Chciałbym, żeby Sony czy Valve chciało się tak, jak się chce G2A albo Kinguinowi
Uwaga, będę adwokatem diabła.
"Markety z kluczami", "resellerzy" według głównych zainteresowanych, "kluczarnie" i "kluczowiska", które należałoby wykluczyć z branży, według głównych przeciwników. G2A i Kinguin budzą emocje, także te negatywne. Było to widać na przykład po naszej sesji POW z głównym PR-owcem rzeszowskiej firmy. To nie będzie jednak wpis próbujący rozstrzygać, kto ma tu rację. Chciałem tylko krótko pokazać, komu tu wyraźnie zależy na nowych klientach, a kto spoczywa na, zasłużonych bo zasłużonych, ale jednak laurach.
I patrząc na konkurencję, platformy sieciowe Sony i Microsoftu, czy Valve, rzeczywiście jest to coś nowego. Ten ostatni przypadek jest szczególnie ciekawy, bo mimo 4 mln polskich graczy, nie ma tam nawet polskiej waluty, nie mówiąc już o „naszych” płatnościach. Złotówki dostępne są nie tylko na PlayStation Network i Xbox Live Marketplace, ale też od niedawna w polskim App Store. Da się? Da, i gadki o znikomym procencie polskich użytkowników nie są tu dla tych użytkowników ważne. Dla Kinguina, od którego wziął się pomysł na ten wpis, Polska to raptem 3% obrotów.
Łączone subskrypcje (Spotify, Netflix?), nowe formy płatności, wspólne abonamenty z kolejnymi dostawcami internetu. Jest masa dróg rozwoju i rzeczy, które można jeszcze zmienić. Musi się tylko komuś chcieć. A status największego na świecie sklepu z grami PC (Steam) albo „najchętniej kupowanej konsoli do gier wideo” (PS4) chyba troszkę rozleniwia.
Paweł Olszewski