Cztery na pięć: Po raz pierwszy od 5 lat nie jadę na E3 i to dziwne uczucie
Po raz pierwszy od 2011 roku, w tym nie pojawię się na E3. Cztery razy z rzędu byłem tam jako dziennikarz, raz jako wystawca, kiedy prezentowaliśmy z CI Games Snipera 3.
11.06.2016 | aktual.: 11.06.2016 12:04
W tym roku nie jadę i choć czuję się z tym dziwnie, to chyba nawet mnie to cieszy. Odpocznę i będę mógł na spokojnie przyjrzeć się wszystkim nowościom. Tam nie ma na to czasu. Z perspektywy internetu E3 to wysyp nowych zwiastunów i informacji, ale będąc na miejscu jest się od tego, paradoksalnie, odciętym. Przynajmniej, jeśli intensywnie się pracuje. Tym razem po raz pierwszy od lat nie przegapię żadnej wiadomości.
Co nie znaczy, że mi nie żal. Tak, lecąc na E3, co roku, oczywiście oprócz pierwszego razu, powtarzałem sobie, że nigdy więcej. Że loty są długie i niewygodne. Że Los Angeles to paskudne, odpychające miasto. Że same targi są przereklamowane, bo na dobrą sprawę to samo można zobaczyć od razu w sieci i nie trzeba się do tej Kalifornii w ogóle pchać. Ale i tak leciałem, za każdym razem wracając z satysfakcją.
Pierwszy raz na E3 zabrał mnie Piotrek Gnyp, gdy byłem jeszcze nieopierzonym, młodym pismakiem. Któregoś dnia, jakoś jeszcze na początku roku, po prostu zapytałem, czy nie mógłbym lecieć. Pamiętajcie: warto pytać. Czasami to wystarczy, by spełnić dziecięce marzenia. I poleciałem, uprzednio wyrobiwszy sobie wizę, która dopiero niedawno straciła ważność. Bo tak, to była moja pierwsza wizyta w USA. Co zrobiłem na miejscu, pierwszego dnia po przylocie? Wiadomo: obowiązkowe zdjęcie z palmami!
Skłamałbym, gdybym powiedział, że niewiele z tamtych targów pamiętam, bo ohohoho, tak byłem oszołomiony. Wręcz przeciwnie, zostało mi w pamięci zaskakująco wiele. Pierwszą grą, której prezentację zobaczyłem - nie licząc tych na konferencjach dzień wcześniej - był Skyrim pokazywany przez samego Todda Howarda. Tuż po nim oglądałem Prey 2, który nigdy nie wyszedł, a podobno ma powrócić na tym E3. Widziałem też strzelankowego XCOM-a - również został skasowany (a w zasadzie przerobiony na średnio udane The Bureau). Pamiętam też, że ostatniego dnia zobaczyłem Aleję Gwiazd (jest okropna) i wypiłem na niej z Mielem - wtedy dziennikarzem Neo Plus - jedno albo dwa piwa. Zaczepił mnie bezdomny i powiedział, że wyglądam jak Jake Gyllenhaal. Kupiłem obrzydliwe papierosy bez filtra. A potem ledwo zdążyłem na samolot, w którym, jak się okazało, miałem miejsce tuż koło znanego w polskim gamedevie Tomka Gopa.
Z punktu widzenia pracy, początki bywały trudne, bo E3 dla dziennikarza, szczególnie internetowego, to praktycznie 24 godziny roboty dziennie. Po zakończeniu targów trzeba szybko coś zjeść, a potem wrócić do hotelu i pisać, pisać, montować, nagrywać, pisać, pisać, pisać… I tak prawie do rana. Śpi się po 2-3 godziny. Dobrej organizacji pracy na targach uczyłem się przez lata i chyba dopiero w 2013 roku byłem zadowolony z rezultatów. Przez lata nauczyłem się też, że nie ma udanych targów bez: srebrnej taśmy, listwy zasilającej, a najlepiej dwóch (jakoś trzeba te wszystkie kamery, mikrofony, komputery i telefony naładować) oraz wygodnych butów.
W 2012 roku na E3 byłem samotnym przedstawicielem Polygamii. Początkowo mieliśmy być tam wspólnie z Piotrkiem, jak rok wcześniej, ale chwilę wcześniej Agora postanowiła rozwiązać z nim kontrakt. Wylądowałem więc w LA sam i… to chyba z tego wyjazdu najmniej pamiętam. Nawał gier do ogarnięcia zupełnie mnie przytłoczył i do dziś rozpamiętuję, że można było wtedy zrobić lepszą relację. Ale zagrałem jako jeden z pierwszych na świecie na PS Vicie, a naklejkę z taką informacją nosiłem potem przez długi czas na torbie.
