Czy agenci wybiorą się do księgarni po "The Division. Skoro świt"?
Czytanie w oczekiwaniu na kolegów z zespołu.
A powieściowych adaptacjach lub rozszerzeniach growych światów krążą zróżnicowane opinie. Bo czasem rzeczywiście poziom ich „literackości” pozostawia wiele do życzenia. A innym czasem opowiadają o tym samym, co gra, więc w zasadzie nie mają sensu. Wydaje mi się, że Ubisoft ogarnął już kwestię (taniego przecież) potencjału literatury „w towarzystwie” do gier. Książki koncentrują się na innych bohaterach, wypełniają luki chronologiczne, przedstawiają odmienny punkt widzenia. A czy ich czytaniu nie towarzyszy już zawstydzony uśmiech? Przekonamy się w „The Division. Skoro świt”.
The Division. Skoro świt | Alex Irvine
Powieść Alexa Irvine’a, która wczoraj zadebiutowała na naszym rynku, podejmuje się ryzykownego w zasadzie połączenia świata growego pierwowzoru ze zdewastowanym Waszyngtonem z „dwójki”, stworzenia jakiegoś w miarę płynnego narracyjnego mostu. Nawiązuje i do gier, i wcześniejszych książek, zatem snuje zapewne całą siatkę powiązań. Na pewno nie odpowiada sensownie na pytanie „Czy sieciowy looter shooter z pętlą strzelanie - zbieranie ekwipunku zasługuje na własne powieści?”. Ale że fanatyków uniwersum u nas nie brakuje, podejrzewam, iż „Skoro świat” przyciągnie do siebie wielu agentów.
A ja spróbuję Wam niebawem napisać, z jakim efektem Ubi dalej brnie w książkowe rozszerzenia. W naszej recenzji. O ile ta czarna dziura przy mojej klatce, w którą od kilku tygodni wpada każdy kurier, w końcu sobie poszła.