Co ja gram: demo Metal Gear Rising Revengeance [TRÓJGŁOS]

Co ja gram: demo Metal Gear Rising Revengeance [TRÓJGŁOS]

Co ja gram: demo Metal Gear Rising Revengeance [TRÓJGŁOS]
marcindmjqtx
23.01.2013 21:00, aktualizacja: 15.01.2016 15:41

Trzech graczy, trzy opinie, jeden ostry jak brzytwa miecz.

Jestem przeciw - Maciej Kowalik (grał sporo w Metal Gear Solid) Do dema podchodziłem jako fan slasherów, nie skradankowego Metal Geara, którym przecież ta gra nie będzie. Otoczka, codec i przeciwnicy owszem - są wyjęci ze świata stworzonego przez Kojimę, ale sama rozgrywka to coś innego.

Do końca nie wiem co, bo wygląda jakby designerzy stanęli w rozkroku pomiędzy skradanką a nawalanką. W efekcie system walki stawia na efektowność, nie promując umiejętności gracza, a tylko jego zdolność ogarniania chaosu i kamery. A nie jest to łatwe, kiedy walczymy z walkerem, kilkoma ninjami, a z tarasu ktoś ładuje w nas z RPG.

Starałem się, próbowałem kleić kombosy i przykładać wagę do systemu odbijania ciosów, ale dużo prościej jest... nie walczyć.

Pomimo tego, że nie mamy tu prawdziwego skradania, wrogowie są samobójczo ślepi. Walka z mechem może ciągnąć się kilkadziesiąt sekund, ale jeśli zajdziemy go od tyłu (co jest BANALNE), ginie od jednego wciśnięcia przycisku. Jego truchło może eksplodować o dwa metry od innego przeciwnika, a ten i tak nic nie zauważy, gapiąc się w pustkę i czekając na cichą egzekucję. I tak śmigamy od jednych pleców do drugich, zastanawiając się, o co chodziło autorom, kiedy tworzyli tę planszę.

Porzuciłem nadzieję na to, że przekonam się do Metal Gear: Revengeance. Nie rozumiem, o co w tej grze chodzi. Myślałem, że o walkę, ale demo nie pokazało mi, co miałoby w niej być fajnego (tryb Free Blade nudzi się po samouczku). Rządzi nią chaos i to nie ten przyjemny, w którym kombosy klei się tak przyjemnie, że jest nam obojętne, jaki cios odpalamy. Ciosów nie ma wiele, a walczymy przy okazji też z kamerą i dziwną detekcją trafień. No i jest jeszcze to skradanie, które pozwala w zasadzie pominąć większość przeciwników w drodze do bossa. Nie rozumiem, może wy mi wytłumaczycie, gdzie tu sens.

Jestem niezdecydowany - Paweł Winiarski (grał trochę w serię MGS) Gry z serii Metal Gear Solid znam raczej słabo. Chciałem to zmienić sprawdzając Metal Gear Rising, ale demo nie pomogło mi nic a nic. Powiem więcej - po jego ograniu przypomniałem sobie, co oznacza termin „mieszane uczucia”. Jestem zaciekawiony, a z drugiej strony gdzieś w głowie odwołałem preorder gry. Chcę ciąć przeciwników, ale na najniższym poziomie trudności, bo walka z bardziej absorbującym wrogiem nie jest na moje 30-letnie, zmęczone już palce. Tryb miecza rządzi - mogę ciąć oponentów niczym ogórki na sałatkę. Chcę poznać historię, a jednocześnie boję się, że setki „wstrzymywaczy akcji” wynudzą mnie na śmierć. Zdecydowanie na plus mogę natomiast zaliczyć prędkość rozgrywki, oprawę graficzną i scenki przerywnikowe, które oglądałem z szeroko otwartymi oczyma. Wielka szkoda, że wersja testowa jest wyrwana z kontekstu dużej (jak sądzę) i wciągającej (mam nadzieję) opowieści. Bo choć to czystej krwi slasher, to wiele osób będzie chciało poznać Metal Gear Rising ze względu na historię. A że zabawa nie ma z Metal Gear Solid kompletnie nic wspólnego? Nie lubię składanek, zaliczam to więc na plus.

Jestem za - Paweł Kamiński (świeżak w serii MGS) Przyznam, że Metal Gear Rising mnie zaintrygował - na kilku poziomach. Po pierwsze: fabularnym. Wprawdzie to tylko spinoff głównej serii, ale i tak pojawia się tam masa postaci z niej znana, pojawiają się polityczne intrygi, spiski. Demo w kilku filmikach ledwie zasygnalizowało fabułę, a ja już chcę dowiedzieć się więcej - poznać historię Raidena, dowiedzieć się o rywalizacji PMC Maverick z Desperado i zobaczyć inne cyborgi. Podoba mi się design maszyn - jest taki chłodny, japoński - przypomina mi nieco maszyny Neon Genesis Evangelion czy Binary Domain.

Po drugie: podoba mi się system walki. Choć na początku nieco mnie odrzucił brakiem płynności. Jednak za drugą, trzecią, piątą próbą odkryłem parowanie, ataki od tyłu i przede wszystkim sztukę precyzyjnego cięcia. "Blade mode" przydaje się nie tylko do finezyjnego rąbania pudeł czy śmietników - pozwala także widowiskowo demolować otoczenie i np. zawalić most pod przeciwnikiem czy zrzucić mu go na głowę. Daje też możliwość bardziej finezyjnych zabaw jak odcięcie kończyny (lewe ręce są pożądane) albo rozcięcie przeciwnika na wysokości klatki piersiowej, co pozwala pobrać z niego energię. Czuję, że nie muszę wykonać super rozbudowanego kombosa, by pokonać przeciwnika - wystarczy dobry zamach.

Czuć, że grę robiło Platinum Games - jest tam odrobina tej przesady i szaleństwa, która była w Bayonettcie i w Vanquish. Mogę to poczuć, gdy wyskakuję w powietrze, zatrzymuję czas i wściekłymi cięciami rozbijam pancerz robota, by następnie wyrwać mu "rdzeń kręgowy", który doładuje mi energię. Albo, gdy atakuje mnie pies z piłą łańcuchową na ogonie.  Jestem zaintrygowany i na pewno zagram. A do lutego nadrabiam MGS-y.

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)