Crudelis - recenzja. Krótka historia o tym, jak gra oszukiwała mnie, że może być dobra
Naprawdę myślałem, że nie tracę czasu, przechodząc tego niedługiego indyka kilka razy. Wierzyłem w ukrytą w fabule siłę Crudelis, zaczynałem nową grę i zaczynałem, chcąc odkryć sedno historii... A potem, gdy wreszcie dotarłem do prawdziwego finału i poznałem rozwiązanie, zawód spadł na mnie z impetem fortepianu.
Trafiamy do małego miasteczka roku 1896 stworzonego w RPG Makerze przez nieduży zespół Polaków. Znajdujemy się w piwnicy naukowca Henry'ego Shackeltona. Większość dusznego pomieszczenia zajmuje wielka, skomplikowana machina, do której muszę dokręcić jeszcze kilka części. W rogu siedzi przywiązany do krzesła przerażony bezdomny, który błaga mnie, bym go wypuścił. Słychać tylko moje kroki i kapanie wody. Nie wiem, co się dzieje.To oczywiście kwestia osobistych preferencji, ale do mnie zawsze trafiały historie, które zaczynały się brutalnie nagle, bez żadnej próby kulturalnego zaproszenia odbiorcy do środka. Po prostu pojawiamy się w tym świecie, spadamy do niego plackiem, a ponieważ go nie rozumiemy, chłoniemy każdy detal, by jakoś ułożyć sobie w głowie przedstawioną scenerię. Pewnie właśnie to przykuło mnie do gry. Ta atmosfera tajemnicy, wrażenie dojrzałego stylu opowiadania wymagającego ode mnie skupienia. Można powiedzieć, że wsiąkłem momentalnie.A sprawy szybko się komplikują - nasz eksperyment, który ewidentnie nie przewiduje szczęśliwego zakończenia dla bezdomnego, zakłóca napaść trzech zamaskowanych bandytów. Nie spodziewają się właściciela domu, więc Henry zostaje śmiertelnie ranny, a gracz orientuje się, że maszyna, którą budował, służy przywracaniu życia. Jest niestety tylko wczesnym prototypem, więc wskakujemy do niej, wychodzimy cali i zdrowi, ale zaledwie na 60 minut. Postanawiamy przeznaczyć ostatnią godzinę życia na znalezienie niedoszłych - jeszcze - morderców i rozwikłanie zagadki tajemniczej napaści.
To był drugi punkt, który mnie przykuł. Ten licznik. O ile nie cierpię w grach presji czasu, o tyle ta tutaj była na tyle zgrabnie wpleciona w fabułę, że działała na plus. Wiedziałem też, że mam do czynienia z krótkim indykiem, więc limit 60 minut (wyłączając szwendanie się po menu) nie był inwazyjny. Zagram, w maksymalnie półtorej godziny poznam ciekawą, klimatyczną historię i skończę - myślałem. Naiwny ja.
Jest jeszcze trzeci punkt, który działał na korzyść Crudelis - twórcy obiecali, że każda decyzja ma znaczenie, fabuła się rozgałęzia i tylko od nas zależy, jak potoczy się śledztwo. Wychodząc na ulice miasteczka osadzonego w realiach rewolucji przemysłowej i zerkając na wygodną mapę pełną potencjalnie ciekawych miejscówek, byłem więc autentycznie podekscytowany. Jasne, menu i system ekwipunku były trochę toporne i nieintuicyjne, ale przecież to indyk stworzony w RPG Makerze, prawda? Tutaj najważniejszy jest klimat i fabuła. No, to do boju.Nie potrzebowałem dużo czasu, by zorientować się, że dialogi są niestety dosyć infantylne i drewniane. Ale nie zniechęcało mnie to. Śledztwo mimo mielizny w rozmowach całkiem ciekawie się rozwijało, grze nie można też było odmówić atmosfery, a kiedy przygrywała muzyka, to już w ogóle ekstra, wszak jest to najlepszy jakościowo element Crudelis.
Pół godziny później dotarłem do momentu, w którym podjąłem głupią decyzję, wskutek czego mój trop się urwał. Zaskoczony przez dwadzieścia minut szwendałem się po miasteczku, próbując ruszyć fabułę w jakimkolwiek kierunku. Nadaremnie. Wszystkie wątki były zimne jak trup. Byłem w kropce. Po części wynikało to z fabuły, po części z dziurawo napisanego scenariusza. Finałowo skończyłem, upijając się w pubie i wydając pieniądze w burdelu. Potem licznik dobiegł końca, zobaczyłem ostatnią scenę i od razu rozpocząłem nową grę.Podobało mi się to. Owszem, efekt osłabiły wspomniane luki fabularne, ale i tak wizja poniesienia tak ludzkiej, prostej porażki przez jeden nierozważny ruch była świetna. Była dojrzała. Mój podziw wzrósł, kiedy przeklikując dobrze znany początek, w pośpiechu ominąłem zabrany przy pierwszym przejściu przedmiot, przez co... śledztwo poszło w kompletnie innym kierunku. Pojawiły się zupełnie nowe wątki, nie odwiedziłem większości z wcześniejszych miejsc i przez chwilę byłem naprawdę zachwycony, że rozgałeziająca się historia nie była tylko iluzją czy chwytem marketingowym. Szacunek do Crudelis wzrósł.
