Civilization: Beyond Earth - recenzja

Civilization: Beyond Earth - recenzja

Civilization: Beyond Earth - recenzja
marcindmjqtx
23.10.2014 14:20, aktualizacja: 30.12.2015 13:26

Na szóstą odsłonę serii najwidoczniej jeszcze za wcześnie, a kolejnego dodatku do piątki już się za bardzo wcisnąć nie da, więc studio Firaxis postanowiło przenieść Cywilizację w kosmos. Gracze budujący nowy wspaniały świat szybko jednak zorientują się, że sporo nowości to tylko kosmetyka.

Nie traktujcie pierwszej partii w Beyond Earth po macoszemu, bo pod wieloma względami to ją zapamiętacie najlepiej. Pierwsze godziny to cudowne chwile, kiedy wszystko ciągle jest jeszcze urokliwie obce i tajemnicze, a gracz czuje się tak, jak pewnie czuliby się prawdziwi kosmiczni koloniści. Odkrywanie nowego świata jest ekscytujące, nawet jeśli w ostatecznym rozrachunku sprowadza się do zrozumienia, które z dziwacznych surowców w stylu chityny, kosmicznych grzybów i rezyliny dają premie do żywności, a które do produkcji. Technologie i miasta rozwija się trochę w ciemno, bo niby skąd ktoś miałby wiedzieć, czy lepiej postawić cytożłobek, czy ksenorafinerię. To pierwsze i ostatnie chwile, kiedy Beyond Earth wydaje się naprawdę świeże, zaskakujące i pełne nowinek. Refleksja musi w końcu przyjść - kto grał w Civilization V ten zorientuje się, że ma w istocie do czynienia z wyjątkowo rozbudowanym modem do tej gry. Ale po kolei.

Beyond Earth

Transhumanizm nieliniowy Gra jest dostępna w polskiej wersji językowej. Dostrzegłem parę drobnych błędów - np. angielską nazwę jednostki w drzewku rozwoju technologii - a głos lektorki czytającej teksty towarzyszące cudom i odkryciom strasznie mnie irytował, ale nie znalazłem żadnych większych uchybień.

Najbardziej znaczącą nowością w Beyond Earth jest schemat rozwoju technologicznego. W tradycyjnej Cywilizacji wszystko toczy się liniowo - nie ma siły, w końcu trzeba wynaleźć pismo albo proch. Inaczej się nie da, gra jest w końcu fantazją na temat rozwoju ludzkości, a ten jest z góry zdefiniowany. Tym razem mamy do czynienia z odległą przyszłością, więc twórcy mogli pozwolić sobie na zdecydowanie więcej. Rozwój technologiczny jest nie linią, ale drzewem. Zaczynamy pośrodku i możemy rozwijać kolejne "gałęzie" w jedną z dostępnych stron. Każda z nich ma jeszcze opcjonalne "liście", które nie są potrzebne do dokonania dalszych odkryć, ale dają przydatne bonusy. Możliwości jest zdecydowanie więcej niż w normalnych odsłonach serii i choć jestem pewien, że gracze w końcu i tak opracują zaledwie kilka optymalnych strategii, to i tak będą kombinować bardziej niż zazwyczaj.

Drugą najciekawszą nowinką są doktryny. Ludzkość może rozwijać się w jednym z trzech kierunków - zafascynowani technologią w końcu będą przypominać maszyny (Supremacja), zaś zauroczeni obcym światem zaczną żyć w symbiozie z kosmicznym domem (Harmonia). Tradycjonaliści z kolei będą z fanatyzmem strzec swojego człowieczeństwa (Czystość). Choć wszystkie ideologie można rozwijać jednocześnie, to najlepiej skupić się na jednej. Punkty do kolejnych poziomów zdobywa się głównie za opracowywanie niektórych technologii, a zdobywane poziomy nie tylko dają małe bonusy (ostatni jest potrzebny, by osiągnąć specjalne zwycięstwo przewidziane dla danej doktryny), ale też pozwalają rozwijać jednostki. Tym razem bowiem dzieje się to automatycznie - nie trzeba już każdorazowo wydawać cennych zasobów, jak w Civilization V. Ideologie dają też dostęp do specjalnych, wyjątkowo potężnych wojsk, ale do ich budowy potrzebne są również zasoby strategiczne, które na mapie występują rzadko i dostępne są w ograniczonych ilościach.

Drzewko rozwoju technologicznego w pełnej krasie

Nowe znaczy lepsze? Jeśli wydaje Wam się, że automatyczny rozwój jednostek upraszcza rozgrywkę, to, owszem, macie rację. Beyond Earth to pod wieloma względami gra mniej skomplikowana niż nawet podstawowe Civilization V, o wersji z dodatkami nie wspominając. Gdzieś zniknęli wielcy ludzi, a cuda nie odgrywają już tak dużego znaczenia - jest ich zresztą mniej. Rozwój kultury pozwala na odblokowywanie kolejnych pozycji z drzewek cnót, ale te są tylko cztery i zwykle najlepiej skupić się na inwestowaniu w jedno niż skakaniu po wszystkich. Rola dyplomacji została jeszcze bardziej ograniczona, zresztą komputerowi przeciwnicy są wyjątkowo przewidywalni - chcą się przyjaźnić, jeśli wyznają tę samą doktrynę, co gracz; nie chcą, jeśli jest odwrotnie. A państwa-miasta? Do Beyond Earth by nie pasowały, zamiast nich pojawiają się stacje badawcze - ich znaczenie jest jednak dosłownie mikroskopijne.

