie na te same tematy. I żeby było jasne - dotyczy to obu stron tej wytworzonej przez nas barykady.
Najgorsze jednak w tym wszystkim nie jest fakt, że ktoś poczuje się urażony. Dużo bardziej szkodliwe jest, że te błahe gry wideo już dawno wyszły z piwnicy i są obserwowane przez wszystkich. A ci "wszyscy" postrzegają graczy nie przez pryzmat tego, jak świetne społeczności potrafią tworzyć i jak dużo te społeczności potrafią dobrego, ale właśnie przez tych rzucających się o wszystko pieniaczy.
Akcje podobne do tych, które przeprowadził Ubisoft banujący bez litości w Rainbow Six, albo Blizzard nagradzający sportowe zachowanie w Overwatchu, dają pewną nadzieję na to, że trolling nieco się zmniejszy. Zresztą, są miejsca w Internecie, w których nie ma bluzgów i nie są to tylko fora poświęcone uprawie ogórków. Mam miłe doświadczenia z grania w Star Wars: The Old Republic (chociaż zapewne wynika to z faktu, że grałam po stronie Republiki, a wiadomo, że Jedi pilnują kultury wypowiedzi :wink:.
Ogólny wizerunek graczy jest dość negatywny, ale myślę, że z czasem może się to zmienić.
Ale tak - jeżeli istnieje coś takiego jak jakieś jednorodne środowisko graczy i jest ono z czymkolwiek w tej chwili kojarzone, to właśnie z tym. Z pieniactwem, z nienawiścią, z - jak już w tym tygodniu pisałem - zwyczajnym chuligaństwem. Grożenie innym ludziom śmiercią nie jest w porządku, nigdy nie było i nigdy nie powinno być. A to przecież tylko wierzchołek góry lodowej.
Nawet jeżeli zostawić takie niedorzeczne, szkodliwe skrajności jak Gamer Gate (serio, nie mam ni grama szacunku dla tego ruchu), to wystarczy włączyć jakąkolwiek grę online. Wejść na jakiekolwiek forum. Do jakiejkolwiek sekcji komentarzy. Wystarczy mieć oczy i uszy, a jest to jasne po 5 minutach.
Dlatego coraz trudniej się normalnemu człowiekowi przyznawać, że jest “graczem” (może i zresztą faktycznie to nic nieznaczące określenie należałoby już wyrzucić do kosza). Jednocześnie ci, którzy ciągle się z tym toksycznym środowiskiem identyfikują, mają czasami tendencję do rozszerzania swojej wizji świata na cały Internet czy nawet dalej. Twierdzą, że taki po prostu jest świat.
A nie jest. Wystarczy zajrzeć chociażby na forum o uprawie ogórków.
A dla przykładu "przeciw" wskażę społeczność fanów Monster Huntera. Każdy, kto kiedyś musiał jakoś zacząć przygodę z marką Capcomu, na pewno ciekawie wspomina pierwsze dni. I ludzi, którzy bez problemu poświęcą Ci kupę czasu, żebyś zrozumiał trudne systemy wspaniałej gierki. Bez żadnej nienawiści. Zawsze w imię zasady "im więcej osób zostanie z nami na lata, tym weselej będzie". Albo początki zbieractwa trofeów/osiągnięć grach i ustawki przez fora lub prywatne wiadomości, żeby wzajemnie pomóc sobie w zdobyciu któregoś trudniejszego wyróżnienia. Albo streetpassowe spotkania z maniakami Nintendo we Wrocławiu, gdzie każdy po prostu chce z Tobą pogadać o nowych premierach lub szarpnąć w Mario Karta. Albo wesołych podcastach w stylu Niezatapialnych, z których (oprócz znudzenia, jęczenia i wyśmiewania) zionie często uczuciem do wszystkiego, co "wokół giereczek".
Toksyczność graczy w tym przypadku podobna jest do fanatyków klubów piłkarskich, co to nie potrafią przyznać, że te "fiołki w Neapolu" to jednak ładniej pachną od polskiej ligi. Objawy toksyczności graczy są jednak dużo mniej szkodliwe - wszak nie dostałem po tej recenzji blachy w potylicę, jak piłkarze Legii od fanów w zeszłym sezonie. Po trzecie nie wszyscy są przecież toksyczni. Do dziś pamiętam, jak jako pięcioletnie dziecko na Camp Nou będąc zacząłem w przypływie głupoty swej wykrzykiwać "goool", co spowodowało natychmiast, że jeden z kibiców Barcelony zapytał mnie czy przypadkiem nie dla Realu. A kiedy (ku przerażeniu rodziców) powiedziałem, że lubię Real, pan nawet zbił ze mną pionę. Wśród graczy też są pozytywni ludzie i mam nadzieję, że w większości.
Czasem czuje miłość, czasem nie
Redakcja