Czy game jam to faktycznie impreza tylko dla deweloperów? A może gracze też mogą coś z niej wynieść?
Bo wiecie co? Całe te „dżemy” to naprawdę fajne zjawisko, z którego mogą powstać fajne, „pełne” gry.
W ubiegły weekend w Katowicach odbył się AmJam, czyli kolejna impreza, podczas której deweloperzy zamykają się w pomieszczeniu na 48 godzin i tworzą gry. Tego typu wydarzeń, większych bądź mniejszych, jest w Polsce kilka – warszawskie Slavic Game Jam i PolyJam, Poznań Game Jam czy Łódzki Game Jam to tylko niektóre przykłady. Wszystkie łączy jedno – w dwie doby drużyny muszą stworzyć grę na zadany wcześniej temat. Forma i treść dowolne.
W przypadku AmJamu motywem przewodnim było hasło Żodyn Niy Wje Kim Żech Je i jak nietrudno się domyślić nawiązywało do śląskiego charakteru organizowanej przez Artifex Mundi imprezy. 13 zespołów, wśród nich między innymi pracownicy 11bit Studios, Techlandu, CD Projekt RED, Flying Wild Hog i Vile Monarch rywalizowało o tytuł najbardziej utalentowanej i oryginalnej ekipy.
W tym roku zwycięzcą został Techland ze swoim Ta Giwero Je Nabito, drugie miejsce zajęło Artifex Mundi z Blend In, a trzecie przypadło Anshar Studios i Fiber Sobotniej Nocy. Ponadto wręczono też nagrodę publiczności oraz wyróżnienia za najlepszy gameplay, teksty i zgodność z tematem. Z pełną listą zwycięzców możecie zapoznać się na stronie wydarzenia. Również tam pobierzecie wszystkie biorące udział w konkursie gry.
Idea imprezy, podczas której w weekend robi się dokładnie to samo, co od poniedziałku do piątku w pracy może brzmieć trochę dziwnie, dlatego zapytaliśmy Szymona Bryłę z Artifex Mundi o sens całego wydarzenia z punktu widzenia dewelopera:
Nie da się ukryć, że tego typu imprezy służą integracji. Choć uczestnicy na co dzień konkurują ze sobą w różnych studiach nie oznacza to, że nie mogą wspólnie się bawić i „podładować baterii” robiąc coś na szybko i bez presji związanej z wydaniem dużego tytułu komercyjnego. Poza tym bywa tak, że gry z jamów wchodzą potem do sprzedaży jako pełnoprawne produkcje, jak było na przykład z Superhotem.
No właśnie, a co z tych imprez mają gracze? Zwykle są one zamknięte, a poza możliwością późniejszego ściągnięcia stworzonych gier nie wydaje się, by szło za tym coś więcej. Szymon ma na ten temat trochę odmienne zdanie, choć przyznaje, że to wydarzenie głównie dla twórców:
Faktycznie idea game jamów bardziej służy twórcom, a gracze nie mają z tego bezpośrednich korzyści. Na targach czy innych otwartych imprezach można pograć w dema zapowiadanych gier, posłuchać autorów, a czasem nawet chwilę z nimi porozmawiać. W przypadku jamu można jedynie zagrać w tytuły, z którymi poza kilkoma wyjątkami nie wydarzy się nic więcej.
Wbrew pozorom jednak nie są to imprezy zupełnie bez znaczenia. Twórcy wspomnianego już Superhota wyszli poza nie i dostarczyli kawał świetnej gry, która teraz zmierza na wirtualną rzeczywistość, a ponadto mobilizuje innych twórców do tworzenia równie ciekawych i nietypowych tytułów. Podobny los może spotkać inne produkcje tworzone na game jamach, które swoją drogą pokazują, że mamy w Polsce wielu uzdolnionych twórców, którzy w krótkim czasie potrafią zrobić ciekawe gry.
Bartosz Stodolny