Cuphead zachwyca detalami. Do tego stopnia, że oczarowany gracz nie wie, co go zabiło
Tak jak South Park: Kijek Prawdy był interaktywnym odcinkiem oryginalnego serialu, tak Cuphead jest interaktywną kreskówką z lat 30. I to jaką!
05.08.2015 | aktual.: 07.01.2016 15:45
Forma prezentacji: demo w trybie kooperacji do samodzielnego ogrania
To, że Cuphead to wizualnie gra, dla której epitety "piękny" i "niezwykły" są zwyczajnie zbyt słabe i nudne, było wiadomo od pierwszego zwiastuna. Trzeba jednak przyznać, że dopiero chwytając pada i biorąc czynny udział w niesamowitym (ech, i znowu biedny epitet) szaleństwie rozgrywającym się na ekranie, człowiek rozumie, z jakim pietyzmem i absurdalną precyzją oddano specyfikę animacji tamtych czasów.
Kolorystyka, sposób poruszania się postaci, ich ekspresja, wszelkie technikalia z ziarnistym filtrem i charakterystycznym fontem na czele - wszystkie te elementy składają się na interaktywną kreskówkę w najczystszym znaczeniu tego określenia. Rozgrywka jest płynna i żywa, poziom szczegółów na wszystkich planach oszałamia. I choć Cuphead czaruje przede wszystkim oczy gracza, nie należy ignorować dźwięków - podczas naszych zmagań przygrywa świetna, jazzowa muzyka stosowna do czasów, którym gra składa doskonały hołd.
No dobrze, ustaliliśmy już, że Cuphead jest audiowizualnym arcydziełem, ale jak się w to gra? Szybko, intensywnie, wielokrotnie. Palce próbują nadążyć za tym, co wyprawia się na ekranie, a spocone dłonie co chwila wycierane są o spodnie. To diabelnie trudna gra, choć założenia są banalne. Unikamy przeszkód oraz pocisków, skacząc, kucając i poruszając się w lewo lub prawo. Przy okazji szyjemy nieustannie do przeciwnika, bowiem gra w dużej mierze składa się ze starć z bossami.
mat. prom.
Prezentowany kod przypominał konstrukcyjnie Titan Souls - przechadzaliśmy się tytułowym Cupheadem po mapie, wybierając różne areny, na których walczyliśmy z potężnymi przeciwnikami. Każdy miał zestaw odmiennych ataków, a walka z nim składała się z kilku segmentów. Naszym zadaniem było unikać uderzeń i strzelać, strzelać, strzelać... Niekiedy udawało się odpalić specjalny pocisk lub zdobyć inny rodzaj amunicji.
Tytuł ogrywano w dwuosobowej kooperacji. Spędziłem z nim trochę minut pełnych potu, wysiłku i cichych bluzgów, ale z moim towarzyszem nie pokonaliśmy żadnego z bossów. Jeszcze więcej czasu obserwowałem innych graczy - tylko jednej parze udało się pokonać bossa. Konkretniej: warzywny duet ziemniaka i marchewki, ale akurat ten przeciwnik wydawał się najprostszy.
mat. prom.
Tak, Cuphead to zdecydowanie trudna gra, ale szybki, bezpośredni dostęp do wymagających starć sprawia, że trudno się oderwać i złożyć broń. Należy też docenić kreatywność twórców - pościg drezyną za nawiedzonym pociągiem, z którego atakuje nas kościotrup, walka w restauracji z parą bokserskich żab czy podniebna bitwa z ptaszyskiem ubranym w karmnik to sceny, o których trudno zapomnieć. Mało tego, wszystkie ataki bossów czy ich kolejne segmenty błyszczą od błyskotliwych pomysłów. Człowiek aż nie ma czasu unikać tych wszystkich pięknych przeszkód, bo jest zbyt zachwycony tym, co widzi.
Twórcy zapowiadają też bardziej klasyczne poziomy złożone z czegoś więcej niż walka z bossem. Nie będzie to więc "tylko" Titan Souls w wersji kreskówek z lat 30. Dobrze, że tytuł popisze się większą różnorodnością, ale jak dla mnie najważniejsze jest, by twórcom starczyło tak rozbrajających pomysłów na całą grę. Jeśli starczy, jestem kupiony i aż strach pomyśleć, jak dobra okaże się ostateczna wersja.
Patryk Fijałkowski