Chronos - recenzja. Resident Evil, Dark Souls i Oculus Rift siedzą w barze...
Resident Evil, bo mamy lokacje z zawieszoną, nieruchomą kamerą i trochę zagadek. Dark Souls, bo są wymagające walki, ogniska i smoki. Oculus Rift, bo nie zagramy w Chronosa bez gogli.
14.04.2016 | aktual.: 14.04.2016 16:12
Najważniejszym pytaniem, jakie zadawałem sobie w związku z rychłą premierą sprzętu zabierającego nas do wirtualnej rzeczywistości, było: czy granie w dłuższe tytuły za pomocą nowej technologii naprawdę będzie miało sens? Czy VR nie skończy jako lunapark krótkich, ekscytujących przejażdżek w postaci dem technologicznych?
Chronos stał się odpowiedzią na to pytanie. Pozytywną.Mamy do czynienia z mocno uproszczonym RPG-iem akcji, którego zaczynamy jako osiemnastoletni chłopak wyruszający zabić smoka. Wiecie, typowe obowiązki, które spadają nam na głowę po osiągnięciu pełnoletniości. Nie częstujemy więc nikogo dziecinnym "zaraz", wszak jesteśmy dorośli. Chwytamy miecz i tarczę, zarzucamy plecak i biegniemy przez... opuszczoną stację badawczą? Pełną wind, komputerów, kart dotykowych i metalowych barierek? Gdzieś na brzegu oceanu z majaczącą w deszczu posępną, betonową latarnią na horyzoncie?Zaraz, zaraz... a smoki, ogry, czary i stare przepowiednie? Ano nie ma. Nie na początku. Zwiedzanie tajemniczej placówki z zawieszoną, nieruchomą kamerą naprawdę przywodzi na myśl jakiś dziwaczny spin-off starego Resident
Evil. Widząc leżące na podłodze ciała, próbowałem nawet dziabnąć je mieczem, bojąc się, że chwycą mnie za kostkę,kiedy tylko przejdę obok nich. Co prawda nic takiego się nie stało, a po 10-15 minutach za pomocą magicznego
portalu przeniosłem się do twierdzy, która przestrzegała już wszelkich przepisów BHP świata fantasy, ale początkowy szok i zachwyt powodowany scaleniem naszej rzeczywistości z tą magiczną pozostawiły bardzo dobre,
intrygujące wrażenie.
Potem wcale nie było gorzej. Baśniowość zwiedzanych krain pobudzała wyobraźnię, czarowała pomysłowością i nutką urban fantasy. Na każdym kroku czuć było pietyzm twórców w przygotowywaniu wszystkich korytarzy i pokoików, a gogle podkreślały to w niezastąpiony sposób.
No właśnie. Gogle.Chronos jest jedną z tych gier startowych VR, która nie istnieje bez Oculusa, a w oficjalnym sklepie kosztuje niemałe 50 dolarów. Do tego nie oferuje perspektywy z pierwszej osoby, tylko barbarzyńskie TPP i wcielanie się w zawieszoną w przestrzeni kamerę. Jak to tak? VR bez pierwszej osoby? Po co? A jednak działa. Trudno mi wyobrazić sobie granie w Chronosa bez Rifta. To znaczy wyobrazić może i łatwo, ale myślę, że radość z gry byłaby o wiele mniejsza.
Grając w Chronosa, jesteśmy zatem zawieszoną kamerą. Kolejne lokacje to zlepek statycznych scen, które natychmiast przywodzą na myśl klasyki survival horrorów. Rola gogli sprowadza się tylko do rozglądania się po kolejnych miejscówkach. Tylko tyle czy aż tyle?O dziwo aż. Całkiem możliwe, że to tylko efekt świeżości takiego rozwiązania i za, powiedzmy, dwa lata Chronos będzie jawić się jako nieporadne, wybrakowane dziecko wirtualnej rzeczywistości, ale aktualnie robi wrażenie. Chodzi przede wszystkim o to, jak zmienia się perspektywa, kiedy możemy - dosłownie - rozglądać się po każdym pomieszczeniu. Nagle głupi kubek na stole, wnętrze celi czy zakręt korytarza staje się atrakcyjny, bliższy, bardziej realny. Gogle sprawiają, że chłoniesz każdy szczegół.
Wirtualna rzeczywistość pokazuje też pazurki w niektórych fragmentach rozgrywki. Proste wejście w interakcję z regałem zawalonym książkami to świetne przeżycie, które wyrwało mnie z wygodnego krzesła i sprawiło, że kucnąłem, by zobaczyć najniższe półki, a potem stawałem na palcach, by dostrzec, co jest na samej górze. Wtedy zobaczyłem też, gdzieś za jedną z książek, ważny szczegół, który był elementem większej zagadki... To dopiero była imersja!
