Call of Duty musi zrobić krok w tył, by znów ruszyć do przodu. Czas na powrót do II wojny światowej
Black Ops 2, Ghosts, Advanced Warfare - trzy ostatnie odsłony serii próbowały pokazać nam, jak zbrojne konflikty mogą wyglądać w niezbyt odległej przyszłości. Futurystyczne gadżety i technologie nie do końca sprawdziły się w rolach głównych. Chciałbym, by Call of Duty wróciło do okopów.
13.02.2015 | aktual.: 15.01.2016 15:37
Activision szuka nowych dróg dla serii. Stąd wciągnięcie na listę odpowiedzialnych za nią deweloperów kolejnej firmy. Stąd dwie nowe podserie, które choć przenosiły akcję w przyszłość, to opowiadały dwie zasadniczo różne historie.
Call of Duty: Ghosts
Ghosts było bardziej kameralne, pomiędzy eksplozjami i bombardowaniami prawie rodzinne. Bo gdzie szukać siły na życie pod jarzmem okupanta jeśli nie w rodzinie, którą akurat w tych okolicznościach były oddziały specjalne. A mimo to nie potrafię przypomnieć sobie już żadnego z bohaterów.
Advanced Warfare to z kolei historia o gadżetach i technologii, która zmieni oblicze przyszłych wojen. I znów - mnóstwo zabawek, od pokazujących wrogów za ścianami granatów, po wielkie mobilne pancerze, żywcem wyciągnięte z jakiegoś mniej odjechanego anime. Bohaterowie? Poza Kevinem Spacey - ewangelistą nowego światowego porządku wyciągniętym z nienapisanego jeszcze sezonu „House of Cards” - byli ledwie tłem. Wiem, że miałem twarz Troya Bakera, ale reszta zginęła gdzieś w trakcie przeskakiwania z jednej zabawki na drugą.
Nie twierdzę, że Advanced Warfare było złe. Twierdzę, że Call of Duty stać na więcej.
Call of Duty: World at War
Nie ma już Infinity Ward, które dało nam genialne Modern Warfare z plejadą niezapomnianych bohaterów, momentów czy całych misji. Studio istnieje, ale z tamtymi czasami łączy je tylko nazwa. Ekipę Treyarch zawsze uważałem za "to drugie" studio. To, które bierze pomysły lepszych od siebie, wyklepuje je i wyciska jeszcze trochę soków, co w zupełności wystarczało, by gracze byli zadowoleni. Teraz, w przededniu zapowiedzi nowego Call of Duty, to właśnie w Marku Lamii i Davidzie Vonderhaarze widzę ludzi, których stać na przekonanie Activision do powrotu do przeszłości.
Tęsknię za II wojną światową. Tylko tą wirtualną, rzecz jasna. Niedawno musiałem obejrzeć filmiki z inwazji na Normandię w Medal of Honor czy Call of Duty i złapałem się za głowę, bo pamiętałem te misje zupełnie inaczej. Teraz chciałbym zagrać w te scenariusze ze wszystkimi dobrodziejstwami, jakie przez dekady przyniosła nam ewolucja gier wideo i technologii. Chcę wrócić na tę plażę w widowisku na miarę 2015 roku. Z Garandem i Thompsonem u boku zagrać militarnym filmie akcji, którego Steven Spielberg już pewnie nie nakręci.
Medal of Honor: Allied Assault
Maniacy historii z pewnością potrafią jak z rękawa rzucać prawdziwymi wojennymi scenariuszami, które świetnie mogłyby sprawdzić się jako tło dla gry, ale po tylu latach od ostatniej konkretnej strzelanki z tej epoki, chyba bardziej chciałbym przeżyć znów te wszystkie niegdyś zgrane motywy, niż biec do biblioteki, by sprawdzić, jaki nieznany epizod postanowili odkurzyć deweloperzy. Zresztą jedno drugiego nie wyklucza, a Treyarch ma doświadczenie w łączeniu realnych i fikcyjnych scenariuszy. I w tworzeniu bohaterów, którzy świetnie się w te historie wpisują.
