Czas to pieniądz, czyli o co tak naprawdę chodzi w grach free2play

Czas to pieniądz, czyli o co tak naprawdę chodzi w grach free2play

Czas to pieniądz, czyli o co tak naprawdę chodzi w grach free2play
marcindmjqtx
08.09.2012 12:01, aktualizacja: 15.01.2016 15:42

Nie wiem jeszcze co przyjdzie po free2play, ale wiem, że w tym momencie, wydawcy podchodzą do tego modelu bardzo poważnie. A wraz z nimi, także i twórcy.

Pierwszą myślą jaka przeszła mi przez głowę po dotarciu na miejsce zorganizowanej przez Ubisoft konferencji Digital Days 2012 było: „Wow, oni nie żartują”. Zbiorcze wyjazdy na których wydawca pokazuje dziennikarzom kilkanaście swoich tytułów to nic nowego. Ale tym razem były to produkcje dostępne wyłącznie w cyfrowych dystrybucjach, na smartfonach, a na dodatek większość z nich była "darmowa".

Ubisoft nadal ma swoje klejnoty rodowe w postaci takich serii jak Assassin's Creed, Splinter Cell czy Far Cry, ale mocno stawia na nowe modele zarabiania. Nie bez przyczyny większość z ich projektów F2P jest uruchamiana pod szyldem znanej marki: Silent Hunter, Might & Magic (tutaj wykorzystane w aż trzech projektach), Ghost Recon, Anno. Popularny tytuł ma pomóc w rozruszaniu gry, rozpędzić ją na starcie. Ale zdarzają się także produkcje zupełnie nowe, jak The Mighty Quest For Epic Loot, które będą musiały od zera walczyć o rozpoznawalność.

- Free 2 Play nie jest modelem biznesowym, to model rozgrywki - powiedział mi Piero Cioni, projektant gier (także planszowych!) z należącego do Ubi studia BlueByte, w którym zajmuje się Might & Magic Heroes Online - pieniądze pozwalają zaoszczędzić czas.

W jego grze oznacza to, że istnieją "płatne cheaty", które mogą ułatwić rozgrywkę. Gracz przegrał bitwę? Może zapłacić, aby zacząć jeszcze raz. Wygrał, ale poniósł dotkliwe straty? Może zapłacić za natychmiastowe uzupełnienie strat. Rozgrywanie meczów kosztuje energię, gdy się skończy, trzeba poczekać, aż się zregeneruje. Albo zapłacić.

- Nie lubię robić gier AAA, to zbyt łatwe - prowokuje Cioni - możesz zrobić naprawdę gównianą grę i opakować ją w piękną grafikę i wiedzieć, że ileś osób ją kupi na premierze. Po tygodniu od premiery stanie się jasne, że to kupa, ale Ciebie to już nie obchodzi, bo ludzie zapłacili. Tymczasem w modelu F2P nikt nam nie zapłaci, dopóki nie zagra i mu się nie spodoba.

To jest istotna zmiana w podejściu do gracza-klienta. Podczas kampanii promocyjnej gra składa nam pewną obietnicę. Że wywoła w nas określone emocje, pozwoli na osiągnięcie uczucie spełnienia w taki a nie inny sposób. A gdy się jej to nie uda, to cóż, już zapłaciliśmy, może następnym razem będzie lepiej.

Próg wejścia w darmowe gry jest niższy. Spróbowanie nic nie kosztuje i to od projektantów zależy, czy gracz zostanie wciągnięty. Jest kilka różnych "marchewek", którymi jesteśmy zachęcani do wydania pieniędzy w grze. W League of Legends płaci się za poczucie wyjątkowości i szybszy dostęp do większej puli bohaterów. W Farmville i innych grach Zyngi, za możliwość grania non-stop, a nie tylko w kilkuminutowych dawkach. W World of Tanks, za potężniejsze czołgi i amunicję, które mogą dać nam przewagę nad przeciwnikiem.

Wszystkie oferowane przez Ubisoft gry celują w pierwsze dwa rozwiązania. Wszyscy wiedzą, że w momencie, w którym ktoś określi grę hasłem "pay2win", płać-za-wygrywanie, to wiele osób straci dla niej szacunek i zainteresowanie dalszą grą.

- Pay2win to zła droga - deklaruje Cioni. Ale już teraz są twórcy i wydawcy, w których grach za pieniądze można zdobyć zwycięstwo.

