Cargo Commander - blues kosmicznego magazyniera [recenzja]

Cargo Commander - blues kosmicznego magazyniera [recenzja]

Cargo Commander - blues kosmicznego magazyniera [recenzja]
marcindmjqtx
06.11.2012 13:30, aktualizacja: 08.01.2016 13:20

Są gry tak sprytne, że pozostaje mi tylko chylić czoła przed ich twórcami. Tak jest w przypadku Cargo Commander.

Gracze nie są identyczni. Nie ma jednego wzorca gracza. Jednych kręci to, inni szukają tamtego. Cargo Commander ma jednak wszystko to, aby zdobyć moje serce: nieskończoną liczbę poziomów, platformówkowe skakanie, szybkie tempo, otwarty świat, możliwość rywalizowania z innymi, możliwość rozwijania postaci, a także sporo humoru.

Wyobraźcie sobie nie-aż-tak-strasznie-odległą przyszłość. W kosmosie unosi się tyle śmiecia, że sensownym zaczęło być jego przeszukiwanie. Gracz wciela się w rolę tytułowego Cargo Commandera, pracownika bezdusznej megakorporacji, którego zadaniem jest szukanie przydatnych towarów w unoszących się w kosmosie kontenerach.

Ma swoją bazę-statek, w którym wystarczy nacisnąć przycisk włączający magnes, aby pobliskie kontenery zostały przyciągnięte na tyle blisko, aby można było do nich przeskoczyć. W środku czają się różne skarby i niebezpieczeństwa. Niektóre kontenery mają odmienną  grawitację, różne pułapki, czasami nie ma w nich zbyt dużo światła. Do obcych można strzelać, a do skarbów dobrać się przy pomocy wiertła, dzięki któremu robi się dziury w poszyciu i ścianach.

Wejście do kontenera jest daleko? Zrób własne. Jest tu zbyt dużo wrogów? Zrób dziurę, aby wypadli prosto w kosmiczną pustkę.

Trzeba się jednak śpieszyć, bo po paru chwilach uaktywnia się czarna dziura, która rozszarpuje kontenery na drobne kawałki, a gracz musi zdążyć wrócić na pokład swojego statku, zanim skończy mu się powietrze w skafandrze. Po podliczeniu zebranego ładunku można znowu nacisnąć magnes i zbierać dalej. Pokonani wrogowie zostawiają po sobie firmowe czapki, które można wymienić w firmowym sklepiku na ulepszenia sprzętu, broni i kombinezonu.

I to tyle.

W tej grze chodzi o to, aby jak najdłużej przetrwać i zbierać kontenery. Śmierć czyha na nieuważnych i gdy popełnimy błąd nasze zwłoki... będą czekać na innych graczy, którzy postanowią pobić nasz wynik na tablicy rankingowej. Cargo Commander pozwala na tworzenie nieskończonej liczby nowych "światów", nazywanych tu "sektorami”. Każdy z nich ma swoją własną, losową kolejność kontenerów, więc dwa sektory nigdy nie są dokładnie takie same, nawet, jeśli niektóre wraki mogą się powtarzać.

To jest strasznie sprytne. Dostarcza dawki zabawy na 20-30 minut za jednym posiedzeniem. Ale jednocześnie zachęca do częstych powrotów. Wzbudza chęć rywalizacji z innymi, bo zawsze znajdzie się jakaś tablica wyników do zdominowania. A jednocześnie robi wrażenie swoim wykonaniem i pomysłem. Gorączkowe przeszukiwanie rozpadających się kontenerów idealnie kontrastuje ze spokojną muzyka country, którą słychać na pokładzie statku-bazy.

Jedyny minus jest taki, że gra nie jest najlepiej zoptymalizowana na świecie, sporo jest w niej do liczenia (w każdej chwili można maksymalnie oddalić widok, aby zobaczyć, ile elementów unosi się dookoła), więc na moim domowym laptopie nie prezentowała się najpiękniej (co mógłbym przeżyć), ale też nie chodziła płynnie. Ale jeśli dysponujecie czymś mocniejszym niż dwuletni laptop z zintegrowaną kartą graficzną, to powinniście poważnie rozważyć zapłacenie 5,59 euro za wersję na Steamie. O innych, poza makowską, na razie nie słychać. Nawet, jeśli przeniesienie tej gry na sterowanie padem nie jest problemem, to trzeba pamiętać, że Cargo Commandera stworzyło studio złożone z dwóch Holendrów. Przygotowanie konwersji nie jest proste.

Konrad Hildebrand

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)