A potem szybko zaczął się chwiać.Przy drugim podejściu niestety dialogi były jeszcze sztuczniejsze, a może to moja wytrzymałość zmalała, bo ile można przymykać oko na to, że większość wymian zdań zwyczajnie się nie klei. Postacie, włącznie z głównym bohaterem, mówiły o rzeczach, o których gra wcześniej nie wspominała, wprowadzając bałagan i uwydatniając źle zaprojektowany scenariusz. Poboczne wątki okazywały się szczątkowe i niesatysfakcjonujące. Inne ktoś naciągnął do takich granic, że rozpruwały się na środku. Mechanika biegania z shiftem, w której bohater męczy się po parosekundowym biegu, była zupełnie niepotrzebna i irytowała. Czasami znikał też kursor, przez co musiałem restartować grę.Ale brnąłem. Główny wątek ciągle intrygował i naprawdę chciałem poznać rozwiązanie, ślepo wierząc, że jest ono warte mojego czasu. Rozgrywka sprowadzająca się do szwendania się po mieście i rozmawiania z postaciami była całkiem angażująca, choć co i raz podważała istnienie ekwipunku i zbierania przedmiotów. Zaliczyłem jeszcze dwa przejścia, które skończyły się niefortunnie, z czego jedno okazało zupełnie niewytłumaczalne i być może nawet byłoby fajne, gdyby gra podjęła chociaż próbę wytłumaczenia, dlaczego dzieje się właśnie tak a nie inaczej.
Znałem już miasteczko na pamięć. Do poszczególnych miejsc mogłem iść z zamkniętymi oczami. Moją ostatnią rozgrywkę w większości przeklikałem, wykonując te same działania co wcześniej. Kiedy dotarłem do momentu, w którym jeszcze nie byłem, okazało się, że zostało zaledwie pięć, maksymalnie dziesięć minut fabuły. A kiedy poznałem rozwiązanie całej zagadki...Powiedzieć, że nie trzymało się to kupy, to jak powiedzieć, że Dark Souls jest miejscami wymagające. Finał Crudelis prezentuje się tak głupio, tak bardzo podważa logikę całego śledztwa i sposobu myślenia niektórych postaci, jest tak tani i nastawiony na jakikolwiek efekt "łał", byle był, że kompletnie niszczy wszystkie wcześniejsze pozytywne wrażenia płynące z gry i sprawia, że gracz ma wyrzuty sumienia z powodu poświęconego na nią czasu. Obserwując napisy końcowe, byłem w szoku. Bo pomimo wszystkich tych nieścisłości i potknięć, o których pisałem wcześniej, gra wciąż miała w sobie pewien urok. Miała obietnicę czegoś intrygującego. A potem zakończenie zaśmiało mi się w twarz i poczułem się jak idiota.
Jest to tym smutniejsze, że w Crudelis czuć miłość twórców, czuć, że chcieli stworzyć coś niekonwencjonalnego i miejscami nawet im to wychodziło. Ciekawy początek, rozgałęzienia historii, konsekwencje, muzyka, atrakcyjna w swojej kategorii grafika... Niestety, końcem końców zabrakło umiejętności. Mechanika kuleje, rozgrywka jest uboga, projekt scenariusza razi dziurami, a rozwiązanie historii - które miało szansę uczynić z Crudelis grę niedopracowaną, ale jednak ciekawą i dojrzałą - jest zatrważająco słabe.
- Platformy: PC Producent: Whiskey Jack Games Wydawca: Whiskey Jack Games Dystrybutor: Steam Data premiery: 20.01.2016 PEGI: - Wymagania: 2,0 GHz, 1024 MB RAM
Jeśli masz słabość do gier zrobionych w RPG Makerze, lubisz klimat rewolucji przemysłowej, nie pogardzisz dobrą ścieżką dźwiękową, jesteś patriotą i potrafisz przymknąć oko na wiele niedociągnięć, istnieje szansa, że spędzisz przy Crudelis całkiem niezłe dwie godziny. Oczywiście dopóki nie poznasz rozwiązania zagadki. Bo nie wierzę, że ktokolwiek będzie choćby minimalnie usatysfakcjonowany takim zwieńczeniem kuszącej przez całą rozgrywkę fabuły.
Crudelis to po łacinie okrutny. I, niestety, okrutnie się tą grą zawiodłem.Grę do recenzji udostępnił producent. Testowaliśmy wersję na PC. Screeny pochodzą od redakcji.