Cyfrowy sklep chciał dobrze dla "indyków", nieświadomie stał się branżowym Chomikiem
Tak to już jest w tym świecie, że nie da się być fajnym.
Itch.io to jedna z licznych platform cyfrowej dystrybucji, ale działająca na nieco innych zasadach. Przede wszystkim – nastawiona jest na naprawdę małych, niezależnych twórców. Mogą oni tam sami ustalać cenę minimalną, a jeśli kupujący czuje potrzebę dodatkowego wsparcia dewelopera, może dać mu „napiwek” płacąc za grę trochę więcej. Wyobraźcie to sobie jako Humble Bundle, ale dla wszystkich dostępnych w sklepie tytułów. W końcu, umieszczając swoją grę w Itch.io nie przechodzi się żadnej weryfikacji. Innymi słowy oznacza to, że takie Watch Paint Dry Simulator mogłoby spokojnie znaleźć się w ofercie, a jego twórca nie musiałby kombinować.
Zasady proste, przyjazne dla deweloperów i uczciwe. Przynajmniej po stronie sklepu, bo jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, znalazła się grupa, która postanowiła wykorzystać dobroć firmy i trochę zarobić. Niekoniecznie legalnie. Brytyjskie Kotaku podaje, że z redakcją skontaktował się niejaki Michael, który kupił w Itch.io Rimworld po tym, jak dostał powiadomienie z isthereanydeal.com, że gra staniała o 75%. Nie ma w tym jeszcze nic dziwnego, wszak gry ciągle są w jakichś promocjach, zdarzają się też błędy cenowe. Jednak nie w tym przypadku, bo kiedy Michael dodał grę do swojej biblioteki, okazało się, że jest to po prostu archiwum RAR, w którym faktycznie znajdowała się kopia Rimworld… razem ze steamowym folderem.
Na Twitterze Itch.io pojawiły się kolejne wpisy zgłaszające piratów i oszustów, a operator sklepu szybko blokuje wszystkie podejrzane konta. Ponadto wystosowano już oświadczenie, w którym przedstawiciel platformy informuje, że zasady sprzedawania ulegną zmianie. Przede wszystkim chodzi o możliwość bezpośredniego płacenia sprzedającemu na jego konto PayPal, co jest wygodne dla wszystkich, ale praktycznie uniemożliwia jakąkolwiek interwencję ze strony Itch.io.
Straszna szkoda, że dochodzi do takich sytuacji, choć nikogo nie powinny one dziwić. Brutalna prawda jest taka, że właściciel sklepu w pewnym sensie się o to prosił, co oczywiście nie usprawiedliwia całej sytuacji. Może po prostu trzeba wprowadzić choć minimalną weryfikację? Jeśli nie gier, to sprzedawców, dzięki czemu klienci będą mieli pewność, że kupują bezpośrednio od dewelopera, ewentualnie jego wydawcy.
Bartosz Stodolny