Catan - recenzja
Die Siedler von Catan to wydana w Niemczech, w 1995 roku planszowa gra strategiczna. Nietrudno domyślić się, że jest ona praprzodkiem wydanego nie tak dawno temu, pod egidą Xbox Live Arcade, Catana. Obie gry łączy znacznie więcej niż podobny tytuł. Czy warto wydać 800MSP na elektroniczną wersję „Osadników”? Zapraszam do recenzji.
Wyobraźcie sobie (albo rzućcie okiem na screeny) planszę złożoną z 19 sześciokątów. Przed partią każdemu polu przypisywane są losowo surowce jakie będą na nim wytwarzane. Każdy sześciokąt jest także oznaczony numerem, jaki będzie musiał wyrzucić kostkami gracz, by skorzystać z dóbr danego pola. Warunkiem koniecznym do otrzymania karty surowca jest jednak posiadanie domu na jednym z rogów sześciokąta, którego numer wskazały kostki. Uff Brzmi skomplikowanie, ale uwierzcie mi - zasady są proste jak budowa cepa. Rzut kostką, przydzielenie szczęśliwcom surowców, handel i rozbudowa swojego terytorium - tak w skrócie wygląda przebieg każdej tury.
Celem rozgrywki jest zdobycie określonej ilości Punktów Zwycięstwa. Otrzymujemy je na kilka sposobów. Można postawić na rozbudowę dróg, gdyż właściciel najdłuższej ich sieci dostaje bonusowe 2 PZ. Innym sposobem jest budowanie wielu miast. Dzięki temu szybciej zdobędziemy potrzebne do budowy i handlu surowce. Innym elementem rozgrywki są karty specjalne. Umożliwiają one kradzież dóbr innego gracza, błyskawiczną rozbudowę dróg oraz inne, podobne chwyty poniżej pasa. Możliwe jest również wylosowanie karty od razu dającej nam bonus do Punktów Zwycięstwa.
Skoro już wiemy jak zdobywać atuty to przejdźmy do sedna rozgrywki, czyli handlu. Najwięcej czasu w trakcie tury spędzimy właśnie obserwując ekran targowiska i kłócąc się, że owieczka wcale nie jest warta dwóch drewienek. To właśnie tutaj zapadają decyzje, które skutkują potem rozwojem sytuacji na planszy i liczniku Punktów Zwycięstwa. Agresywne negocjacje między wszystkimi graczami, sojusze, zdrady to chleb powszedni w Catanie. Nieraz myślisz, że udało się upolować okazję, a po chwili okazuje się, że przeciwnik stawia drogę na środku twojej, planowanej inwestycji. Można się zdenerwować i rwać włosy z głowy, pluć sobie w brodę, ewentualnie kląć na czym świat stoi. Dla każdego coś miłego. Oczywiście lepiej być po drugiej stronie headsetu i rozkoszować się płaczem przegranych. Bardzo żałuję, że Catan nie obsługuje kamery, wtedy możliwość śledzenia nastrojów przeciwników byłaby kompletna.
Warto w tym momencie zaznaczyć, że moim zdaniem granie z chociażby jednym przeciwnikiem sterowanym przez konsolę mija się z celem. SI w Catanie to straszny oszust i potrafi dwoma rzutami kostki z ogona stawki przejść na pierwsze miejsce. Drugim powodem mojej niechęci do konsolowych przeciwników jest fakt, że w ich przypadku odpadają wszystkie negocjacje, co jest grzechem niewybaczalnym.
Chciałbym napisać w tym momencie o oprawie audio-wizualnej, ale prawda jest taka, że nie ma o czym pisać. Owszem, można przełączyć widok planszy na trójwymiarowy, ale nie oszukujmy się - autorzy postawili na funkcjonalność oprawy, a nie jej efektowność. Nie traktowałbym tego jednak w kategorii dużego minusa. Jest przejrzyście i kolorowo, a oczy się nie męczą. Taki to już rodzaj gier i specyficzna konwencja. Czy ktoś ma problem z oprawą UNO czy Teras Hold'em? No właśnie.
Z każdym akapitem zbliżamy się do końca tego, krótkiego tekstu. Przed jednoznaczną oceną tego tytułu warto zadać sobie pytanie: „czy będę miał z kim grać przez Live”. Jeśli odpowiedzią jest twierdzące kiwnięcie głową, to wydane 800 punktów Microsoftu będzie jedną z najbardziej udanych mikrotransakcji do tej pory. Miałem już przyjemność uczestniczyć w kilku parogodzinnych sesjach w Catana. Właściwie można przyjąć, że wśród moich znajomych zajął on ostatnio miejsce UNO. To chyba dobrze świadczy o grze od Big Huge Games.