Co ja gram: Slender. Najstraszniejsza gra tego roku?
Slender pretenduje do bycia najstraszniejszą grą tego roku. A jest to zupełnie darmowy projekt, wykonany przez jednego człowieka w ramach ćwiczeń. Skąd wziął się jego fenomen?
O swojej grze twórca mówi tak (a przynajmniej mówił w okolicach wersji 0.9.1, filmik jest z 0.9.4, dziś ukazała się 0.9.5):
Nie, nie spodziewałem się, że gra będzie popularna; zrobiłem ją w ramach ćwiczeń z silnika Unity, planowałem wrzucić ją tylko na kilka forów, na których bywam. Tak, jest nieskończona. Tak, zamierzam ją dokończyć najlepiej jak umiem. Tak, model Slender Mana będzie ulepszony, kiedy tylko skontaktuję się z osobą odpowiedzialną za modelowanie (ja się na tym nie znam). Tak, bieganie będzie całkowicie przerobione. Nie, nie ma tam żadnej historii, nie planowałem jej. Tak, można ukończyć grę w obecnym kształcie. (Nie, nie planuję lepszego zakończenia; wiem, że to nie jest jakieś świetne, ale i tak je lubię.) Nie, nie mam dostępu do Unity Pro, więc mogę pracować tylko na Unity Free. Nie, nie dam ci 20 dolarów. Tak, jestem wdzięczny za wszelki odzew, pozytywny i negatywny. A jak się w to gra? O, tak (jeśli wydaje wam się, że jest ciemno - tak ma być, co tłumaczymy na filmiku):
Skąd wziął się fenomen Slender? Kim jest Slender Man? W PRL-u dzieci straszono "czarną wołgą", która miała krążyć po polskich ulicach. Ukryci w niej agenci mieli podobno porywać nieletnich (i nie tylko, zależy od wersji). Wyssana z palca historyjka rozprzestrzeniała się sama. Nie wiadomo do końca skąd się wzięła, kto ją wymyślił, jak powstała czy kiedy ostatecznie przestano w nią wierzyć. To tak zwana "miejska legenda".
W epoce przedinternetowej to właśnie tego typu urban legends były najbardziej powszechnymi przykładami memów. Wspomina o tym nawet źródło wiedzy wszelakiej, Wikipedia. Że zacytuję:
Z punktu widzenia memetyki miejska legenda jest przykładem replikującego się memu. Mem czy mempleks miejskiej legendy jest przekazywany kolejnym osobom, i poprzez to, że tego typu opowieści są niesamowite, ich memy rozchodzą się w sposób epidemiczny. Jednakże w czasie rozchodzenia się miejskiej legendy powstaje wiele ich zmutowanych form - historyjka powszednieje i traci wiarygodność, a społeczność uodparnia się na wirusa danej miejskiej legendy. Takich miejskich legend jest całe mnóstwo. Oprócz czarnej wołgi można wspomnieć chociażby historię o domniemanej śmierci Paula McCartneya czy wszystkie sensacje dotyczące Trójkąta Bermudzkiego, by nie ograniczać się tylko do polskich przykładów.
Internet sprawił, że miejskie legendy przestały być najpowszechniejszymi i najbardziej oczywistymi przykładami memów. Pojawiły się szybciej replikujące i zmieniające się jednocześnie treści. Obrazki ze śmiesznymi kotami, dziwne filmiki - znacie to.
Sieć również ma jednak swoje urban legends. Najpopularniejszą z nich jest z pewnością właśnie Slender Man (albo Slenderman, bo i taką pisownię się spotyka). W całej historii jest jednak pewien aspekt ironiczny. To bowiem miejska legenda stworzona z pełną premedytacją, pełną świadomością tego, że "ej, tworzymy miejską legendę".
