Co łączy SUPERHOTline Miami z “Kto wrobił Królika Rogera?". Kultura mashupu
Mashupy w muzyce zaowocowały tak niecodziennymi zestawieniami jak Metallica z Bollywood, mariażem klasyków literatury z zombie w pisarstwie i pojedynkami bohaterów i potworów z różnych światów w kinie. A w grach?
Czasami znienacka człowiek dostaje w twarz kombinacją o której nigdy nie pomyślałby, że może smakować - ale wbrew oczekiwaniom okazuje się, że jest pyszna. Przykładowo, nieco zszokował mnie koncept gęsiej wątróbki na słodko z migdałami i rodzynkami, jednak zaryzykowałem i teraz to jedno z moich ulubionych dań w pewnej łódzkiej restauracji, specjalizującej się w kuchni żydowskiej.Podobnie zareagowałem na wieść o darmowej grze Half-Line Miami, której nazwa sugeruje połączenie oczywistych, ale też bardzo różnych tytułów. Co prawda sednem obydwu jest strzelanie do przeciwników, ale ich filozofia to zupełnie dwa światy. Pierwsza jest spokojniejsza, wymaga kombinowania, opowiada historię dziejącą się w przekonywującym trójwymiarowym świecie rodem z powieści science-fiction, zaś druga jest dwuwymiarową rąbanką z minimalistyczną narracją, frenetyczną rozgrywką i krzykliwą oprawą audiowizualną. Czy z takiego połączenia może wyniknąć cokolwiek sensownego?
Na przekór moim nieufnym oczekiwaniom okazało się, że tak. Z Hotline Miami wzięto rozgrywkę w dwóch wymiarach oraz stylistykę rodem z lat osiemdziesiątych. Z Half-Life’a zapożyczono broń grawitacyjną (Gravity Gun) i rzucanie we wrogów rozmaitymi elementami planszy. Kto kiedyś grał w Half-Life’a 2 ten wie, że cały klimat i wizja świata przedstawionego były niczym wobec możliwości zatłuczenia przeciwnika muszlą klozetową. Furda kusze czy futurystyczne bronie, latające sedesy to jest to! Half-Line Miami nie próbuje budować nastroju czy opowiadać historii, po prostu miesza motyw ciskania przedmiotami w żołnierzy Kombinatu z palmami, estetyką retro i widokiem z góry. Sklejając charakterystycze elementy dwóch gier w jedną całość autor uzyskał niespodziewanie ciekawy efekt.
Mashup, czasami spolszczany jako maszap, to “didżejska tradycja miksowania dwóch lub więcej utworów” (definicja za: Bartek Chaciński “Wyż Nisz”). Różnica między mashupem a remiksem polega na tym, że ten drugi to pozmieniana wersja jednego utworu. Przykładem remiksu może być znany w growym światku utwór Snoop Dogg & The Doors “Riders On The Storm ” z drugiej części Need For Speed Underground. Z kolei dwa przykładowe mashupy to "It's fun to smoke Dust" (DJ Lobsterdust), mieszające ze sobą “Another one bites the dust” Queen i tyrady kalifornijskiego pastora, dopatrującego się w tym utworze szatańskich wpływów, a także “Maiden Goes To Bollywood” (Wax Audio), w którym heavy-metalowy Iron Maiden zderza się z “Crazy Kiya Re”, hinduskim hitem z filmu “Dhoom 2”.Choć zaczęło się od miksowania muzyki, to zjawisko polegające na mieszaniu ze sobą różnych utworów rozlało się na całą popkulturę, do tego stopnia, że określa się je mianem kultury mashupu. Na początku wspomniałem o zestawianiu klasyków literatury z zombie, trochę podobnie jak w branży growej, gdzie ostatnimi laty dodaje się żywe trupy w zasadzie wszędzie, gdzie się da (patrz dodatek Undead Nightmare do Red Dead Redemption czy zombie mode w serii Call of Duty). Pierwszy był Seth Grahame-Smith, który napisał “Dumę i uprzedzenie i zombie”. Rzecz wylądowała na liście bestsellerów New York Timesa, dając początek serii podobnych mashupów, jak na przykład “Rozważna i romantyczna i potwory morskie” Ben H. Wintersa czy “Abraham Lincoln, łowca wampirów”, również Grahame-Smitha. W Polsce w ten nurt wpisał się Kamil Śmiałkowski, krytyk i publicysta, ze swoim “Przedwiośniem Żywych