Capcom woli wysokie oceny w recenzjach niż wysoką sprzedaż - a mi tu czołg jedzie
Nie przesadzałbym tak z entuzjazmem, delikatnie ujmując.
Okej. Pamiętacie, jak długo Capcom narzekał na nieciekawą sprzedaż Resident Evil VII? Pamiętacie premierowy stan Street Fightera V? Wyniki sprzedaży Monster Hunter World? O, a może co niektórzy pamiętają też ledwo trzymające się kupy Resident Evil 6? (Nie ja wymyśliłem zmianę numeracji z arabskiej na rzymską przy ostatniej odsłonie) Bardzo dobrze. Zapamiętajcie to wszystko, dodajcie do faktu, że żółto-niebiescy są gigantyczną korporacją...
Resident Evil 6: T-Rex WTF?!
...a teraz słuchajcie, co szycha z europejskiego oddziału firmy powiedziała w rozmowie z GameIndustry:
To, moi drodzy, nazywa się białymi kłamstewkami. Marketingowym nawijaniem makaronu na uszy. Oczywiście, że takiej firmie zależy na tym, by gra sprzedawała się CIĄGLE. Ale gdyby Resident Evil VII całkowicie wtopił, na pewno przekreśliłby nowy kierunek serii. Ba, nawet nie wtapiając, powodował długo gorzkie komentarze Japończyków. Gdyby ostatni Monster Hunter nie okazał się gigantycznym hitem, marka znowu rozwijałaby się na zachodzie metodą „później, mniej, wolniej, na małe platformy”. Premierowa wersja Street Fightera z kolei nawet nie ukrywała, że nie została dokończona. Gdyby wreszcie DmC było hitem, następną odsłoną serii byłoby DmC 2, a nie prawdziwa "piątka".
Nie zrozumcie mnie źle. Nie chcę mówić, że walka o przyjazny image w mediach jest bez sensu. Ale nie róbmy z takich wypowiedzi wielkiego sygnału, że od teraz Capcom będzie wydawał tylko idealne rzeczy. Łączmy kropki. Ja ten cytat interpretuję w taki sposób, że mam być spokojny o nadchodzący remake Resident Evil 2. Że mimo powrotu do kamery zza pleców, pozycja nie odpuści dusznego klimatu fantastycznej „siódemki”. Że nie przekreśla poprzedniej odsłony, nawet jeśli nie sprzedała się tak, jak "wybuchowa" "szóstka".