Przeskakuję więc od razu do 2013 roku, bo te targi wspominam najlepiej. Po pierwsze, pojechałem na nie z Pawłem Kamińskim, jednym z najlepszych ludzi, jakich znam. Po drugie, zobaczyłem Jonathana Blowa opowiadającego o The Witness z pasją, którą pamiętam do dziś. Po trzecie, rozmawiałem jeden na jeden z Peterem Molyneux przez prawie trzy kwadranse. Chcecie zobaczyć, co naopowiadał mi o Godusie? Kliknijcie tu. Nic się nie sprawdziło. Peter, ty kłamczuchu.
Zabawne, że wcale wtedy nie wiedziałem, że spotkam się z tym słynnym twórcą gier. Na targowe prezentacje dziennikarze zapraszani są zwykle przez polskich dystrybutorów albo ich przedstawicieli. W 2013 roku, jako miłośnik indyków, postanowiłem sam napisać do całego mnóstwa niezależnych twórców. Odpowiedziało tylko kilku, zwykle z informacją, że nie będzie ich na targach, ale szczęście miałem z 22cans, twórcami Godusa. Umówiłem się na prezentację, co prawda w hotelu obok, a nie na samym E3, ale nie robiło mi to różnicy. Obstawiałem, że może tam być Molyneux, ale nie sądziłem, że nie będzie innych dziennikarzy. Usiedliśmy przy stoliku w restauracji tamtejszego hotelu Mariott i po prostu rozmawialiśmy. Tekst wyszedł z tego dobry, choć gra… No, nieważne. Grunt, że Peter Molyneux, jak prawdziwy designer, narysował mi całą grę w moim notatniku. Szkoda tylko, że przy przenoszeniu na nowy silnik Polygamii jego zdjęcie gdzieś przepadło.
2014 rok pamiętam najbardziej chyba za hotel, w którym mieszkaliśmy. Dzielnica nie była zbyt szczęśliwa, więc nocami za oknami regularnie słychać było krzyki i strzały (poważnie). Za to mieliśmy metro tuż pod nosem, więc na targi dojeżdżaliśmy komfortowo. Inni się dziwili, bo ponoć to Los Angeles jest takie niebezpieczne - eeeee tam. Z gier pamiętam jakoś niewiele, szczerze mówiąc, pierwszy rok po nowej generacji nie był chyba szczególnie ekscytujący. Najsilniej w pamięć zapadła mi prezentacja Fable Legends. Była świetnie zrobiona, a twórcy niesłychanie sympatyczni - i tylko gra była słaba. A może to było jednak w 2013 roku? No - sami widzicie.
W 2015 roku wylądowałem na E3 już nie jako dziennikarz, a jako wystawca. Razem z ekipą CI Games pokazywaliśmy trzecią odsłonę Sniper: Ghost Warrior. Nowa rola okazała się... zaskakująco lekka w porównaniu do latania po prezentacjach i spisywania wrażeń. Pewnie, pod koniec już trochę padałem z nóg, ale mimo wszystko nie musiałem siedzieć do trzeciej-czwartej w nocy przed komputerem. Miła odmiana. I tylko raz czy drugi łezka zakręciła mi się w oku, gdy witałem kolejnych dziennikarzy przychodzących na nasze stoisko.
Swoją drogą, obserwowanie, jak taki pokój do pokazów powstaje, było pouczające i dość niezwykłe. Przez kilka targowych dni to pomieszczenie staje się praktycznie małym domem dla kilku-kilkunastu osób. Musi mieć zaplecze, obowiązkowo ekspres do kawy, magazynek i parę innych niezbędnych rzeczy. Stworzenie go to ogrom pracy, a potem po trzech dniach opuszcza się je na zawsze. I nawet nie ma jak do niego wrócić, bo po rozebraniu tymczasowej zabudowy zostają tylko gołe ściany.
Bywam sentymentalny, więc choć może brzmieć to dziwnie, to po tych wszystkich latach czuję z E3 jakąś niezwykłą więź. Zawsze wracam do jednego wspomnienia z feralnego 2012 roku, gdy byłem na targach sam. Jadąc taksówką do Convention Center pierwszego dnia, tuż po pełnym konferencji poniedziałku, który totalnie mnie wymęczył, byłem potwornie przybity beznadzieją sytuacji. Tyle gier - jak to ogarnąć? Wystarczyło jednak, bym znowu znalazł się w tych halach, poczuł ich specyficzny zapach, odnalazł dawne ścieżki od pokazu do pokazu, a wstąpiła we mnie nowa siła i przekonanie, że przecież właśnie robię to, co chciałem robić przez całe życie.
I robię to nadal. Do CDP.pl dołączyłem za późno, bym nawet miał zastanawiać się nad E3 - trudno, przerwa dobrze mi zrobi. Ale za rok…
Tomasz Kutera
Autor jest pracownikiem cdp.pl. Wcześniej przez wiele lat był redaktorem Polygamii.