Trupów”, które jednak nie zebrało przychylnych opinii. Warto nadmienić, że we wszystkich tych przypadkach materiały źródłowe, czyli oryginalne powieści, znajdowały się w domenie publicznej, dzięki czemu ich przeróbki były całkowicie legalne.W komiksach z mashupem do czynienia mamy najczęściej w formie crossoveru, czyli zderzenia lub przenikania różnych światów i ich bohaterów. Historycznie jednym z pierwszych crossoverów było powołanie Justice Society of America na łamach All Star Comics na początku lat czterdziestych. Co ciekawe, bohaterowie pochodzili z uniwersów dwóch różnych wydawnictw, All-American Publications i National Periodical Publication, które z czasem połączyły się tworząc DC Comics. Obecnie crossovery najczęściej zdarzają się w ramach tego samego wydawnictwa - bo tak jest po prostu łatwiej od strony prawnej. Do moich ulubionych należy pierwszy “Batman versus Predator”, który stoi na wysokim poziomie zarówno od strony fabularnej, jak i wizualnej, co nie dziwi, zważywszy, że za scenariusz odpowiada Dave Gibbons (współtworzył “Strażników” z Alanem Moorem), a za szkice i tusz - bracia Kubertowie. Na polskim podwórku warto przypomnieć parodystyczne “Gołota vs Predator” autorstwa Tobiasza Piątkowskiego i Roberta Adlera. Swego czasu zaś szalenie rozśmieszył mnie Śledziu, który w jednostronicowym komiksie na łamach magazynu “Reset” wymieszał Muminki z Obcymi. To nie mogło się dobrze skończyć...
W kinie mashupy i crossovery zdarzały się na długo przedtem zanim w ogóle wymyślono oba te pojęcia. Jednym z pierwszych filmów, w którym starły się ze sobą istoty pochodzące z uniwersów należących do różnych firm, był “King Kong vs. Godzilla“ z 1962 roku. Nie sposób też nie wspomnieć o fantastycznym “Kto wrobił Królika Rogera?” z lat osiemdziesiątych, gdzie Warner Brothers i Disney uzgodniły czas pojawiania się należących do nich postaci z dokładnością do pojedynczej klatki. Tak jak w komiksach, nieporównywalnie mniej skomplikowane jest kręcenie crossoverów w ramach tego samego koncernu medialnego, jak choćby “Batman v Superman: Świt sprawiedliwości” (DC Comics), rozliczne filmy i seriale z uniwersum Marvela czy “Aliens versus Predator” (20th Centruy Fox). Inną opcją jest wykorzystanie już istniejącego materiału, stąd ekranizacje wspomnianych wcześniej książek Setha Grahame-Smitha “Duma i uprzedzenie i zombie” oraz “Abraham Lincoln, łowca wampirów”. Do ciekawszych filmowych mashupów ostatnich lat zaliczyć też można produkcje spod znaku Lego, mieszające duńskie klocki z Batmanem, Ligą Sprawiedliwości, Scoobie-Doo i Gwiezdnymi Wojnami. Fantastycznie pasuje to do idei Lego i czasów dziecinnej zabawy różnymi zestawami naraz - co zresztą znakomicie wpisuje się w kulturę mashupu.W świecie gier komputerowych crossovery najczęściej zdarzają się w bijatykach i przyjmują formę pojedynku uniwersów. Imię ich legion: Marvel vs. Capcom, Street Fighter X Tekken, X-Men vs. Street Fighter, Tatsunoko vs. Capcom: Ultimate All-Stars i wiele innych. Znajdziemy też gry pozwalające stanąć do walki postaciom należącym do jednego koncernu, jak PlayStation All-Stars Battle Royale (Sony) czy Super Smash Bros. (Nintendo). Mało kto pamięta, że seria The King of Fighters która rozpoczęła się w 1994 roku, pierwotnie była właśnie takim crossoverem od SNK, wrzucającym do jednego tytułu wojowników z Fatal Fury, Art of Fighting i innych gier tej firmy. Z kolei Mortal Kombat X z DLC albo w wersji XL szeroko zarzucił sieci: poza plejadą wojowników znanych z poprzednich części znajduje się tam również Obcy, Predator, Jason z “Piątku 13-go”, Leatherface z “Teksańskiej Masakry Piłą Mechaniczną” i Freddie Krueger z “Koszmaru z Ulicy Wiązów”.
