Cukierek albo Pidgey - Halloween zrobił Pokémon Go dobrze, Niantic idzie za ciosem
No popatrzcie, kto by pomyślał, że wynagradzanie swoich graczy odbije się na wynikach finansowych.
Czuję się, jakby minęły całe wieki, odkąd pisaliśmy ostatnio o Pokémon Go (choć w rzeczywistości to niepełny miesiąc zaledwie). Ale prawdopodobnie wiecie, że na Halloween gracze doczekali się pierwszego w historii aplikacji czasowego eventu. Bo widać było po zmroku Poksy na cmentarzach nawet w Polsce, a i walki o Gymy w mojej rodzinnej miejscowości rozpoczęły się niejako na nowo. Wydarzenie trwało od 26 października do 1 listopada. Podczas tego tygodnia na ulicach miast pojawiało się więcej "przerażających" potworków (Hypno, Drowzee, Gastly, Gengar, Golbat, Haunter, Zubat), a za klasyczną zabawę zdobywało się dwukrotnie więcej cukierków (co przypadkowo fajnie zgrało się z amerykańską tradycją). To nie działające śledzenie najbliższych Poksów, wiadomo, ale i tak o wiele więcej, niż zobaczyliśmy przez całe wakacje.
Czy naprawdę muszę pisać, że halloweenowe rozdawnictwo pozytywnie odbiło się na wynikach aplikacji? Na iTunes znowu wróciła na pierwsze miejsce najlepiej zarabiających produkcji, wyprzedzając Mobile Strike, Clash Royale czy Game of War, w sklepiku Google palmę pierwszeństwa musiała oddać wyłącznie Mobile Strike'owi. "Wzrost zarobków" w przypadku takiej popierdółki oznacza blisko dziesięć milionów zielonych więcej na koncie Niantic i spółki. Cóż to dla tytułu, który przez pierwsze dziewięćdziesiąt dni życia zainkasował około sześciuset milionów. Nie, poważnie, wyciek z taką sumą pojawił się niedawno w sieci.
Nawet tak nieogarnięte studio musiało wyciągnąć z tego jakieś wnioski. Pierwszym była zapowiedź podobnego wydarzenia na okres bożonarodzeniowy. Drugim - tutaj robi się ciekawiej - system premiowania regularnego szarpania w grę. Od teraz bonusowe punkty doświadczenia oraz Stardusta dostaniemy każdego dnia za złapania choć jednego Pokémona oraz odwiedzenie choć jednego PokeStopu. Nagroda ta będzie znacząco wyższa, jeśli zrobimy to skrupulatnie przez siedem dni z rzędu. Co w połączeniu z nowym znaczeniem zdobywanych przez nas odznak - ułatwiających łapanie poszczególnych stworków (nie grałem od jakiegoś czasu, więc polegam na słowach mojego przyjaciela) - sprawia wrażenie, że... Pokémon Go najwyraźniej powoli staje się tym, czym miało być na początku.
Ja nie rozumiem i rozumiem jednocześnie, dlaczego przez lipiec i sierpień, gdy nawet Bartek Stodolny łapał Pokémony, dostaliśmy zaledwie betę tej aplikacji. Wakacje były idealnym okresem na premierę, a zwłaszcza wakacje dwudziestolecia marki (piniążki dokumentują to zresztą). Wydaje mi się jednak, że gdybym poczekał z rozpoczęciem zabawy kilka miesięcy, byłaby dużo większa frajda. A tak - ci, którzy się znudzili, wrócą dopiero przy drugiej generacji stworków lub (uwaga, futuryzmy będą) możliwości wymieniania się z innymi graczami, a ci, którzy grają nadal, grać będą, bo w końcu mają za to jakieś bonusy. Gdyby jeszcze poziomy w tej grze wchodziły... szybciej niż raz na kilka tygodni.
Adam Piechota