Co jest grane #1 - PILOT
Heh, trochę mi wstyd za tego bloga, ale kiedy tydzień spędza się w RSS-ach, trudno zebrać potem myśli, by jeszcze coś wrzucać. No, ale niech będzie, zobaczymy czy może taka forma ma jakiś sens. W CJG postaram się pokrótce opisywać mój miniony tydzień pod kątem gier. Gram dużo, więc może znajdziecie tu coś dla siebie na przykład zanim na stronie pojawi się recenzja. W tym odcinku dzieje się sporo, bo i premier nie brakowało - Pid, Pool Nation, NFS: Most Wanted, Assassin's Creed 3... A pewnie i tak coś przegapiłem. HAAAAAAALO CZTERY
03.11.2012 | aktual.: 15.01.2016 14:55
Recenzję Pool Nation [XBLA] już opublikowałem, więc nie będę się powtarzał. Jeśli lubicie bilarda i nie macie PS3 (bo jednak Hustle Kings jest trochę lepsze i dostało snookera w dodatku), to kupujcie. 800 MSP to nie fortuna, a gierka oferuje nieskończone pokłady grywalności. Zwłaszcza z drugim graczem.
Pid [XBLA] mnie rozczarował. Szoker, co?
No niestety, jest monotonna. Już na początku dostajemy do zabawy dwa magnetyczne promienie odpychające przedmioty i przeciwników, ale potem brakuje już różnorodności. Nie skończyłem jeszcze Pida, więc równie dobrze za chwilę może się okazać, że w recenzji będę grę chwalił, bo COŚ SIĘ WYDARZYŁO. Póki co dosłownie utonął on w morzu ciekawszych propozycji. Bo tak naprawdę nie jest niczym wyjątkowym. To platformówka, w której zamiast wskoczyć gdzieś, musicie włączyć promień, który was tam podniesie. Nie natknąłem się jeszcze na jakieś naprawdę ciekawe zabawy z grawitacją. Większość jest raczej substytutem długich skoków, a nie zagadkami, na które musiałbym napuszczać szare komórki. I tak plansza za planszą, plansza za planszą... Jeśli liczyliście, że Pid będzie kolejnym cudeńkiem z cyfrowej dystrybucji, to... No chyba nie. Aczkolwiek pewny będę, gdy grę przejdę.
A o to łatwo nie będzie, bo maksymalnie wkręciły mnie dwie ostatnie premiery - Need For Speed: Most Wanted i Assassin's Creed 3.
Nie jestem motomaniakiem. Ba, nie jestem nawet fanem motoryzacji - nie mam prawa jazdy, a nowe modele samochodów interesują mnie tyle, co najnowsze trendy w kocich kuwetach. Ok, nawet mniej, bo mam dwa koty... Kupiłem Forza Horizon, bo przemawiał do mnie otwarty świat, świetny soundtrack i możliwość pojechania gdzie się chce, bez pokonywania wciąż tych samych zakrętów na zamkniętych torach. Potem dostałem od EA Need for Speed: Most Wanted i... zapomniałem o Forzie.
Most Wanted to Burnout Paradise z nieco słabszymi zniszczeniami, ale dodanymi ucieczkami przed policją. Gra jest śliczna, a w tutorialu najpierw przygrywa Muse, by po chwili zmienić się w remix "Baba O'Riley" zespołu The Who - soundtrack jest świetny.
Otwarty świat? Zamiast bezdroży Kolorado mamy tu żyjące miasto, z ruchem ulicznym i mnóstwem rzeczy do "zbierania" (cudzysłów, bo najczęściej chodzi o pieprznięcie w nie, a nie zbieranie). Jeśli do miejsca startu mam więcej, niż 4 kilometry, to jest prawie pewne, że w trakcie dojazdu tak poniesie mnie prędkość, że trzasnę w jakieś auto, zauważy to policja i zacznie się zabawa w kotka i myszkę, która odciągnie moje myśli od planowanych zawodów. Nie, żeby wyścigi były słabe. Trasy są wytyczone świetnie i nie na jedno kopyto. Strasznie podobały mi się krótkie okrążenia na nabrzeżu, na którym ścigałem się na piachu i przez większość wyścigu nic nie widziałem, bo wdychałem kurz samochodów przede mną (podchodziłem do tego z 10 razy, by zorientować się, że założyłem opony na asfalt, a nie na wyścigi off-road). Po chwili wskoczyłem na autostradę, by skasować konkurenta przy trwającym jednocześnie policyjnym pościgu. Wrażenia zupełnie inne, ale w obu przypadkach tak fantastyczne, że zapominałem o oddychaniu. Tylko nie spodziewajcie się bóg wie jakiego realizmu po modelu jazdy. Specem nie jestem, ale jeśli po rozpędzeniu do 200 km/h potrafię na ręcznym zatrzymać samochód na przestrzeni kilku metrów...
