Co wspólnego ze sobą mają Keanu Reeves i okładka Death Stranding?
Oprócz tego, że oboje są „breathtaking”.
Comic-Con to nie tylko czwarta faza Marvel Cinematic Universe (widzieliście, że Scarlett Witch pojawi się w w drugim „Strange’u”? <3) czy w ogóle wieści z Hollywood. Hideo Kojima wykorzystał swój panel, by opowiedzieć nieco więcej o Death Stranding oraz w końcu ujawnić sklepową okładkę produkcji. Widzicie ją w pełni poniżej. Zakapturzony Norman Reedus to „standard”, ubłocony to steelbook. Kilka razy przez weekend widziałem w sieci trafny żart - aż szok, że Japończyk nie dał na tę grafikę swojej własnej twarzy. No ale Asia pewnie się mocno jara.
Co dalej? Mocne kojimizmy. Postać Nicolasa Windinga Refna (reżysera chociażby „Drive”), Heartman, ma - uwaga - umierać co 21 minut i być w stanie śmierci klinicznej przez 3 następne. Wtedy podróżuje po „drugiej stronie”. Stąd taki pseudonim. Skoro zaś przy celebrytach jesteśmy - Keanu Reeves był brany pod uwagę podczas tworzenia Death Stranding, miałby zagrać postać Mads Mikkelsena. Odetchnę z ulgą, bo pomiędzy aktorami istnieje spora przepaść talentu. Po prostu nie widzę Reevesa w najlepszych scenach ze zwiastunów. Ale jak by podbił wyniki sprzedaży, huhu.
No i najfajniejsze na koniec. Kojima nie zmienia zdania w jednej kwestii. Death Stranding nie jest „stealth game”, nie jest także „shooting game”. Powinniśmy na nią patrzeć jako na przedstawiciela zupełnie nowego gatunku, „strand game”. Mowa o unikalnych systemach społecznościowych, które „odmienią” dotychczasowe oblicze gier akcji. Uwielbiam to, zarówno tak sarkastycznie, jak i szczerze, niczym dawny fan. Lubię kosmos czekania na nowe tytuły Japończyka. Tylko nie zawsze dobrze znoszę ich późniejszą analizę. Cóż. Czekamy do listopada.