Catherine: Full Body - pierwsze wrażenia. Jak temu ciału przysłużył się lifting?
Oraz czy warto wracać do świata baranów, he,he?
Catherine: Full Body to rozszerzona, wypieszczona wersja gry z 2011 roku, która na rynku europejskim pojawi się 3 września (tylko na PS4), zaś w Japonii wyszła 14 lutego na PS4 oraz PS Vitę. Tytuł ma status klasyka - jest nietypowym połączeniem visual novel z grą logiczną, niepozbawioną też elementów zręcznościowych. Historia Vincenta, uwikłanego w miłosny trójkąt, prześladowanego we śnie przez koszmary, a za dnia poddającego się własnym namiętnościom, to ciekawa i miejscami naprawdę zabawna historia. Bywa koszmarnie, dziwacznie, gorąco i różowo. Dzieło Atlusa warte jest uwagi, ale czy Full Body ma coś więcej do zaoferowania niż wypuszczona na początku tego roku na PC wersja Classic?Zacznę od kwestii formalnych - dostajemy zupełnie inne menu, kilka nowych poziomów, bardziej rozbudowaną ścieżkę dźwiękową, całą masę filmików, które w mojej ocenie mogą wydłużyć grę nawet o ¼. Na szczęście, aktorzy podkładający głosy się nie zmienili, więc Jonny ma ten sam głęboki tembr głosu, Toby jest tak samo narwany, a Erica zaczepna. Również telefon Vincenta został udoskonalony. Można tam znaleźć wszystkie dotychczasowe przerywniki filmowe, usprawniono też nawigację i sposób wprowadzania wiadomości tekstowych. Teraz to prawdziwe centrum operacyjne, tak jak powinno być od samego początku.Oczywiście, warstwa graficzna została wygładzona, dodano jej głębi i wyszlifowano na wysoki połysk (aczkolwiek bez dziwnego "mokrego" efektu, który pamiętam z animacji Appleseed, wszystko jest w miarę naturalne). Same filmy wyglądają tak samo, tutaj żadna zmiana nie była zresztą potrzebna.Największe zmiany obejmują oczywiście nowy poziom trudności (Safety), nowy tryb Remix i znacznie rozbudowaną warstwę fabularną z niejaką Rin, o której powstało już wiele teorii fanowskich. Remix wprowadza inne układy bloków, a mianowicie sklejone w zgrupowania niemożliwe do rozerwania, co czasami ułatwia, a czasami utrudnia rozgrywkę.We fragmencie, który dostałam do sprawdzenia, możliwe było przeciągnięcie Vincenta przez trzy pierwsze dni, zatem tożsamość Rin nadal stanowi dla mnie tajemnicę. Nie rozwieję zatem wątpliwości odnośnie do jej płci czy prawdziwego pochodzenia.Na pewno jest niepokojąca, ale w zupełnie inny sposób niż Catherine. Przede wszystkim, jest uosobieniem niewinności, rozbraja swoją niefrasobliwością i naprawdę nie potrafię sobie wyobrazić, by z jej strony mogło nadejść coś złego. I to mnie w niej najbardziej przeraża. Coś się w niej kryje – jest jak obraz anioła z ukrytą skazą. Dopiero po bliższym przyjrzeniu się zaczynam dostrzegać niepasujące mi elementy...Ale pozostałe dziewczyny pozostały na szczęście niezmienione. Katherine reprezentuje sobą dorosłość ze wszystkimi jej schematami i bolączkami, z rutyną, małżeństwem wyobrażonym jako uwiązanie i dominacja jednej osoby nad drugą, z dzieckiem jako wręcz końcem świata. Zaś druga osóbka, Catherine, to młodzieńcza swoboda posunięta do granic absurdu i wiecznie żywe, utopijne hasło "możesz robić, co chcesz, jesteś panem swojego życia".Wobec tego ładnie skonstruowanego dualizmu pewne wątpliwości wzbudza pojawienie się trzeciej dziewczyny. Trójkąt Vincetn-Catherine-Katherine po prostu gra. Opowieść snuta jest na wielu poziomach i wszystko ładnie się spina. A tu nagle twórcy dają nam czwartą postać. Czy pogłębi ona charakter samego Vincenta, czy będzie tylko rozpraszającym elementem fabuły? Trudno mi orzec – we fragmencie, w który grałam, obecność Rin służyła urozmaiceniu scenek w barze oraz... grała pewną rolę w koszmarach. Przyznam, że jestem jej bardzo ciekawa.Z dodatków pojawiło się coś, czego bardzo brakowało mi w wersji Classic – a mianowicie, poziom Safety, czyli bardzo łatwy.
Żartuję, oczywiście.
Ale trochę też mówię prawdę.
Nie ma co ukrywać, że gra potrafi dać w kość. Stopień trudności szybuje w sposób zupełnie nieprzewidywalny, a poziomy są pod tym względem bardzo nierówne. Tryb Safety to już prawdziwy samograj, gdyż nie ma w nim np. limitu czasu, dostępna jest też opcja autoplay. Myślę, że dla osób chcących po prostu poznać historię, będzie on idealny.Dodano też filmy ukazujące przeszłość Vincenta i Katherine – krótkie scenki z ich długiego związku, pełne słodyczy i uroku. To dobry zabieg, mający pomóc w zrozumieniu, dlaczego właściwie są razem. Pierwsze chwile zauroczenia, poznawanie się, uczenie się siebie nawzajem. Na przykładzie tych reminiscencji Vincenta widać, jak ludzie się zmieniają i że zmiany owe nie zawsze są przez najbliższe otoczenie dostrzegane.Podczas prezentacji grałam na padzie, zresztą Full Body pojawi się tylko na PS4. Była to dla mnie duża ulga, jako że w wersji na PC sterowanie bardzo drażni, o czym zresztą pisał szczegółowo Krzysiek. Dodano też bardzo przydatną opcję pełnego obrotu kamery podczas wspinaczki. W końcu mogłam zobaczyć, gdzie dokładnie znajduje się Vincent.Jak wypada zatem Catherine: Full Body? W porównaniu do Classica jest jak podstawka z ładnie wkomponowanym dodatkiem. Naprawia parę błędów, wygładza grafikę i wzbogaca mechanikę o dodatkowe rozwiązania. Z oceną całości muszę się jednak wstrzymać, ponieważ, jak wspomniałam, do sprawdzenia dostałam raptem trzy pierwsze dni. Twórcy obiecują jednak dodatkowe zakończenia, poza tym, edycja kolekcjonerska kusi tym uroczym barankiem...