Tego zabrakło ekipom Sledgehammer i Infinity Ward w ostatnich odsłonach Call of Duty. Akcja pędziła z prędkością osiągalną tylko w tej serii, ale gdy pociski przestawały latać, okazywało się, że nie ma obsady, która może wypełnić czas pomiędzy wybuchami ciekawą treścią. Nie da się porównać tego z Modern Warfare czy Black Ops. Obie serie miały lepsze i gorsze momenty, ale zawsze było jasne, że za moment może wydarzyć się coś niespodziewanego. Coś co sprawi, że na chwilę odłożymy pada, by zakryć rękoma usta i stłumić przekleństwo, które cisnęło się na usta tak mocno, że musiało zostać wypowiedziane.
Call of Duty: Modern Warfare 2
To kolejny dowód na to, że w pewnym sensie Call of Duty się skończyło. Ostatnie odsłony serii nie podbijały już stawki, nie szokowały. Opowiadały swoje historyjki, by usprawiedliwić rozwój akcji, a nie zaintrygować gracza. Przyciągnąć go bliżej, powodzić trochę za nos, a potem sprzedać zaskakującego plaskacza. Skarlał też ich kaliber. Nie ratowaliśmy już świata, nie obserwowaliśmy z bliska skutków wybuchu atomowego, nie palono nas na stosie i nie byliśmy częścią zamachu na życie prezydenta USA. Gdzie teraz mógłby zaprowadzić nas scenariusz? Bez inwazji kosmitów trudno będzie przebić dotychczasowe dokonania scenarzystów, więc może nie warto próbować?
Zauważcie też, że Call of Duty przestało być kontrowersyjne. Do tego stopnia, że prasa chcąc wyrobić coroczną liczbę fundowanych przez tę serię oburzeń, musiała wyssać z palca aferę z "wciśnij X, by oddać hołd". Jeśli to nie dowodzi, że złota kura Activision trafiła na ścianę...
Call of Duty: World at War
Krok wstecz wydaje się w tym momencie najlepszym, bo najprostszym rozwiązaniem. Zamiast wymyślać kolejne scenariusze, warto wrócić do rzeczy sprawdzonych. Do "Rejsowych" piosenek, które wszyscy znają. To idealny moment, by zafundować graczom wspominkowy "koncert", bo choć Call of Duty wciąż sprzedaje się świetnie, to po rekordowym dniu otwarcia Black Ops 2, następne odsłony zaliczały spadek sprzedaży. Sentyment graczy i coroczna eksplozja plotek o Call of Duty: World at War 2 nie musi być dla wydawcy ważnym wskaźnikiem, ale malejące słupki firma widzi na pewno.
"Myślę, że wykorzystująca moc nowej generacji gra z akcją osadzoną w trakcie II Wojny Światowej jak Kompania Braci byłaby niesamowita" - Michael Condrey, współzałożyciel Sledgehammer Games Nie przepadam za retorycznymi pytaniami, ale te wydają się wyjątkowo zasadne. Jeśli nie teraz i z ekipą Treyarch, która nawet w Black Ops 2 nie zerwała z przeszłością, to kiedy? Jeśli nie liczyć Wolfenstein: The New Order, który można uznać za drugowojenną strzelaninę dopiero gdy mocno poluzujemy tę definicję, ostatni raz w dużej grze walczyłem na frontach tego konfliktu w 2008 roku. W Brothers in Arms: Hell's Highway oraz... właśnie w Call of Duty, w World at War. Od tego czasu mamy prawie niezagospodarowaną pustkę.
Wirtualna panorama wirtualnej Warszawy widziana z wirtualnej PAST-y/ Enemy Front
Niegdyś zgrana do bólu tematyka, dziś wygląda jak powiew dawno oczekiwanej świeżości. Seria zatoczyła koło i to co kiedyś leżało u jej podstaw, dziś może być oryginalną i wyróżniającą ją od innych strzelanin cechą. Nikt już nie robi drugowojennych strzelanin, więc kto zapowie ją pierwszy, zaskarbi sobie uwagę sporej rzeszy "osieroconych" graczy. Plotki mówią, że plany Treyarch poznamy w maju.
Maciej Kowalik