Nawet niektóre nowości nie powalają. Ciekawostką miało być dodanie do gry zadań, ale te albo są sprowadzane do mało ekscytujących wyborów po wybudowaniu nowego rodzaju budynku ("+1 do produkcji czy +1 do energii?" ubrane w prostą historyjkę itp.), albo pojawiają się rzadko i choć można na nich łatwo się wzbogacić, to niewiele od nich zależy. Wystarczy zresztą zagrać dwie partie, by zaczęły być irytująco powtarzalne.

Ten pan dowodzi Unią Afrykańską. Zaprzyjaźniliśmy się w czasie tej partii

Jeszcze mniej podoba mi się podejście do szpiegostwa. Po odkryciu odpowiedniej technologii i wybudowaniu specjalnego budynku, w miastach można umieszczać agentów. W swoich dość skutecznie chronią przed zakusami wroga, w tych przeciwnika mogą zaś podejmować się rozmaitych misji. A to wykradną jakieś surowce, a to namówią kogoś do zdrady i gracz otrzyma parę nowych jednostek... Mają też dostęp do naprawdę potężnych operacji - niektóre są zależne od poziomu doktryny, jak choćby możliwość sprowadzenia na miasto przeciwnika ogromnych kosmicznych czerwi - ale do tych potrzeba odpowiedniego poziomu intrygi, a ten niełatwo uzyskać. Wszystko to jest jednak wyjątkowo mało ciekawe - klikamy i czekamy, a większość zależy od zwykłego szczęścia. Jak na grę, w której liczy się perfekcyjne planowanie, za dużo w tym losowości. Nie mówiąc już o tym, że gdy już się uda, to efekty często są przesadzone. Dość powiedzieć, że podczas jednej z partii udało mi się ot tak przejąć stolicę jednego z przeciwników. Nagle była moja, choć swoje miasta miałem na drugim krańcu mapy. Może to przypadek skrajny, ale nawet wykradanie technologii - a to udało mi się wielokrotnie - to ogromne ułatwienie, które oszczędza dziesiątki tur badań.

Kosmiczny minimalizm? Niektóre nowości nowościami w ogóle nie są. Obcy? To barbarzyńcy w przebraniu, występują w całych pięciu rodzajach. Rozrzucone na mapie zasobniki pełnią rolę ruin, a ekspedycje, które mogą przeprowadzać odkrywcy, nie zaskoczą nikogo, kto grał w dodatek Brand New World i pamięta archeologów. Zdrowie, o które trzeba dbać, to nic innego jak szczęście, a energia, którą się magazynuje, pełni po prostu rolę pieniędzy. I tak dalej, i tym podobne.

Kolonia w późniejszej fazie gry

Beyond Earth ratuje fakt, że Civilization V to bardzo dobra gra - moim zdaniem nawet bez dodatków najlepsza odsłona serii. Zabawa w rozwój kosmicznych kolonii wciąga, bo stoi na niezwykle mocnej podstawie. Zawodzi, bo chciałoby się czegoś więcej, ale gdy już się gra, to równie ciężko się oderwać, co przy "tradycyjnej" części. Fakt, że jest trochę prostsza, niektórym pewnie się nie spodoba, ale mi nawet przypadł do gustu. Mechanika nie jest prostacka, jest minimalistyczna - ciągle rozbudowana, ale też wyjątkowo przejrzysta (czego, swoją drogą, nie można powiedzieć o zagmatwanym interfejsie). Niby już piąta Cywilizacja taka była, ale tym razem zrobiono jeszcze krok dalej. Także dlatego, że można było darować sobie wiele podstawowych technologii, a dzięki temu zabawa szybciej się rozkręca. W Beyond Earth już prawie od początku można przemierzać oceany; szybko uzyskuje się dostęp do całkiem potężnych jednostek pozwalających zdobywać miasta; nie potrzeba wiele czasu, by tworzyć szpiegów. Jeśli Civilization V ze wszystkimi dodatkami jest niczym suty obiad złożony z wielu potraw, to Beyond Earth jest tylko daniem głównym, bez przystawki i deseru. To nie wada, bo nie zawsze przecież ma się apetyt na wielodaniową ucztę.

Trochę szkoda mi tylko zmarnowanego potencjału. Twórcy ewidentnie musieli trzymać się cywilizacyjnych schematów i silnika piątej części - szkoda, że nie zdecydowali się na coś zupełnie nowego, czego w serii nigdy nie było. Czemu nie ma tu inteligentnych obcych z ich własnymi miastami i technologiami? Czemu wszystkie planety są takie same, pełne tej samej fauny i flory - czy nie ciekawiej by było, gdyby każda rozgrywka była jeszcze bardziej unikalna? Po cichu liczyłem na coś więcej, więc jestem trochę zawiedziony. Ale nie ukrywam, że bawię się przy Beyond Earth bardzo dobrze, bo Civilization V to jedna z najlepszych turowych gier w historii, a to w istocie ciekawa wariacja na jej temat. Tylko i aż. Fani będą zadowoleni, ale reszta może chyba odpuścić.

A teraz wybaczcie, została mi jeszcze jedna tura do rozegrania.

Tomasz Kutera

Platformy:Windows Producent:Firaxis Games Wydawca:2K Games Dystrybutor:Cenega Data premiery:24.10.2014 PEGI:12 Wymagania: 1,8 GHz Dual Core, 2 GB RAM, karta graficzna 256 MB

Grę do recenzji udostępnił dystrybutor. Screeny pochodzą od redakcji.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)