CD Projekt w słabo zawiązanych krawatach
O historii CD Projektu wiemy już sporo, przyznam się jednak, że opowieści o "słabo zawiązanych krawacikach" do tej pory nie słyszałem. A było to tak...
[...] jako pierwsi rozpoczęliśmy sprzedaż gier na CD-Romach, co było na początku lat 90tych absolutnym novum. Sprowadzaliśmy ze Stanów małe partie gier, sprzedawaliśmy je właśnie na giełdzie komputerowej i stopniowo nawiązywaliśmy współpracę ze sklepami i hurtowaniami z całej Polski.
Od początku mieliśmy też dużą konkurencję w postaci firmy IPS. Zatrudniali ponad dwadzieścia osób i mieli prawdziwą linię duplikacyjną do dyskietek. Byli ustawieni, mieli kontakty. Do tej pory pamiętam panią z Interplay, z którą rozmawialiśmy podczas naszych pierwszych targów ECTS: przychodzimy do niej w słabo zawiązanych krawacikach i pierwszy tekst, który słyszymy, to "Oh boy, you are just kids!". A nasi konkurenci w tym samym momencie jedli kolacje ze swoimi zagranicznymi partnerami. To są pierwsze lekcje prawdziwego biznesu.
Wraz z pojawieniem się naszej firmy zasady rynkowe zostały zredefiniowane - nagle konkurencja z modelu produkcyjnego polegającego na duplikowaniu gier na dyskietkach musiała przejść na model importowy, gdyż w tamtych czasach nie było jeszcze w Polsce tłoczni płyt kompaktowych. Staraliśmy się być pierwsi, szybsi, lepsi Byliśmy mniejsi od naszego głównego konkurenta i dlatego wiele rzeczy nam się udało, np. lokalizacje. Myśleli, że to, co robimy, w ogóle nie ma sensu - nie wierzyli w zmianę. W przypadku już ustabilizowanych biznesów, bardzo trudne jest zrozumienie, że wszystko idzie do przodu i trzeba ciągle koncentrować się na innowacji, bo dzisiejsza dojna krowa może być za kilka lat martwa. Sporo się od tego czasu zmieniło - CD Projekt zaczął chadzać na kolacje z zagranicznymi partnerami, Interplay praktycznie zniknął z pola widzenia, a IPS zamienił się w Cenegę. Tylko ta niechęć do krawatów pozostała.
[via Magazyn ProSeed]
Piotr Gnyp