Co zajmie Wam najwięcej czasu w Mighty No. 9? Napisy końcowe, które są dłuższe od samej gry
Z cyklu "brak nam słów, więc się wypowiemy". Teraz czas przejścia rośnie dwukrotnie!
Jedną z możliwości podzielenia kinomaniaków na dwie oddzielne grupy jest zauważenie, że niektórzy potrafią, ku oburzeniu ekipy sprzątającej, obejrzeć jeszcze całe napisy końcowe, podczas gdy reszta od dawna jedzie już tramwajem do domu. Widzów Marvela nie liczmy, proszę, bo ich tradycja dodatkowej sceny-zajawki przyszłych filmów stała się już elementem popkultury. Być może obejrzane dzieło miało wspaniałą ścieżkę dźwiękową i liczysz, że przez te kilka(naście) minut usłyszysz ponownie jakiś kawałek. Bo innych powodów ja nigdy nie miałem.
A gdzie uwielbiamy napisy końcowe? No przecież, że w grach. Oglądacie czy nie? Dzisiaj to mamy fajne czasu, bo większość możemy sobie ominąć. Ale gdy w jakichś brakuje takiej opcji, a gra należy do elitarnego grona tytułów AAA, warto zaopatrzyć się w jakąś lekturę. Ponieważ długość napisów bywa czasem absurdalna. Najfajniejszym współcześnie przykładem do tej pory była dla mnie seria Assassin's Creed. Pół godzinki to lekką rączką. A w "jedynce" nie można było tego przewinąć. Spóźniłem się przez tę grę do pracy (nikt nie zauważył).
Mighty No. 9 's INSANE 4-hour Credits for all 70,000 Kickstarter Backers
Ale od dzisiaj mamy nowego króla. Mighty No. 9, który powoli wyrasta na jedno z większych rozczarowań ostatnich miesięcy, ustanawia absolutny rekord długości napisów końcowych. Nie spodziewam się, by ktoś to przebił w ciągu najbliższych lat, nawet dla zabawy i samego żartu. Ile? 3 godziny i 48 minut. Czyli 228 minut. Czyli 13 680 sekund Waszego życia. Zdajecie sobie sprawę, że to dłuższe od "Czasem słońce, czasem deszcz"?
A na pewno dłuższe od czasu, który byłby Wam (raczej) potrzebny do skończenia Mighty No. 9. Przyjmuje się, że zaawansowany gracz dotrze do gigantycznych napisów dzieła pana Inafune w od 3 do 5 godzin. A speedrunerzy dają radę w jedną godzinkę. Jeżeli interesuje Was, dlaczego te creditsy rozrosły się jak Jormungand, powód jest prosty: jest na nich każdy, kto dołozył się do gry. Czyli ponad 67 tysięcy "inwestorów". Biorąc pod uwagę oceny, jakie zbiera No. 9, zaczynam się zastanawiać, czy większość tych pieniędzy nie poszła właśnie w napisy.
Zakładam, że ta anegdota stanie się kolejną małą legendą naszej branży. Dużo zabawniejszą niż sto brakujących nazwisk w napisach do L.A. Noir. Z upałem wjeżdża weekend, więc możecie zrobić jakieś małe wyzwanie. Na przykład rozpocząć imprezę od puszczenia napisów i spróbować wytrzymać do końca. Myśmy tak kiedyś robili z Nyan Catem.
Adam Piechota