Chyba przekroczyłem próg bólu potrzebny do czerpania satysfakcji z Doty
Och słodkie, słodkie uczucie zdobywania wiedzy, jakże strasznie za Tobą tęskniłem.
27.12.2012 | aktual.: 15.01.2016 15:41
Swego czasu sporo napisałem o różnicach pomiędzy Dotą2 i League of Legends. W dużym skrócie, uważam, że te gry dzieli na tyle dużo, że przeskoczenie z jednej do drugiej jest dosyć trudne. Przynajmniej patrząc po sobie. Suma przyzwyczajeń z LoLa, zarówno do tempa rozgrywki jak i obsługi interfejsu sprawiła, że dopiero po 27 godzinach jestem w stanie stwierdzić, że mniej więcej wiem, co robiłem we właśnie zakończonym meczu.
Oczywiście mając około tysiąca meczów w League of Legends na koncie mam olbrzymią przewagę nad zupełnymi początkującymi, w kwestii oceny sytuacji na mapie i tego, co w danej chwili jest istotne. Wiem, że ważniejsze jest gromadzenie złota i niszczenie wież, niż głupie bieganie za przeciwnikiem. Wiem, że najważniejsze, to nie umierać. Ale jednocześnie w obliczu setki nowych dla mnie bohaterów jestem praktycznie bezbronny, bo nie wiem, na jakie sposoby przeciwnik może zrobić mi krzywdę.
Gracze lubią chwalić się swoją zręcznością, siłować na to, która gra jest bardziej skillowa. Ale prawda jest taka, że choć szybkość klikania myszką i refleks są ważne, to MOBA jest gatunkiem opartym na wiedzy. Wygrywa ten, który wie więcej o grze. I są to informacje, które tylko po części można przyswoić poza grą, potrzebna jest praktyka.
Szybka scenka na marginesie: Chiny, finały World Cyber Games, razem z Pawłem Kamińskim oglądam mecz o trzecie miejsce. Obaj trzymamy w rękach telefony z otwartą aplikacją Dota2 Assistant i ciągle zerkamy do niej, aby wiedzieć, jakimi umiejętnościami dysponują wybrani przez graczy herosi. Generalnie potrzebny jest jeden pełen mecz, abyśmy wiedzieli, co się po danym ludku spodziewać. A potem w następnej rundzie i tak wybierają innych herosów...
Licznik na Steamie wskazujący na 27 godzin spędzonych w Docie nie oddaje całego czasu, jaki "spędziłem w Docie". Trzeba doliczyć do tego oglądanie streamów, poradników z Dotacinema, przeglądania Reddita i czytania "buildów" na stronach w rodzaju Dotafire. Masa czasu.
Do tej pory zazwyczaj po prostu bawiłem się z botami, próbując ostrożnie kolejnych herosów. Większość zaproszeń do gry od znajomych odrzucałem, bo się bałem, że rzucą mnie na zbyt głębokie wody. Spędziłem na tyle dużo czasu w League of Legends, aby podchodzić do tematu z należytym respektem. Jednakże gdy steamowy znajomy Krzysiek zaprosił mnie któryś raz z rzędu, stwierdziłem, że dobra, niech mu będzie. Zwłaszcza, że w ramach świątecznego prezentu kupiłem sobie głos narratora z Bastionu do gry.
"Tylko wybierz mi kogoś łatwego do ogarnięcia" uprzedzam Krzyśka. Zasugerował mi Snipera, podesłał link do najpopularniejszego buildu, czyli zestawu porad dotyczących przedmiotów i umiejętności, i jedziemy, poszliśmy razem na linię.
Granie z buildem w oknie przeglądarki i zaglądanie do niego co chwilę to coś, o czym zapomniałem, że już robiłem. Nie jestem najlepszym graczem w League of Legends. Ale przez ponad rok spędzony z grą zgromadziłem dostatecznie dużo wiedzy, aby wiedzieć, co robią jakie przedmioty i samodzielnie ocenić, na jakich umiejętnościach czempiona powinienem się skoncentrować. Jestem w stanie opracowywać własne strategie i tylko od czasu do czasu sprawdzać na forach dyskusyjnych, jakie pomysły mają inni gracze.
I teraz, po 27 godzinach grania w Dotę2 mam łzy w oczach, bo myślałem, że już nigdy nie poczuję tego dreszczu poznania w grze MOBA. To uczucie, kiedy zbierasz w jednym miejscu czyjeś taktyki i swoje ogarnięcie tematu i nagle okazuje się, że to działa. Zasugerowane przedmioty robią z przeciwników mielone, nie zmarnowałeś punktów doświadczenia na niepotrzebne w danej chwili umiejętności. Idziesz do przodu.
Oczywiście nie bez znaczenia było to, że Krzysiek po prostu przetaczał się po naszych przeciwnikach i ja tylko zbierałem asysty.
Straszną frajdę w tym całym mobowie sprawia mi porównywanie sposobów, na jaki twórcy bawią się zdolnościami i archetypami postaciami. Sniper w Docie wziął się z warcraftowego Riflemana. Jest specjalistą w zadawaniu obrażeń fizycznych z dużych odległości.
W League of Legends mało jest postaci, które zostałyby przeniesienie w skali 1:1, właściwie wydaje mi się, że nie ma ani jednego identycznego. Jak już wspominałem, pomiędzy obydwoma grami istnieje wiele różnic w mechanice, które sprawiają, że postać z Doty byłaby zbyt potężna. Tak też zwiększany wraz z poziomami zasięg ataków możemy znaleźć w Tristanie; potężne ulti, "czar ostateczny", które może trafić w przeciwnika z naprawdę daleka, przypadło Caitlyn; a Shrapnel, tworzący spowalniające wroga pole, można znaleźć choćby u Miss Fortune. Najśmieszniejsze, że żadną z tych postaci nie lubię grać w LoLu, ale Sniper w Docie? Uwielbiam gościa!
Oczywiście do momentu, w którym rozegram mecz bez Krzyśka i ktoś spuści mojemu ludkowi srogi łomot. Wtedy włączę sobie League of Legends, aby pograć na starych, dobrze znanych śmieciach.
Konrad Hildebrand