Innym razem walcząc z trzema przeciwnikami, usłyszałem dziwny chrobot. Zacząłem rozglądać się po wielkiej sali, ale nie było w niej nic poza masywną statuą bestii. Okej, walczę dalej... Znowu chrobot. Rozglądam się jeszcze raz, coraz bardziej zaniepokojony i widzę, że... statua się przemieściła! Tak, podobnie jak w VR-owym horrorze Dreadhalls, spuszczenie z czegoś wzroku może nas kosztować życie. Nagle musiałem kontrolować, na którą część sali patrzę, bo kiedy tylko spuszczałem wzrok ze złowieszczego posągu, ten nieuchronnie się do mnie zbliżał. Nawet nie wiecie, jakie miałem wtedy ciary na plecach. I jak szybko stamtąd spieprzałem.
Trzeba jednak przyznać, że podobnych kreatywnych zastosowań gogli było mało. To każe mi wierzyć, że za jakiś czas możemy patrzeć na Chronosa jak na coś wybrakowanego. Inni pomysłowi deweloperzy muszą jeszcze wymyślić, jak bawić się nową technologią, potem pozostali muszą zacząć to kopiować... I zrobi się trochę atrakcyjniej.Z radością donoszę też, że w Chronosa mogłem grać i kilka godzin z rzędu. Nie dopadały mnie żadne nudności, bóle głowy, wstręty do prawdziwej rzeczywistości czy schizofrenie. Jasne, byłem czasem zmęczony, ale nie różniło się to zbytnio od zmęczenia, które miałbym siedząc zbyt długo przed prymitywnym monitorem.No dobrze, ale kiedy już odjąć gogle i potencjalny podjar wynikający z ich możliwości, co ciekawego zostaje w Chronosie? Na szczęście sporo.Rozgrywką gra najbardziej przypomina Dark Souls. Mamy rzadko rozrzucone checkpointy, przy których odradzamy się po śmierci i między którymi możemy się teleportować. Mamy świat, któremu może daleko do otwartości i spójności Lordran, ale kilka skrótów - tworzących z lokacji przemyślane miejscówki a nie zlepek segmentów - i tak otworzymy. Mamy poziom trudności, który wymaga od nas stałej czujności i precyzji w walce. Tak, tarcza będzie naszym najlepszym przyjacielem, a jak jej zabraknie, to poturlamy się aż miło. Poumieramy też nie raz, wskrzeszając przy tym wszystkich zabitych brzydali i... starzejąc się.
Czy kogoś zdziwiło, że na początku recenzji podałem wiek głównego bohatera? Zaczynamy jako osiemnastolatek, ale z każdą poniesioną klęską, mamy kolejny rok na karku. To bardzo pomysłowa i przy tym prosta mechanika nadająca każdej śmierci konkretnej wagi. Nagle nieustające próby zabicia bossa stają się znacznie poważniejsze, bo wiemy, że poświęcamy na nie nie tylko swój własny czas, ale i życie naszego bohatera.Starzejąc się, wydajemy więcej punktów na rozwój trzech podstawowych umiejętności - siły, witalności i zręczności. Tylko wiedza staje się łatwiej dostępna, bo wiadomo - przychodzi z wiekiem. Co dekadę wybieramy też jedną z trzech umiejętności, która na stałe podbije nasze statystyki - czy to w obronie, czy np. pojętności herosa (więcej zdobywanych punktów doświadczenia).
Oprócz tego oczywiście widzimy, że nasza postać starzeje się fizycznie - rośnie jej broda, siwieją włosy, pojawiają się zmarszczki, a ubranie jest coraz bardziej schodzone. Mimo tych drobnych efektów i tak zabrakło mi większej wizualnej różnicy między osiemnastolatkiem, którym zacząłem grę, a sześćdziesięciolatkiem, którym ją skończyłem. Jednak cały ten pomysł ze starzeniem się, to, jak wpływał psychologicznie na to, jak patrzyłem na tę grę i jak w nią grałem, zasługuje na solidną owację. Kara/nagroda w postaci kolejnej wiosny na karku zupełnie zmieniła perspektywę, z jakiej przeżywałem tę przygodę.Świetne jest też to, że w Chronosie poza zabijaniem kolejnych śmiercionośnych wrogów, nie raz przyjdzie nam powalczyć szarymi komórkami. Tytuł oferuje sporo momentów z zagadkami logicznymi lub takimi żywcem wyjętymi z przygodówki point and click. Będziemy zbierać przedmioty, czasami przyjdzie nam je łączyć, innym razem bez uważnej obserwacji otoczenia utkniemy w miejscu. Tak, poziom tych zagadek jest naprawdę zadowalający. Czuć, że deweloperzy nie traktują gracza jak idioty. Te elementy rozgrywki idealnie współgrają z action RPG-ową stylistyką gry i wzbudzają apetyt na więcej tego typu połączeń. Gdzie moje przygodówki RPG? Chcę jeszcze!
