Cuphead - jedna zapowiedź na rok, czyli co nowego u Filiżankogłowego
Tak to już bywa, że gra się w te gry na tych targach, gra się, a one zamiast już wychodzić, to po 12 miesiącach oferują tylko kolejne demo.
17.08.2016 10:39
Czuję na sobie natrętne spojrzenie. Kiedy umieram po raz piętnasty i ekran się na chwilę wyciemnia, widzę w odbiciu parę dziennikarzy, którzy niecierpliwie czekają na swoją kolej by zagrać. Tak, wiem, całkiem długo już tu siedzę, ale kurczę, naprawdę jestem blisko przejścia tego cholernego poziomu. Przecież on nawet nie jest trudny. Już go obcykałem. Tutaj dołem, tam górą, potem zawsze się robi tłok, więc muszę uważać, żeby nie zignorować żadnego wrogiego kwiata czy grzyba... Nosz niech mnie kule biją i dunder świśnie, i motyla noga do kroćset! Znowu zginąłem. No to jeszcze jeden raz, no nie pójdę stąd, dopóki tego nie przejdę, przepraszam, przecież honor, duma, godność człowieka, jak to tak odchodzić pokonanym...Uffff. Udało się. W końcu się udało przejść ten głupi poziom i każdy kto zabił bossa w Soulsach albo przeszedł jakąś grę na Hardzie, wie, jak słodka była odczuta przeze mnie satysfakcja.Czytam, co też napisałem na temat Cupheada po ograniu go na zeszłorocznym Gamescomie i na szczęście mógłbym się pod tym wszystkim ponownie podpisać. Grę podsumowuje szczególnie ten akapit:
Pisząc te słowa, mówiłem o zmaganiach z bossami, z których ówcześnie składała się cała gra, ale nawet po dodaniu poziomów platformówkowych ani jedno słowo nie uległo przedawnieniu. Wciąż jest szybko, intensywnie, wielokrotnie. Giniesz, powtarzasz, giniesz, powtarzasz, giniesz, klniesz, wyłączasz, włączasz, powtarzasz. Jasne, naturalnie jest dużo łatwiej niż przy walce z bossem, ale wciąż każdy najmniejszy błąd, każde najmniejsze znieważenie precyzji bardzo drogo kosztuje. Cuphead nie złagodniał. Ale...Projekty mniejszych przeciwników? Genialne. Jazzowa muzyka? W punkt. Konstrukcja poziomów? No właśnie... Widzieliście zwiastun, który zaprezentował ten element Cupheada, prawda?
Wiecie zatem, w czym problem. Jasne, na żywo, podczas gry, dochodzą emocje związane z unikaniem mnogich niebezpieczeństw, ale nie zmienia to faktu, że poziomy platformówkowe prezentują się bardzo nijako. Na dodatek gra analogiem dawała czasem po tyłku, bo nasz bohater idąc celował nie przed siebie, tylko bardziej przy stopach przeciwnika albo odwracał się z dziwnym ociąganiem. Sporadycznie bo sporadycznie, ale jednak.Jest to szokujący wręcz kontrast, kiedy weźmiemy pod uwagę, że Cuphead do tej pory był absolutnym arcydziełem, jeśli chodzi o styl artystyczny gry czy stopień przywiązania do najdrobniejszych detali. Dotąd każdy element tętnił życiem i niepowtarzalnym urokiem. A teraz zamiast dostać poziomy, które polotem równałyby się z, dajmy na to, Rayman Legends, otrzymaliśmy monotonne leśne tło i całą armię przeciwników, których trzeba zestrzelić. Jednocześnie.Nie powiem, chęć "pokonania" gry i tak wciągnęła mnie na długo, ale omijając te wszystkie psychopatyczne kwiatki i upierdliwe grzybki, nie mogłem przestać myśleć o monotonii i zaskakującej fuszerce, z jaką odbębniono te platformówkowe poziomy; ot tak, byle były. Gdzie się podziała (tamta prywatka) ta finezja, która wręcz krzyczy z każdego innego aspektu Cupheada?Przechadzając się po mapie świata, natknąłem się nie tylko na bossów i poziomy, ale i sklepik. To akurat ciekawa nowość, na którą ponownie rzucono silny czar. Animacja prosiaka za ladą i wybieranie produktów stojących na półce ocieka klimatem i wyjątkowym pietyzmem. W tle przygrywa chwytliwa, stara muzyka, a my wybieramy różne power-upy - a to dodatkowe życie, a to krótką teleportację... Nie możemy mieć jednak odpalonego wszystkiego naraz, więc należy dobierać nasze moce czy rodzaje amunicji. Wprowadza to do gry świetną różnorodność. Próbowanie odmiennych taktyk na to szaleństwo wokół nas.A skąd bierzemy pieniądze na łakocie? Ano m.in. z poziomów platformówkowych. Znajdujemy tam monety, które zarobimy, jeśli uda nam się dobiec do końca etapu.Cuphead nadal jest absolutnie przepiękny. Nadal jest też bardzo trudny i satysfakcjonujący. Ma wspaniałych bossów, tryb kooperacji, drobną personalizację postaci i poziomy platformówkowe, więc wydaje się, że wszystko jest na swoim miejscu, gotowe na tegoroczną premierę, zjawiskowe i perfekcyjne... Ale ostatni element nieco psuje ten obraz. Nie zmieni pewnie tego, że to świetna gra, będzie jednak rysą. Wielu graczy chciało, żeby Cuphead nie sprowadzał się tylko do starć z bossami, ale to, co nam w związku z tym pokazano, póki co nie zachwyca polotem. A przecież, do diaska, niech mnie dunder świśnie i motyla noga kopnie, Cuphead na drugie ma Polot.