CastleStorm - recenzja. Masz taki ładny zamek... Byłoby szkoda, gdyby ktoś spuścił ze smyczy smoka
Samo wyliczenie gatunków, które krzyżują się w Castlestorm, byłoby pójściem na łatwiznę i krzywdziłoby grę. Znajdziemy tu elementy siekanki, tower defense, tower offense i artyleryjskie popisy rodem z Angry Birds czy raczej atarowego Warlords. Ale urocza produkcja studia Zen to coś większego, bogatszego i ciekawszego niż prosta suma wspomnianych składników.
Zapach balisty o poranku Gracz wciela się w dowódcę obrony pewnego królestwa, które po latach pokoju musi zebrać siły, by odeprzeć inwazję wikingów z zimnej Północy. Nie spodziewajcie się historycznej poprawności i powagi. CastleStorm dobrym humorem stoi. Już pierwsze dialogi pozwalają się uśmiechnąć od ucha do ucha. Autorzy nie silili się na powagę i w rozmowach upakowali mnóstwo humorystycznych odniesień do innych gier, filmów czy seriali. Wyłapywanie nawiązań sprawia przyjemność, towarzyszące dialogom scenki nie żenują, a dzięki dużym, karykaturalnym postaciom i żywym kolorom nawet pomiędzy misjami CastleStorm jest ucztą dla oka. I ucha. Bo choć dialogi w scenkach są nieme, to podczas walki żołnierze lubią sobie pogadać. Moi faworyci to zaciągający „frąsusKIIIIm” akcentem łucznicy, na pewno wzorowani na pewnej scenie z filmu Monty Python i Święty Graal.
Walka toczy się do zniszczenia wszystkich komnat zamku albo przechwycenia flagi
Tak jak w Warlords, w większości misji dysponujemy wyrzutnią wyposażoną w rozmaite pociski. Na CastleStorm składają się dwie kampanie, co oznacza dwa bardzo różne zestawy narzędzi śmierci i zniszczenia. Nie będziecie narzekali na ich ubóstwo, co najwyżej przeklinali fakt, że na misję nie da się zabrać wszystkich - trzeba wybierać, najlepiej kierując się też strategią, która będzie najlepiej pasować do celów. Jedne pociski najlepiej sprawdzają się przeciwko budynkom, inne wyrządzają wielkie krzywdy wrogim wojskom. Owca czy dzik z napędem rakietowym wymagają odpalenia w odpowiednim momencie, ale potrafią wyciąć pół planszy z przeciwników (po 5 zabójstwach z rzędu przez krótką chwilę strzelamy bez przeładowywania - można zalać wroga morzem pocisków). Z kolei standardowy oszczep jest niby słaby, ale jeśli trafimy przeciwnika w głowę, to zada mu ogromne obrażenia.
Walka na dwóch frontach To jeden z uroków CastleStorm - na pierwszy rzut oka wygląda płytko - jak milion podobnych gier - ale gdy się w nią wgryziemy, okaże się, że warto przywiązywać wagę do szczegółów. To nie jest zabawa w artylerię, w której raz ustawiacie celownik, a potem wciskacie ten sam przycisk. Tu trzeba dbać o szczegóły, chociażby właśnie celując w słabe punkty żołnierzy przeciwnika (i omijając swoich - strasznie nie lubią dostawać w plecy) czy zestrzeliwując jego pociski, gdy nasza forteca traci kolejne komnaty.
Różnorodność jednostek nie rozczarowuje
Wroga twierdza nie tylko odpowiada swoimi pociskami, ale na ziemi pomiędzy zamkami toczy się jeszcze regularna bitwa. Zniszczenie wrogich umocnień to tylko jedna z dwóch pewnych dróg do wygrania klasycznego starcia zamków. Równie skuteczne jest rozbicie wrogiej bramy w pył, ukradnięcie przeciwnikowi flagi i zaniesienie jej pod swoje wrota.
