Co jest grane #3 - Sonic kontra Schumacher, czyli o dwóch grach, które wygrały w tym tygodniu z Hitmanem
Nie każda gra wyścigowa musi być poważna, a nie każde wyścigi śmiesznych bohaterów muszą być tandetne. Sonic & All-Stars Racing Transformed i F1 Race Stars skradły mi ten tydzień, więc i wam powinny się spodobać.
Hitman w tytule wpisu to żaden pic. Z ręką na sercu, przysięgam, że przygody łysego zabójcy nie znalazły się w pierwszej trójce najchętniej odpalanych przeze mnie gier w tym tygodniu. Zaczynam nawet trochę żałować kupna tej gry w dniu premiery. Z tego co wiem, Tomek, który kończy grę recenzować, też nie jest zachwycony.
IQ=47
Square Enix
Nie grałem dużo, więc nie będę silił się na wielkie analizy, a ograniczę się do tego, co stoi pomiędzy mną, a grywalnością tego tytułu - gra nie pozwala mi się bawić w zabójcę tak, jakbym tego chciał. Wynajduję pół tuzina całkiem rozsądnych sposobów na wyeliminowanie celu, ale twórcy nie przewidzieli żadnego z nich. Gram na hardzie, z nastawieniem na bycie "cichym zabójcą", więc nie kręci mnie błyskawiczna egzekucja pięciu gości, dzięki nowej mechanice. Zamiast tego złości mnie, że mogę podejść do policjanta, zejść z jego pola widzenia, chowając się za oddaloną o metr skrzynkę, rzucić za niego pustą butelkę, a on jak głupi pójdzie węszyć. Podwójnie żenujące jest to, że idąc za odgłosem potrafi wejść w ścianę i się na nią wydzierać.
Odpalcie misję z Królem Chinatown, włączcie alarm w jego samochodzie i doświadczcie całej głupoty sytuacji, w której właściciel auta idzie do niego przez pół planszy, a stojący metr od samochodu policjant nawet się nie odwróci... Nie wiem, czy mam ochotę na zabawę z takimi głupotkami, no i widzę, że pomysłowość autorów chadzała innymi ścieżkami, niż moja. Ktoś z was miał podobnie i mu przeszło?
Radocha przede wszystkim
F1 Race Stars
Zawsze mam natomiast chęć na dobre wyścigi kartów (dowodem niech będzie chociażby pochylenie się nad zaskakująco fajnym Joy Ride Turbo z XBLA). I tak, jak przez cały rok wydawcy omijali ten temat, to teraz nagle dostałem nie jedną, a dwie kolorowe gry, w których liczy się prędkość, humor i maksymalne uprzykrzanie innym życia. O dziwo, obie okazały się bardzo pozytywnym zaskoczeniem, a to, która bardziej przypadnie wam do gustu, w dużej mierze zależy od osobistych preferencji - tego czy wolicie karykatury prawdziwych zawodników Formuły 1 czy Sonica i jego kumpli. No i tego, na jakie szaleństwa jesteście gotowi...
W obu grach dobry humor wprost wylewa się z ekranu. Wystarczy tylko popatrzeć na karykatury kierowców Formuły 1 czy jeszcze bardziej niezwykłą ekipę z gier Segi, upchaną w swoje dziwaczne konstrukcje, by wiedzieć, że będzie zabawnie.
W dużej mierze dzięki standardowemu zestawowi ofensywnych i defensywnych broni oraz przeszkadzajek, które sprawiają, że rywalizacja na torze jest bardzo bezpośrednia. Są kluczem do wygranej, nie da się zdobyć pierwszego miejsca po prostu bezbłędnie pokonując tor. Na szczęście są też dobrze przemyślane, więc korzystanie z nich szybko staje się drugą naturą gracza. No i nie irytują zbyt mocno, jeśli to nam ktoś wykręci numer.
Owale są nudne Także trasy dokładają swoją cegiełkę do frajdy, bo ich projektanci nie lubili nudnych, prostych odcinków. Nie spodziewajcie się, że w F1 Racers znajdziecie trasy znane z prawdziwych wyścigów. Zamiast tego szykujcie się na pętle, jazdę po ścianach i zakręcone serpentyny, wijące się po bajkowej okolicy. Plansze w Sonicu są natomiast inspirowane różnymi grami Segi (np. Afterburner, Samba de Amigo, Crazy Taxi czy Jet Set Radio) i zakręcone stosownie do oryginałów (czyli BARDZO). Do tego przemierzamy je nie tylko na czterech kółkach, bo pojazdy zawodników w wybranych miejscach zmieniają się w samolot bądź łódkę. I tu i tu plansze to coś więcej, niż zamknięty tor wyścigowy. Oferują kilka możliwych tras przejazdu, ale ich wybór to w Sonicu ma większe znaczenie. Zawsze warto zadbać, by jak najmniej czasu spędzać w łodzi (najwolniejszy środek lokomocji), a jak najwięcej w powietrzu (najszybszy). To, oraz konieczność wciskania driftów, gdzie tylko się da (doładowują dopalacz), to dwie rzeczy, których nauczyłem się przegrywając na początku wyścig za wyścigiem.