No i jest jeszcze zabawa online, odpalana kilkoma ruchami krzyżaka. Wpadłem na serwer, którego host wybrał wyzwanie polegające na jak najszybszym przejechaniu obok radaru na długiej prostej (rekord prędkości). Zaczęło się ok, bo ludzie stawili się na linii, ale potem... Masakra. Ktoś nie zapanował nad autem i wyleciał wgniatając w bandę innego. Peleton dojechał, zawrócił, by poprawiać wyniki, a z drugiej strony pędzili gracze, którzy poprzednio nie dojechali. Po kilku sekundach droga zmieniła się w pole walki. Burnout style! Kocham to!
Najmilszą niespodzianką tygodnia jest jednak Assassin's Creed 3.
Czemu niespodzianką, skoro to taka marka? Cóż, jedynce dałem na Poly 7/10 (hej, ocenialiśmy surowo zanim to było modne, i zanim mieliśmy markę na to pozwalającą - tak, był od dystrybutora mail, że ocena trochę niska, ale się nim nie przejęliśmy), dwójka mnie znudziła, ale skończyłem. Brotherhood był w końcu fajny, a Revelations było tak niestrawną repetą, że nawet nie skończyłem. Więc... niespodzianka.
Ubisoft
Naczytałem się o tym, jak to gra długo się rozwija, jak wstęp przynudza i jak to nie jest rewolucją. Cóż, po otrzymaniu przesyłki ze sklepu, grałem bite 6 godzin pod rząd i poszedłem spać tylko dlatego, że za oknem świtało. Pierwszy fabularny twist jest mocarny i nie potrafię zrozumieć ludzi, którzy mówią, że wstęp trwa 5 godzin. Ej, to jest właściwa gra, kładąca podwaliny pod dalszy rozwój fabuły! Sam Connor jest dużo ciekawszym bohaterem, niż Ezio. Jego gadżety w końcu wykraczają poza arsenał z poprzednich części. No, ale przede wszystkim misje są DUŻO bardziej urozmaicone. Ok, jeśli ktoś zamiast pchać fabułę do przodu, postanowi biegać po Ameryce, to pewnie natknie się na nudę. Ale w takich grach (z otwartym światem) chodzi przecież o to, żeby urozmaicać sobie zabawę - raz to, raz to, raz coś innego. Widzieliście bitwy morskie? WOW, przecież to wygląda genialnie. Mając w pamięci tandetne tower defense, bałem się, że to będzie zrobione po łebkach, ale jest super.
Fakt - nie ma tylu budynków do wspinania się, ale postawienie nie tyle na te za łatwe misje, a na fabułę i postacie jest czymś, w czym widzę świeżość. Scenki przerywnikowe są dużo lepiej wyreżyserowane, niż wcześniej. Nie są zapchajdziurą, którą chciałoby się przewinąć a sceną, którą się ogląda z przyjemnością. Aktorzy odgrywają swoje role perfekcyjnie!
Słabe jest skradanie. Raz, że chowanie się w krzaczku ledwo dorastającym do kolan wygląda idiotycznie. Dwa - nigdy tak naprawdę nie wiemy, czy można ruszyć do przodu czy nie. Strażnicy mają strasznie wybiórczy wzrok. Nie widzą, kiedy przemykamy im przed oczami, ale potrafią zobaczyć nas przez budynek. Hej, Ubisofcie czy to nie ty wydawałeś Splinter Cell?