Na nasze rozkazy czeka wojsko złożone z wyraźnie zróżnicowanych jednostek, a wokół każdej z nich można zbudować jakąś strategię. Najmniej finezyjne jest posyłanie kolejnych porcji mięsa armatniego na rzeź, gdy my najbardziej destrukcyjne pociski posyłamy w stronę twierdzy przeciwnika. Niszcząc "koszary" poszczególnych rodzajów wojsk, uniemożliwiamy wrogowi wystawianie ich do bitwy. Nie zawsze jednak takie "wykrwawianie" ma sens. Jeśli flaga, którą mamy przechwycić, znajduje się na środku mapy, stokrotnie lepiej sprawdzi się zamiana drogiej ciężkiej kawalerii na szybszych i dużo tańszych ujeżdżaczy osłów i skupienie uwagi balisty na żołnierzach wroga, a nie jego zamku.
Myślenie nie boli
Edytor zamku nie wygląda przyjaźnie, ale warto poświęcić mu uwagę
Piękno tej gry leży przede wszystkim w bogactwie możliwości. Jeśli więcej niż dwa razy odbijałem się od jakiejś misji, to otwierałem edytor zamku i przebudowywałem go tak, by móc spróbować innej strategii. Mamy mnóstwo kombinacji, ale żadna nie jest uniwersalna - trzeba zastanowić się nad doborem żołnierzy, pocisków, pomieszczeń aktywujących rozmaite bonusy w trakcie walki (szybsze wystawianie jednostek, więcej złota itp.) oraz czarów, które zabierzemy ze sobą na pole walki. W dodatku każdy z tych elementów można ulepszać na kolejne poziomy, sowicie płacąc w złocie.
Tego zawsze brakuje, ale oprócz misji składających się na kampanię, w CastleStorm znajdziecie też poboczne zadania. Mało finezyjne, bo sprowadzające się do ubogiego w ciosy slashera 2D (w trakcie normalnych misji także możecie wysłać swojego bohatera do walki, jego tarcza świetnie sprawdza się jako ochrona dla kluczowych jednostek, a miecz sieje spustoszenie), ale pozwalające dorobić. Nie musiałem spędzać w nich więcej czasu, niż bym chciał. Złoto złotem, ale różnicę w kolejnym podejściu do misji robiła przede wszystkim dobra strategia.
Misje nie nudzą. Przed monotonią strzegą nas nie tylko nowe zabawki, ale też dodatkowe wyzwania. Każde z zadań ma opcjonalne cele, wymagające często karkołomnej taktyki, ale czasem zdarzy się, że nie będziemy mogli skorzystać z wojska, bądź też zamiast toczyć normalną walkę będziemy musieli przetrwać napór wroga. Albo na drodze stanie nam boss. Panowie i panie z Zen Studios mieli mnóstwo pomysłów na urozmaicenie rozgrywki.
Poza kampanią, której wymaksowanie zajmie sporo czasu, znajdziecie w grze też poboczne tryby pozwalające wyciągnąć z CastleStorm jeszcze więcej frajdy. Nie zabrakło rzecz jasna walki 1 na 1, ale można też współpracować w dwóch wariantach hordy - albo obaj gracze walczą ramię w ramię w skórze bohaterów, albo jeden dowodzi balistą, a drugi biega po polu bitwy. Wielka współpraca to to nie jest, ale przynajmniej można odpocząć po rywalizacji.
Są też jednostki powietrzne
Werdykt CastleStorm to jedna z tych gier, w których nie zauważam większych wad. Może tylko edytor zamków mógłby bardziej zachęcać do korzystania z niego. Ale poza tą drobnostką... nie mam pytań, wysoki sądzie. To śliczna, pogodna, rozbudowana i pomysłowo zaprojektowana gra. Nie ma w sobie nic z flegmatyczności klasycznych tower defense, ale potrafi rzucić graczowi wyzwanie. To dużo, dużo więcej niż klony Angry Birds czy Warlords. To coś nowego, na skrzyżowaniu najlepszych cech tych gatunków i z garścią ciekawych pomysłów.
Maciej Kowalik
CastleStorm znajdziecie w Xbox Live Arcade. Kosztuje 800 MSP