Sonic & All-Stars Racing Transformed
W F1 Race Stars nie szło mi zresztą lepiej, dopóki nie odkryłem systemu KERS i nie przestałem bać się pit-stopów. Ten pierwszy, ładujemy na specjalnie oznaczonych zakrętach. Ma trzy poziomy, a gdy napełnimy je wszystkie, auto wystrzeli do przodu, niczym pocisk. Pit-stopy służą do naprawiania nadszarpniętych przez rywalizację maszyn. Nie warto ich lekceważyć, bo zniszczenia mocno wpływają na osiągi. Trzecią ciekawostką jest fakt, że bolidy wytwarzają za sobą tunel aerodynamiczny pozwalający doścignąć przeciwnika, nawet gdy nie mamy chwilowo w arsenale nic, co mogłoby go zatrzymać. Nie spodziewałem się takich smaczków w tak zręcznościowej produkcji, ale... pasują jak ulał. I nadają grze oryginalnego charakteru.
Rywalizacja niejedno ma imię W obu tytułach nie brakuje urozmaiceń, dodatkowych trybów i opcji, pozwalających nadać rywalizacji nieco inny smak. W F1 Racers mamy na przykład „slalom” przez bramki wyznaczonego koloru, wyścig na punkty przyznawane za efektowne akcje, czy - będącą karykaturą prawdziwych zawodów - konkurencję „tankowanie”. Na trasie zostają rozstawione dystrybutory, w których możemy uzupełnić spalane paliwo, ale lżejsze bolidy (czyli te z puściejszym bakiem) jadą szybciej. Sonic oferuje większe zróżnicowanie dyscyplin w trybie kariery (konkursy driftu <3), natomiast w grze wieloosobowej stawia przede wszystkim na walkę między graczami. Na przykład dodając do wyścigów życia, które możemy stracić czy zapraszając na zamknięte areny, na których wygrywa ten, kto przeżyje.
Obie gry oferują też zabawę w sieci, co jest oczywiście standardem, ale obie dorzucają też coś, co rzadko ostatnio spotykamy - rywalizację czterech graczy na jednym telewizorze, podzielonym na cztery części. Idealnie sprawdzą się na imprezach i przy wizytach gości z pociechami, które trzeba czymś zająć.
Szybko, szybciej, Sonic Z uwagi na ekspresowe tempo rozgrywki w obu grach, lepiej nie odrywać oczu od ekranu nawet na sekundę. Koncentrację prościej utrzymać w F1 Race Stars. Ot, zwyczajnie przyjemniej patrzy się na grę, która jest śliczna, a oprawa dystansuje Sonica o kilka długości. Nic tu nie drażni wzroku, dla którego płynność zakrętów i ciepła kolorystyka, jest jak balsam. Potrafi nawet trochę zahipnotyzować. O taki stan trudno w Sonicu, który nagród za urodę nie zdobędzie, ale nadrabia ten brak ogólnym szaleństwem tego, co się dzieje na ekranie. Co chwilę coś tu wybucha (albo zawodnik, albo element planszy), ktoś kogoś atakuje, trasa skręca pod absurdalnymi kątami. A przecież trzeba nie tylko walczyć, ale i pamiętać o wykonaniu tricku (dodatkowy dopalacz), zauważyć miejsce, do którego chcemy lecieć/jechać/płynąć i jeszcze zbierać monetki, pozwalające osiągnąć ostateczną formę transformacji. A wszystko to, oczywiście jadąc bokiem, bo driftowanie napełnia dopalacz, bez którego niczego nie wygramy.
Kiedy odpalałem F1 Race Stars bezpośrednio po grze Segi, wyścigi kierowców Formuły 1 wydawały mi się czasem zbyt flegmatyczne. Kilka sekund bez dopalacza czy przeciwnika na ekranie, zdawało się trwać za długo.
Sonic & All-Stars Racing Transformed
Potem rzecz jasna "przestawiałem się" na tempo drugiej gry, ale to chyba mówi sporo o różnicy w charakterze obu produkcji - F1 Race Stars to "po prostu" wyścigi kartów, Sonic & All-Stars Racing Transformed to szaleństwo, Afterburner na kółkach, Crazy Taxi w powietrzu i... motorówki!
Jeśli zapytacie mnie, którą z tych gier mam ochotę odpalić za moment, odpowiem, że to bez znaczenia, bo i tak będę się świetnie bawił. Jeśli przyciśniecie, to wskażę jednak na Sonica z uwagi na jego mocniejsze postrzelenie i większą różnorodność. Na szczęście tym razem tak fajnie się złożyło, że obie gry mają swoje dema zarówno na PS3 jak i Xboksie 360, więc ściągnijcie i sprawdźcie, która wam bardziej pasuje.
Na pewno jednak zachęcam, by obu dać szansę. Ode mnie otrzymują po 4/5. Za potężną grywalność, rozbudowanie i fakt, że świetnie bawić będzie się zarówno gracz niedzielny, jak i ten zaprawiony w bojach.
Maciek Kowalik