Wszystko zaczęło się 8 czerwca 2009 roku na forum Something Awful. Ogłoszono tam konkurs, w którym zadaniem było takie spreparowanie zwyczajnych zdjęć, by wyglądały na fotografie zjawisk paranormalnych. Ich twórcy wgrywali je następnie na rozmaite fora miłośników UFO, duchów itp., dorabiając do nich zwykle rozmaite niestworzone historyjki, i mieli przy tym pewnie niezły ubaw.
Jedna z nich, stworzona pod wpływem impulsu 10 czerwca 2009 roku przez Victora Surge'a spodobała się jednak zdecydowanie bardziej niż inne. Zaczęło się od tych dwóch zdjęć - jeśli przypatrzycie się bliżej, dojrzyjcie na nich dwie zamazane sylwetki niezwykle wysokiego mężczyzny w czarnym garniturze, bez twarzy i z przypominającymi macki ramionami:
Do obu fotek Surge dopisał też krótką historyjkę. Postać w tle nazwał "Slender Manem", śledzącym ludzi (głównie dzieci) i mordującym ich z niewiadomych przyczyn "czymś".
Użytkownicy Something Awful doskonale zdawali sobie sprawę, że to tylko zabawa. Mimo to pomysł Surge'a spodobał im się tak bardzo, że zaczęli tworzyć własne fotomontaże i rozwijać historię Slender Mana. Jedno ze słynniejszych zdjęć znajduje się poniżej, widać na nim tajemniczą postać na tle płonącego budynku:
Slender Man rozprzestrzeniał się coraz szybciej i trafił poza Something Awful. Był popularny na (nie)sławnym 4chanie i w wielu innych miejscach sieci. Wszędzie tam zdawano sobie oczywiście sprawę, że to tylko żart. Podobał się jednak na tyle, że ciągle go rozwijano, dopisywano kolejne epizody, tworzono nowe obrazki. Stworzona przez Surge'a historyjka zaczęła żyć swoim życiem. Autor nigdy nie zastrzegł sobie do niej praw autorskich, więc każdy miał i nadal ma prawo na "dopisanie swojego epizodu".
Działo się dokładnie tak, jak z każdą miejską legendą. Tym razem jednak jej autor był zupełnie znany, a wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę, że to tylko zabawa. Poniżej dwa przykłady fanowskich obrazków ze Slender Manem:
Pojawiła się także rozmaite filmiki inspirowane tą postacią. Najbardziej znana z nich to z pewnością "Marble Hornets". Slender Man określany jest w niej jako "The Operator", każdy odcinek to zaś fragment taśmy nagranej przez zaginionych przyjaciół głównego bohatera, Jaya. Seria powstaje do dziś, w sieci jest już około 60 odcinków. Każdy oglądany jest ponad 100 tysięcy razy. Pierwszy z nich - poniżej:
Jeżeli wkręcicie się w tę historię, to wiedzcie, że nie jesteście jedyni. Mnóstwo fanów Marble Hornets na bieżąco komentuje kolejne odcinki i spekuluje odnośnie fabuły całej serii.
Slender Man pojawił się także w grach wideo. Najbardziej znanym odniesieniem do tej postaci jest Enderman, przeciwnik z Minecrafta. Twórca gry, Markus "Notch" Persson, otwarcie przyznał się do inspiracji historią wymyśloną przez Surge'a.
W grze Enderman jest jedyną poza graczem postacią, która jest w stanie przestawiać klocki, z których zbudowany jest świat.
Slender Man to miejska legenda stworzona z pełną premedytacją. "Tak, tworzymy miejską legendę" powiedział Internet i... stworzył ją. Urban legend 2.0.
W pewnym sensie, raczej niezamierzonym, to także powrót do korzeni. Mem internetowy, który odnosi się w oczywisty sposób do tego, co uznawano za memy w czasach przedinternetowych. Oczywiście przekształcony i przeinaczony.
W końcu jesteśmy w sieci.
Tomasz Kutera, Paweł Kamiński