Crackdown - recenzja
Na Crackdown zwróciłem uwagę w momencie, gdy okazało się, że jego kupno pozwoli wziąć udział w betatestach Halo 3. Wcześniej wszystkie informacje na temat tego tytułu puszczałem mimo uszu. Później w zasadzie też, ale przynajmniej rozpoznawałem tytuł. Dopiero po zapoznaniu się z demem z Marketplace pojawiła się pierwsza myśl o kupnie tego tytułu. Spodobała mi się cell-shadingowa grafika i, nie będę oryginalny, skakanie po dachach wieżowców. Szybkie przejrzenie portali internetowych zaowocowało lekkim rozdwojeniem jaźni redaktorów. Nie miałem pewności czy Crackdown jest klonem GTA czy bardziej zbliża się do Mercenaries. W okolicach moich urodzin do drzwi zadzwonił listonosz (oczywiście 2 razy) i zacząłem rozstrzyganie sporu na własna rękę.
W Crackdown wcielamy się w postać genetycznie zmodyfikowanego Agenta, którego zadaniem jest oczyszczenie Pacific City z trzech gangów. Autorzy nie silili się na oryginalność i postawili na sprawdzonych wrogów: Latynosów, Rosjan i Chińczyków. Fanów Mercenaries muszę niestety rozczarować. Agencja, która przydziela nam zadania nie działa zbyt finezyjnie. Zamiast znanego, z gry Pandemic Studios, sabotowania frakcji od wewnątrz, otrzymujemy po prostu dossier kolejnych generałów i dane dotyczące ich lokalizacji. Fabuła jako taka nie istnieje, bo filmiki ukazujące jak bardzo zły jest kolejny przeciwnik ciężko za nią uznać. Szkoda, że autorzy od razu wywiesili białą flagę, bo nawet kiepska fabuła jest lepsza niż jej brak.
Solą rozgrywki jest eksploracja miasta połączona z eksterminacją hord gangsterów. Wspomniane wcześniej modyfikacje Agenta już na początku gry czynią z niego jednoosobową armię. Opisują go: siła, zwinność, zdolności strzeleckie, umiejętność prowadzenia pojazdów oraz umiejętność posługiwania się materiałami wybuchowymi. Każdą z nich możemy w trakcie gry podnieść o 4 poziomy. Zwykle odbywa się to przez korzystanie z umiejętności za którą odpowiada. Wyjątkiem jest tutaj zwinność. Zwiększamy ją zbierając zielone kule (jest ich 500) umieszczone najczęściej na wysokich dachach lub rusztowaniach. W Pacific City znajduje się również 300 niebieskich kul, których odnalezienie da nam małego kopa we wszystkich statystykach. Przyjrzyjmy się teraz narzędziom eliminacji gangsterów. Agencja prawdopodobnie wyszła z założenia, że projekt genetycznie ulepszonego policjanta kosztował ją zbyt wiele pachnących dolarów, żeby jeszcze załatwiać mu uzbrojenie. Grę rozpoczynamy więc z mizernym arsenałem. Na szczęście w trakcie rozgrywki łatwo można go rozszerzyć o broń zdobytą na martwych wrogach. Raz złożona w depozycie, pozostaje do naszej dyspozycji do końca gry. Z biegiem czasu zbrojownia będzie zawierać między innymi kilka rodzajów wyrzutni rakiet, karabiny maszynowe czy 2 typy karabinów snajperskich. Jest w czym wybierać, więc każdy znajdzie coś dla siebie.
Pacific City podzielone jest na 3 wyspy. Jak łatwo się domyślić, każda jest terenem kontrolowanym przez inny gang. Warto w tym momencie wspomnieć, że poruszanie między nimi odbywa się płynnie. Bez loadingów czy przycięć animacji. To czym Crackdown przykuwa uwagę gracza to niesamowite wysokości na jakie można się wspiąć. Demo daje zaledwie przedsmak tego co czeka w pełnej wersji. Dosłownie każdy dach jest w naszym zasięgu. Wspinaczka sprawia tyle frajdy, że w pewnym momencie na pewno zechcesz wejść na najwyższy budynek w mieście - siedzibę Agencji. Naprawdę warto, widoczność z dachu jest zabójcza. Zwłaszcza gdy masz ze sobą snajperkę. Crackdown umożliwia oczywiście poruszanie się różnymi rodzajami samochodów, jednak po rozwinięciu zwinności korzystanie z nich przestaje mieć sens. Model jazdy jest dosyć przyjemny, ale o wiele szybciej dotrzesz do celu wykonując matriksowe skoki z bloku na blok, niż przebijając się przez korki. Dla chcących przetestować swoje umiejętności autorzy przewidzieli dwa rodzaje wyścigów. Pierwszy z nich to znane z serii GTA zaliczanie kolejnych świetlistych checkpointów siedząc za kierownicą samochodu. Drugi polega na tym samym, z tą różnicą, że trasa wyścigu prowadzi nas po dachach, a więc zamiast szybkiej bryki u ruch idą adidasy. W radosnych zabawach na wysokości często przeszkadzają nam gangsterzy. W pewnym momencie warto więc pokazać im, że w mieście jest nowy szeryf.