Rzecz jasna crossovery w grach nie ograniczają się tylko do bijatyk. W ukochanej przez graczy serii Kingdom Hearts spotykają się bohaterowie kreskówek Disneya z postaciami z różnych części Final Fantasy. W Heroes of the Storm ścierają się mieszkańcy uniwersów Blizzarda - StarCraft, Warcraft, Diablo, Overwatch, a nawet The Lost Vikings. A w Professor Layton vs. Phoenix Wright: Ace Attorney współpracują ze sobą genialny profesor z genialnym prawnikiem, tytułowe osobistości z dwóch flagowych serii Nintendo. Ta ostatnia gra jest również warta uwagi ze względu na warstwę rozgrywki, łączącej typowe dla przygód profesora Laytona elementy eksploracji i zagadek z mechaniką procesu sądowego, zaczerpniętą z cyklu Ace Attorney. I to jest właśnie pełnoprawny growy mashup, który nie tylko zestawia ze sobą różne postaci czy uniwersa, ale przede wszystkim stanowi mieszaninę gatunków lub mechanik. Tu dosyć co prawda zachowawczą, ale zdarzają się też bardziej nietuzinkowe.Ostatnie lata przynoszą coraz więcej takich mashupów, nierzadko miksujących całkiem odległe od siebie elementy rozgrywki. Puzzle Quest miesza ze sobą rpg, strategię i układanie klocków. Crypt of the Necrodancer to rogalik ożeniony z grą rytmiczną. Undertale dodało do klasycznego japońskiego erpega elementy strzelanki bullet hell. Podobnie Nier i jego nowsza inkarnacja Nier: Automata, które połączyło te gatunki w zupełnie inny sposób (przy okazji dorzucając do tego jeszcze kilka innych). Zaś w darmowych grach niezależnych i rozmaitych game jamach kreatywni twórcy remiksują wszystkie możliwe mechaniki, gatunki, estetyki i koncepty. Ot, choćby Harambe vs. Capcom, które dołożyło popularnego w internecie goryla jako bohatera do uniwersum Street Fighter, wykorzystując klasyczny schemat crossoverów w bijatykach. Czy opisane na początku Half-Life Miami, które w niedużej, acz zgrabnej całości zamknęło charakterystyczne motywy zaczerpnięte z dwóch głośnych tytułów. Co zabawne, brutalna strzelanina autorstwa Jonatana Söderströma (Cactus) i Dennisa Wedina zainspirowała jeszcze parę mashupów, między innymi SUPERHOTline Miami, czyli dwuwymiarową wariację na temat polskiego hitu, czy Portal Hotline Miami, stosunkowo najmniej pomysłową kombinację, w której hit Valve pokazano w widoku z góry.Rosnącą popularność mashupów we wszystkich gałęziach popkultury tłumaczy się w różny sposób. Padają sformułowania o wpływach postmodernizmu, nostalgii za dzieciństwem, nieograniczonej konwencjami ekspresji twórczej, znudzeniu powtarzającymi się schematami fabularnymi i tak dalej. Mnie osobiście najbardziej przekonuje zwięzły bon mot zmarłego w zeszłym roku bloggera i krytyka Scotta Erica Kaufmana, który powiedział, że mashup to po prostu “dorosła wersja zabawy klockami Lego, figurkami G.I.Joe i Transformersami naraz.” O ile jednak w przypadku kina, literatury i komiksów mashup najczęściej kończy się mniej lub bardziej pomysłowym crossoverem, o tyle w grach ilość elementów gatunkowych, fabularnych, estetycznych i gameplayowych, które można ze sobą wymieszać, jest nieporównywalnie większa. Stąd i więcej ciekawych kombinacji może się z takiej zabawy urodzić. Dlatego jestem pewien, że niejeden jeszcze udany growy mashup przed nami (a przy okazji parę tysięcy nieudanych).
Bartłomiej Nagórski