Byłem znudzony takimi samymi Assassinami. Serio, Revelations było już przegięciem („hej, to jest hookblade - ma hak i ostrze”), a trójka wrzuciła mnie w opowieść, z której nie chcę się wyplątać (w skórze Desmonda koniecznie pozwiedzajcie okolicę, miałem ciarrrry przy kolejnych prezentacjach Juno). Podstawowe mechaniki serii zostały rozbudowane o masę ciekawszych elementów. Póki co to jest dla mnie NAJLEPSZY. ASSASSIN. EVER
A tak zupełnie z boku - muzyka.
Nie napiszę wam nic więcej o rozgrywce Halo 4 (grę dostałem od MS/Edelmana). Zagrałem prolog z Pawłem Winiarskim, żeby mógł napisać w recenzji o kooperacji. Ale choć mam grę na półce, to czekam na kompanów do przejścia kampanii w kooperacji. I nie chcę w to grać bez Wojtka Kubarka i innych. Chcę zagrać razem z nimi i wspólnie przechodzić grę, ekscytować się fabułą, nie wiedząc co się czai za rogiem. Ale muzyka...
Muzyka ponoć łączy pokolenia, ale akurat ta mądrość ludowa jakoś u mnie nie działa. Lubicie muzykę waszych dziadków? Edith Piaf w "Incepcji" się nie liczy. No, ale w tym tygodniu okazało się, że wieloletnie serie można zilustrować zupełnie nową muzyką. W Mass Effect 3 w sumie tego nie czułem, mimo, że Clinta Mansella, który zastąpił wcześniejszych kompozytorów, uwielbiam. Natomiast w Halo 4 i Assassin's Creed 3 słyszę coś zupełnie nowego.
Rok temu mogliśmy narzekać, że za mało jest Lorne Balfe, a za dużo Kyda w AC. W tym roku ten pierwszy przejął pałeczkę i to co stworzył jest genialne. Słychać inspirację, ale taką bardzo delikatną. To nie są te same motywy, aczkolwiek wciąż perfekcyjnie podkreślają akcję.
W Halo 4 słyszymy twory zupełnie nowego człowieka - Neila Davidge'a. Od trzech dni słucham tego albumu w serwisie Deezer i zaciągam się tym patosem. Człowiek dostał do pracy jedną z najbardziej kultowych serii gier, przepuścił przez swoje elektroniczne bebechy i wyszło coś wspaniałego. Może psuję sobie zabawę słuchając tej muzyki, ale nie mogę się oderwać.
Dwie wielke serie, z kultowymi motywami zostały zredefiniowane przez nowych kompozytorów. Chylę czoła. Mansellowi się to nie udało.
Maciej Kowalik
PS Ej, umówmy się - to są wpisy blogowe, więc dajcie mi spokój jeśli idzie o literówki. Piszę je w weekend. Niech liczą się emocje, opinie i wrażenia. Niech to będzie miejsce, w którym możemy sobie pogadać. Ale jestem też człowiekiem, więc jeśli ktoś będzie szukał zaczepki, to pewnie wyleci. Opinie negatywne spoko, to zawsze zachęta do dyskusji. Natomiast nie trawię głupoty. To nie cenzura, to troska o moje samopoczucie.
PS2 Jestem szefem działu recenzji w Poly, więc przez moje ręce przechodzi sporo gier. Nie wszystkie kupuję, część dostaję, postaram się to zaznaczać.
PS3 Mój plan jest taki, żebym pisał CJG co tydzień. Nie obiecuję, że zawsze będzie tak bogato. Aczkolwiek pewnie będę opisywał swoje wrażenia z gier, w które grałem. Mogą to być te same tytuły, co poprzednio.
PS4 O grach, w które gram często piszę różne rzeczy na Twitterze. Znajdziecie mnie tu.
PS5 Mam maszynkę do zgrywania gameplay'ów. Nie każda gra jest tego warta, nie zawsze mam okazję do nagrania CoJaGram (no i słyszycie, że radiowcem nie jestem). Chcecie wideo? Dajcie znać
PS666 Serio, nie wiem, czy to pisanie ma sens, ten wpis jest pilotem. Jeśli nikogo nie obejdzie, to nie obraźcie się, że następnego nie będzie