Sam poziom trudności pewnie nawet w połowie nie jest tak wysoki jak w Dark Souls, co nie oznacza, że można go uznać za niski. O nie, daleko mu do tego. Miejscami solidnie się pomęczymy. Pokora i cierpliwość to słowa klucze. W drugiej połowie gry zrobiło się jednak faktycznie trochę zbyt prosto. Dwóch z czterech głównych bossów udało mi się nawet zabić za pierwszym razem. Biorąc pod uwagę, że jednym z nich był ten finałowy, można uznać, że twórcy mogli jednak trochę lepiej to rozplanować.
Należy też podkreślić, że Chronos ma bardzo uproszczoną mechanikę RPG. Atrybuty, które dopakowujemy wbijając poziomy, mamy cztery, a jakichś specjalnych umiejętności - poza magicznymi wzmocnieniami broni - nie uświadczymy. Z ekwipunku zmieniamy tylko broń i tarczę, a sprzętu w całej grze jest malutko. Bez VR-owej otoczki odczułbym pewnie, że to uboga w mechanice gra, ale z goglami na głowie trudno nie poczuć, że to część planu - twórcy nie chcą odciągać od świata tysiącem cyferek i zakładek w menu. Podczas gry nie ma żadnego interfejsu, nie widzmy ile zdrowia mają przeciwnicy albo ile punktów życia zostało nam. O tym informuje kulejący bohater (znowu kłania się Resident Evil) i bicie serca. Wszelkie rzeczy, które odciągają nas od doświadczania wirtualnej rzeczywistości, sprowadzono do niezbędnego minimum.Świat Chronosa wygląda i brzmi ładnie, choć oczywiście nie obyłoby się bez jakichś "ale". Wszechobecne ziarno charakterystyczne dla Oculusa czy absolutna sterylność zwiedzanego świata, w którym nawet krzesła się nie rozwali albo chociaż nie przesunie, to rzeczy, które mogą przeszkadzać. Twórcy przygotowali śliczne miejsca, ale są one jak eksponaty muzealne - możemy patrzeć, możemy podejść, nic jednak z nimi nie zrobimy. Każdy kubek czy wazę przykręcono do powierzchni śrubami i zabezpieczono zaklęciem niezniszczalności. Pochwalić należy za to projekty przeciwników - niemal każde wrogie nam stworzenie jest pieczołowicie zaprojektowane i fascynuje swoim wyglądem. To, że czasem monstra stają nam przed kamerą i możemy wtedy niemal policzyć im włosy w nosie (jeśli tylko mają nos), wzbudza dodatkowy podziw.
Brakowało mi za to muzyki. Ta włączała się przy bossach albo po odrodzeniu, ale poza tym we wszystkich tych korytarzach, świątyniach i mistycznych lasach bohaterowi towarzyszyła cisza. Z początku efekt był nawet niezły, rodziło się poczucie alienacji, zwiedzania resztek po jakiejś wymarłej cywilizacji, ale po jakimś czasie soundtrack w postaci odgłosu kroków i warknięć przeciwników zaczął doskwierać.Nie zdziwiłbym się, gdyby Chronos był najlepszą grą, jaką oferuje aktualnie wirtualna rzeczywistość. Grałem w Lucky's Tale, w EVE: Valkyrie, Ethana Cartera czy Adr1fta, i żadna z tych pozycji nie przyciągnęła mnie swoją enigmatyczną, pełną polotu rzeczywistością jak ta uproszczona przygodówka action RPG od Gunfire Games. Zręczne połączenie gatunków, fantastyczna atmosfera, wymagający poziom trudności, motyw starzenia się...
A do tego świat. Szczegółowy, baśniowy świat, który czujemy ze zdwojoną siłą dzięki goglom. Wspominam, jak zadzierałem głowę, by podziwiać górskie szczyty i monumentalne posągi dziwnych, obcych istot spokrewnionych chyba z Piramidogłowym, i czuję na plecach leciutki dreszcz ekscytacji. Byłem tam. Widziałem to. I kurczę, niech mnie dunder świśnie, jeśli to nie była wyjątkowa przygoda.
Platformy: PC - Oculus Rift
Producent: Gunfire Games
Wydawca: Gunfire Games
Dystrybutor: Oculus
Data premiery: 28.03.2016
PEGI: -
Grę do recenzji kupiliśmy sami. Testowaliśmy wersję na PC. Screeny pochodzą od dewelopera.