Cart Life: symulator depresji, który może wprawić w zły humor
Cart Life to gra o ludziach, którym się nie wiedzie. Może wpędzić w zły humor. Nie wiem tylko, czy to dobrze, czy też źle...
Przyznajemy się z lekkim bólem - my, redaktorzy Polygamii - faktycznie przegapiliśmy trochę Cart Life. Gra dostępna jest już od bardzo dawna, a jest na tyle niestandardowa i oryginalna, że zdecydowanie zasługuje na chociaż krótką wzmiankę. Tymczasem prawdopodobnie byśmy o niej nie usłyszeli, gdyby nie została nominowana w kilku kategoriach do nagród (w tym tej najważniejszej) na nadchodzącym Indie Games Festivalu.
Szybko więc nadrabiamy stratę i już mówimy Wam, dlaczego to tak niezwykła produkcja.
Turpizm... Cart Life... odrzuca - i to jeszcze przed zainstalowaniem, gdy chce się tylko ściągnąć ją z oficjalnej strony (jest darmowa, ale wersja za 5 dolarów zawiera jedną dodatkową postać, czyli, przynajmniej w teorii, więcej zabawy. Poza tym nie różnią się niczym). Tak nieprzyjaznej witryny nie widziałem już dawno - dużo tekstu, dużo szarości i nie bardzo wiadomo, gdzie właściwie można kliknąć. Wszystko się zlewa.
Cart Life
I... dokładnie taka jest też sama gra. Pod względem interfejsu to absolutny, przynajmniej na początku, koszmar. Sytuacji zdecydowanie nie poprawia rozpikselowana oprawa w odcieniach szarości. Dzieła zniszczenia (na psychice) dopełnia jeszcze muzyka - niby jest to ten chiptune, jaki tak bardzo wszyscy ostatnio lubią, ale jakiś taki mało przyjazny, zbyt dosłowny, za mało wypolerowany, wbijający szpilki w uszy i zapychający je trocinami.
Czasami włączam jakąś niezależną grę, a tam śliczna, kolorowa oprawa, często w stylu retro, krzyczy: "graj we mnie!" Tak jest z Fezem, z Dust: An Elysian Tale, z Mark of the Ninja, z The Iconoclasts... Cart Life robi zaś rzecz dokładnie odwrotną: na wszystkie sposoby próbuje mnie od siebie odrzucić.
Ale gram, bo przecież lubię gry niezależne.
...depresja... Cart Life to bardzo rozbudowany symulator życia z otwartym światem (w 2D). W tej grze nie ma celu, tak jak nie ma jednego nadrzędnego celu w czynnościach wykonywanych codziennie przez każdego z nas. Jeden z bohaterów, od którego pewnie większość zacznie zabawę, właśnie przeprowadził się do nowego miasta, kiepsko mówi po angielsku, mieszka w obskurnym motelu, gdzie w dodatku w tajemnicy (bo teoretycznie mu tego nie wolno) trzyma kota, swojego jedynego przyjaciela. Jest uzależniony od nikotyny, a zarabia sprzedając gazety na ulicy. Melanie, inna bohaterka, również ma problemy osobiste. Ledwo wiąże koniec z końcem, chciałaby jednak żyć ze sprzedawania kawy.
Wydaje się, że celem jest, by ci bohaterowie byli szczęśliwi, dbanie o nich i ich przyjaciół, podawanie im pomocnej dłoni z wirtualnych niebios.
Tak nie jest. Nikt tak nigdzie nie mówi. Równie dobrze celem może być obserwowanie, jak coraz bardziej staczają się oni w dół. Nie dosypiają, żywią się czipsami, chleją na umór, palą setki szlugów i pogrążają się w coraz większej, bezsilnej rozpaczy.
I to prawdopodobnie dlatego Cart Life jest tak interesujące. Choć nie widać tego na pierwszy rzut oka, gra oferuje ogromną, ogromną swobodę i mnóstwo rozmaitych możliwości. Co chwilę podejmuje się jakieś decyzje, nawet, wydawałoby się, nieznaczące, w stylu "iść tam pieszo czy jechać autobusem". Do praktycznie każdego pomieszczenia można wejść. Z każdym można porozmawiać. Praktycznie wszystko można kupić. Ze wszystkim można coś zrobić, choć opcje są często mocno poukrywane. Początkowo to wręcz przytłacza.
Cart Life
A jakbyście się czuli, gdybyście nagle przeprowadzili się do nowego miasta, które w dodatku nie mówi w waszym ojczystym języku?
...rozrywka? Zainteresowanych tego typu rozgrywką gra Roberta Hofmeiera może wciągnąć na dłuuuugie godziny. To w pewnym sensie Simsy dla dorosłych, w dodatku z sensownie pokazanymi relacjami międzyludzkimi. Z pewnością znajdzie się wielu, dla których Cart Life będzie niemalże objawieniem. To niezwykle intrygująca, rozbudowana i przemyślana pozycja.
Ale! Ostatecznie jest to gra o codziennych czynnościach. Nie każdemu musi się chcieć brać wirtualny prysznic, myć wirtualne zęby, karmić kota i kupować płatki śniadaniowe w pobliskim sklepie. Jeśli gry mają być eskapizmem, to Cart Life zdecydowanie nim nie jest. Bohaterowie gry mają średnio udane życia i kłopoty osobiste. Jeśli jest to w pewnym sensie gra o depresji, to z pewnością może ona wprawiać w zły humor. Zwłaszcza z tak nieprzyjazną oprawą.
A po co grać w coś, co wprawia w zły humor?
Cart Life
To jednak pytanie otwarte. Wielu graczy chce przeżywać niezwykłe przygody, po prostu się dobrze bawić - oni nawet na Cart Life nie spojrzą. I... będą mieli rację. Znajdą się jednak pewnie też tacy, którzy stwierdzą, że na takie coś czekali całe życie. Że jeszcze nigdy nie wkręcili się emocjonalnie tak mocno w żadną grę. I... oni też będą mieli rację.
Tomasz Kutera