Słyszeliście o Ubisoft Chengdu? Ja jeszcze do niedawna nie. To oddział firmy w stolicy chińskiej prowincji Syczuan. Do tej pory zajmowali się rzeczami potrzebnymi, ale mało spektakularnymi, jak  pomaganie studiom w Montrealu i Shanghaiu. Byli w cieniu. Teraz, w celu stworzenia nowej fali gier, Ubisoft sięga po odwody. Ludzie z Chengdu tworzą Might & Magic Raiders, hack & slash w świecie popularnej serii. Z kolei ludzie z Ubisoft Montreal, weterani takich gier jak Splinter Cell czy Assassins Creed, uczą się zupełnie nowego podejścia do tworzenia gier, będą odpowiedzialni za The Mighty Quest For Epic Loot.

Zmiana modelu wpływa także na to, w jaki sposób rozmawia się z twórcami. Wcześniej, na każde pytanie "czy coś takiego będzie w grze?" oddelegowany do mediów członek zespołu odpowiadał zazwyczaj "nie możemy jeszcze o tym mówić". Teraz odpowiada "wow, to świetny pomysł! Może kiedyś to wprowadzimy, ale aktualnie pracujemy nad tym i nad tym i to jest najważniejsze". I widzę po facecie, że rzeczywiście mu się ten pomysł spodobał.

Proces tworzenia gier f2p praktycznie nigdy się nie kończy. Oczywiście tak długo, jak ktoś chce za nie płacić. Gdy tradycyjna gra ma określony plan, z którego realizacją trzeba się wyrobić w określonym terminie, wypchnąć produkt na rynek i zapomnieć, gra f2p jest żywym organizmem, nad którym ciągle trzeba pracować. Dbać o balans, dodawać nowe rzeczy, aby podtrzymać zainteresowanie już zainteresowanych graczy i zachęcić nowych do przyłączenia się. Dlatego niczego nie można wykluczyć. Wszystko jest możliwe. O ile gra się "sprzeda".

Bo jeśli gra po wypuszczeniu na rynek nie spodoba się, nie zbierze dostatecznie szybko odpowiednio licznej bazy płacących, to nie miejmy wątpliwości - wydawca będzie ciął szybko i bezwzględnie. Studia będą zamykane, ludzie będą tracić pracę. To się nie zmieni.

Czy ryzyko jest w tym modelu mniejsze? Zdecydowanie. Firma inwestuje mniej i na bieżąco może sprawdzać, czy gra się podoba, czy nie. Ma możliwość zmiany i wycofania się, zanim projekt pochłonie jeszcze więcej pieniędzy.

Jednakże free2play nie jest odpowiedzią na wszystko. Te gry są kierowane do ludzi, którzy lubią grać z innymi. Rywalizować, współpracować, ale czuć obecność drugiego człowieka w grze. Istnieje cała masa gatunków, które nie mają większego sensu w tym modelu, jak choćby gry przygodowe czy fabularne. I one pozostaną w starym modelu "płać za całość". Z drugiej strony, dzięki f2p inne, nieco zaginione w niszach gatunki jak turowe bitwy (Might & Magic Heroes Online) czy symulator łodzi podwodnej (Silent Hunter Online) mogą dostać swoją drugą szansę.

Dodatkowo, te gry są darmowe między innymi dlatego, że są tańsze w produkcji. Miłośnicy graficznych wodotrysków będą narzekać, że nie dostają po oczach tak dokładnymi teksturami jak w płatnej grze. I dla nich zawsze będą te droższe gry, bardziej dopieszczone, z wyższym budżetem. Wymagasz? To płać. Być może z czasem zatrze się granica pomiędzy takimi projektami jak Battlefield Play4Free, a czymś co znamy jako Battlefield 3. Będzie jeden Battlefield. Z płatnym dostępem do ładniejszych map i opcji graficznych.

Nie wiadomo, ile ten szał na darmowe gry potrwa. Ubisoft inwestuje, Electronic Arts od paru lat ma swoje różne projekty, pojawiło się wielu nowych graczy, którzy teraz rozdają karty (Riot Games, Wargaming), są też takie firmy jak Zynga, które przeszarżowały. W pewnym momencie rynek się nasyci, jak zawsze. Ale póki co mamy, my gracze, więcej darmowych gier do sprawdzenia niż jesteśmy w stanie ogarnąć.

Te wszystkie gry rywalizują o nasze pieniądze, ale najpierw muszą nas przekonać, że warto wydać na nie coś znacznie cenniejszego: czas.

Konrad Hildebrand

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)