Capcom i DLC do Street Fighter V - komedii ciąg dalszy
Kiedyś firma próbowała sprzedawać nam planszę (jedną) za 40 zł. Teraz stworzyła taką, na której nie da się grać.
Skies of Honor to plansza Rashida, która trafiła do gry na początku miesiąca. Walka toczy się na kadłubie samolotu, który w trakcie starcia nieśpiesznie leci sobie nisko nad Dubajem. Nie jest darmowa. Można kupić ją za zarobione w grze monety, ale można też nabyć za równowartość 4 dolarów. Lepiej jednak tego nie robić.
STREET FIGHTER V KINGKADE/KINGZBERRY Skies of honor
Od pierwszego dnia na Reddicie czy forach zrzeszających fanów bijatyk pojawiały się doniesienia o tym, że przesuwająca się w tle panorama miasta jest w stanie wywołać u graczy objawy choroby lokomocyjnej. I to nie tylko takich, którzy mają tendencję do zawrotów głowy. Narzekali również "debiutanci", którym inne gry nie sprawiają problemu. Mi wystarczył już powyższy filmik, by poczuć się dziwnie, jednak wiem, że jestem podatny na różnego rodzaju sugestie...
Ale w końcu zaczęli narzekać też profesjonalni gracze, a w powietrzu zawisło pytanie czy jest szansa na zbanowanie Skies of Honor z oficjalnych turniejów, czy trzeba będzie wybierać się na nie z mopami.
Oto odpowiedź:
I trochę ręce opadają, bynajmniej nie z powodu samej decyzji. Historia kolejnych wpadek Street Fighter V wygląda tak, jakby Capcom debiutował tym tytułem na wielkiej scenie bijatyk. Gdyby tak było, słabiutka sprzedaż gry nie musiałaby przekreślać kontynuowania serii. A tak - kto wie. Capcom pokochał ostatnio remastery. Może Ulicznego Wojownika też czeka chwilowy powrót do przeszłości?
Maciej Kowalik