Chaos w tytule, ale nie na planszy. Przetestowaliśmy Chaos Reborn, nową-starą grę Juliana Gollopa
Wyobraźcie sobie szachy, w których sami dobieracie pionki, jakimi chcecie grać.
11.04.2014 | aktual.: 07.01.2016 15:45
Pewnie gdyby nie jej twórca, o Chaos Reborn nie byłoby tak głośno. Julianowi Gollopowi, ojcowi oryginalnego X-COM-a, zdarzyło się pracować w wielkich studiach, ostatnio nad Assassin's Creed 3: Liberation i Ghost Recon: Shadow Wars, postanowił jednak powrócić do niezależnego robienia gier. Jak wielu znanych deweloperów przed nim, zdecydował się wykorzystać w tym celu Kickstartera. Jego produkcji ciągle jednak trochę brakuje do zostania w pełni sfinansowaną. By zachęcić graczy do wspierania jej, Gollop udostępnił grywalny prototyp. Można go przetestować tutaj. Nie mogliśmy nie spróbować.
Chaos Reborn - wersja alfa, zrzut ekranu
Podejrzewam, że niewielu graczy pamięta dziś Chaos: The Battle of Wizards. Gra ukazała się prawie 30 lat temu, w 1985 roku, i wyszła tylko na ZX Spectrum. Była turowym pojedynkiem między maksymalnie ośmioma czarodziejami. Z tym, że podstawą było nie tyle ciskanie w innych kulami ognia i podobnymi czarami ofensywnymi, co przywoływanie najrozmaitszych kreatur. Takie wieloosobowe szachy, w których gracze sami dobierają pionki.
Zaskakujące, że w Chaos Reborn mechanika jest praktycznie identyczna, a wcale niekoniecznie trąci myszką. Na początku meczu każdy gracz dostaje losowy zestaw czarów. Niektóre z nich mają większą szansę na powodzenie, inne mniejszą. Można ją zwiększyć, rzucając zaklęcia z tej samej szkoły (chaosu albo porządku), a że każde wykorzystać można tylko raz, najpotężniejsze kreatury do przywołania najlepiej zostawić na koniec. Choć można też uciec się do fortelu i zamiast wzywać prawdziwe monstrum, stworzyć jego iluzję, co nie może się nie udać. Będzie tak samo skuteczna, ale przeciwnik będzie mógł ją w prosty sposób przejrzeć i zniszczyć - choć zmarnuje na to turę, którą mógłby wykorzystać inaczej.
Chaos Reborn - wersja alfa, zrzut ekranu
Sama walka toczy się na niewielkiej planszy złożonej z heksów. Mechanika jest bardzo prosta - w oparciu o statystyki każdy "pionek" ma procentową szansę na "zbicie" drugiego. Czasami dochodzą do tego specjalne zależności (nieumarli mogą być pokonani tylko przez nieumarłych albo czarodzieja), ale zasady i tak są, na szczęście, dość przejrzyste. Na początku każdego pojedynku przyzywasz jak najwięcej stworzeń, a potem wysyłasz je do walki, reagując na ruchy przeciwnika. Ma smoka już w drugiej turze? Nie może być, to pewnie iluzja. Ale jeśli nie? Czy warto poświęcić turę i spróbować ją od razu przejrzeć, czy może lepiej chwilę poczekać? A jeśli naprawdę mu się udało? W zabawie jest trochę pokerowego blefu, co skutecznie ją ubarwia - testowaliśmy Chaos Reborn przy kilku komputerach w jednym pomieszczeniu, więc pod tym względem było, co zrozumiałe, jeszcze lepiej.
Wylosowane czary to nie tylko lista monstrów do przywołania. Kryją się tam rozmaite ciekawostki, choćby możliwość zablokowania drogi wrogom gęstymi cierniami czy stworzenia mrocznego lasu, który nie ruszy się co prawda z miejsca, ale będzie mógł atakować przeciwników na sąsiednich polach. Z jednej strony zupełna losowość jest zabawna, nigdy nie wiadomo, na co się trafi, z drugiej jednak chciałoby się mieć trochę większy wpływ na tak ważną kwestię. Dziś stuprocentowo losowa mechanika może się już wydawać odrobinę przestarzała.
Chaos Reborn - wersja alfa, zrzut ekranu
Mam też zarzuty w stosunku do tempa samej rozgrywki - być może wynikało to z niedoświadczenia grających, ale partie, które rozegraliśmy, były stanowczo za długie. Chaos Reborn wydaje się grą w sam raz na szybkie partie, krótkie posiedzenia, i to najlepiej nie z komputerem, a z tabletem. Tymczasem jeden mecz może zająć nawet pół godziny, przy czym ostatnie kilkanaście minut może być już tylko dorzynaniem przeciwnika. Bo gdy kończą się czary, nie ma już możliwości zdobycia nowych. Z jednej strony to wymusza rozsądne zarządzanie zasobami, z drugiej zbyt często zostawia gracza w sytuacji, w której w zasadzie nic sensownego nie może już zrobić. Znowu: momentami grze nie służy stuprocentowa losowość. Rozumiem, że Gollop chce zrobić możliwie jak najbardziej wierny remake oryginalnego Chaos, ale czasy, mimo wszystko, trochę się zmieniły. Nie byłoby chyba nic złego w delikatnym uwspółcześnieniu gry? Kto wie, może jeszcze do tego dojdzie, w końcu to dopiero wczesna wersja alfa.
Oczywiście, w pełnej wersji znajdzie się o wiele więcej, niż tylko w skromnym prototypie. Nie tylko czarów, ale także trybów rozgrywki, pojawi się nawet taki przeznaczony dla pojedynczego gracza. Nie sądzę, by Chaos Reborn miało być wielkim hitem, ale ma szansę na stworzenie wokół siebie niewielkiej i oddanej społeczności. Zwłaszcza, jeśli pojawi się także na tabletach. W razie czego dorzucić można się tutaj - do końca zbiórki zostało jeszcze 5 dni, ciągle potrzeba prawie 35 tysięcy dolarów.
Tomasz Kutera