Panowie z Realtime Worlds nie wysilili się tworząc sztuczną inteligencje przeciwników. Zamiast tego poszli w ich ilość i uzbrojenie. O ile na początku gry, dziesiątki pocisków przelatujących koło głowy potrafi jedynie lekko zdenerwować, to później pociski zmieniają się w rakiety i już nie jest tak wesoło. Do walki możemy wykorzystywać elementy otoczenia - cegły, butle z gazem, kontenery. Odpowiednio rozwinięta siła pozwoli nam cisnąć w zbiorowisko wroga nawet kilkutonową ciężarówką. Po takiej akcji dobre samopoczucie jest gwarantowane. Bossowie nie stanowią wielkiego wyzwania. Gdy już przebijemy się przez mrowie strażników, generał pada w klika sekund. Kolejnym minusem gry, jest jej schematyczność. Rzadko trzeba wykazać się pomysłowością w dotarciu do celu. Z reguły wpadamy do środka siedziby wroga i z pieśnią na ustach rozpętujemy wokół piekło. Oczyszczenie miasta z przestępców to zajęcie na 2, góra 3 wieczory. Na szczęście gra przewiduje możliwość kontynuacji, aby w spokoju dopakować statystyki Agenta czy zdobyć brakujące achievementy. Jeśli jesteś podłączony do Xbox Live, spędzisz w Pacific City kilka godzin więcej przechodząc kampanię w trybie kooperacji ze znajomym. Niemniej jednak, szkoda, że główny tryb gry nie jest dłuższy.
Pora na kilka zdań opisujących oprawę audio-wizualną Crackdowna. Zacznijmy od dźwięku, bo to z nim wiąże się pierwsze wrażenie. Otóż gra jest całkowicie zlokalizowana. Oznacza to, że od czasu do czasu usłyszymy głos rodzimego lektora. Przyznam, że nie do końca jestem zadowolony z efektu. Lektor trochę za bardzo wczuwa się w swoją rolę, przez co wypowiadane przez niego kwestie brzmią sztywno. Zdarzają się również błędy w tłumaczeniu, ale na szczęście bardzo rzadko. Od polskiego dubbingu zdecydowanie bardziej wolałbym napisy na dole ekranu. Z oprawą muzyczną gry nie miałem wiele do czynienia. Muzyka pojawia się, gdy korzystamy z samochodowego radia, a ja większość czasu spędzałem wspinając się na kolejne wieżowce. Właśnie wtedy odkryłem, że im wyżej znajduje się Agent tym głośniej w głośnikach rozbrzmiewają dziwne, jakby elektryczne odgłosy. Podczas wspinaczki na wieżę Agencji ten efekt brzmi po prostu genialnie i dopinguje do kolejnego szaleńczego skoku. Oprawę graficzną najkrócej oceniłbym jako ładną. Ostre tekstury głównego bohatera i jego animacja sprawiają, że jest na czym oko zawiesić. Pacific City prezentuje się nieco gorzej, ale w czasie gry nie odniosłem nigdy wrażenia, że coś wygląda brzydko. Nieco komiksowego uroku dodaje oprawie lekki cell-shading. Ciekawostką jest również, fenomenalna widoczność ze szczytów najwyższych wieżowców. Wiele nie skłamię, jeśli powiem, że widać wtedy cały obszar gry.
Sprawiedliwa ocena Crackdown nie jest rzeczą łatwą. Jest to gra typu sandbox, czyli „wrzucamy gracza do wirtualnego świata i niech się bawi”. W moich oczach nie usprawiedliwia to jednak zbyt krótkiego i schematycznego, głównego trybu gry czy braku fabuły. Z drugiej strony, Crackdown nie jest tylko prostym klonem GTA czy Mercenaries. Skakanie po dachach i balkonach wniosło do gatunku powiew świeżości i miejmy nadzieję, że zostało zauważone przez innych developerów. Gra Realtime Worlds ma swój charakter, sprawia naprawdę mnóstwo frajdy i na pewno zostanie zapamiętana nie tylko z powodu udostępnienia bety Halo3.
Ocena 7
+ nadludzkie zdolności bohatera + skakanie po dachach + tryb kooperacji - za krótka - brak fabuły - mało ciekawi przeciwnicy
CRACKDOWN (X360)
- Gatunek: akcja
- Kategoria wiekowa: od 16 lat