Call of Duty: Modern Warfare 2 - recenzja
[Nasze opinie o trybie dla pojedynczego gracza mogliście przeczytać już wcześniej, teraz czas na recenzję i podsumowanie całości. Ponieważ odnosimy się do poprzedniego tekstu, stąd i nieco inna formuła recenzji. - pg]
16.11.2009 | aktual.: 30.12.2015 14:12
UWAGA: Tekst zawiera spoilery. Czytać na własną odpowiedzialność Tryb dla pojedynczego gracza Najbardziej oczekiwana gra roku, pewny kandydat do GOTY, 7 milionów sprzedanych w dniu premiery, światowa histeria, mord na lotnisku. Panie i panowie, Modern Warfare 2 wylądowało. I patrząc na średnią ocen wahającą się w okolicach 95%, rewelacyjną sprzedaż bijącą na głowę wszystko, może za wyjątkiem książek o Harrym Potterze, aż chce się zakrzyknąć - Infinity Ward znowu to zrobiło! Tylko mi jakoś te słowa cały czas muszą przeciskać się przez zaciśnięte zęby. Z pierwszych wrażeń Macia mogliście dowiedzieć się co nieco o trybie dla pojedynczego gracza. Wiecie już, że autorowi się podobało, ale że nie czuł tego samego 'efektu WOW', który czuł przy części pierwszej. Mam dokładnie identyczne, jeśli nie głębsze odczucie. Powiem wprost ten tryb w grze mnie mocno rozczarował.
Grając nie mogłem pozbyć się wrażenia, że autorzy przez ostatnie 2 lata zastanawiali się tylko nad jednym - jak przeskoczyć samych siebie. Zabiliśmy głównego bohatera w poprzedniej części? To teraz zabijemy dwóch! A co tam - jednego spalimy. W poprzedniej części wybuchała atomówka? No to teraz będzie wybuchała, ale w atmosferze i przy okazji wyłączając prąd w połowie USA! A wszystko pokażmy z kosmosu! I niech koniecznie astronauta obrywa podmuchem! Zaraz Podmuchem? W CHOLERNYM KOSMOSIE?!?
Przebijając się przez favelę, mordując cywilów na lotnisku, broniąc Białego Domu przed Ruskimi, cały czas myślałem o tym nieszczęsnym spotkaniu gdzieś tam w siedzibach Activision (albo IW) na którym podjęto decyzję, że ta gra zostanie zrobiona pod popularnym ostatnio hasłem 'Je ć nogi!'. Hulaj dusza, piekła nie ma! Anything goes! Zupełnie tak, jakby autorzy zapomnieli o tym, że jedną z najfajniejszych cech poprzednich CoDów, była ich wiarygodność. Braliśmy udział w scenach, które przypominały nam filmy wojenne.
Mimo zabijania tysięcy przeciwników w poprzednim MW, cały czas miałem wrażenie jakbym był aktorem w Helikopterze w Ogniu, czy serialach The Unit, albo The Ultimate Force (które to zresztą serdecznie polecam miłośnikom sił specjalnych tych prawdziwych i nie). Grając w MW2 czułem się jak Spike Witwicky z Transformesów. Ktoś powie - ale przecież to strzelanina, tu nie musi być dobrego scenariusza. Cóż - dla mnie kołek niewiary wisiał dla mnie tym razem zdecydowanie za wysoko, a gdy przypomnę sobie jak dobrze bawiłem się przy MW, krew mnie dodatkowo zalewa. Bombie odpalonej w środku arabskiego miasta jestem w stanie dać wiarę, ale generałowi, który wywołuje światową wojnę by zdobyć nowych rekrutów do armii już nieba rdzo. To pasuje mi do Bonda, a nie serii gier, które zawsze skupiały się na dość realistycznym pokazywaniu klimatu wojny.
Nie samej walki, bo zawsze w CoDach była ekstremalnie zręcznościowa, ale klimatu właśnie. Szoku jaki czułem szarżując bez broni na ostrzeliwany brzeg rzeki w Stalingradzie, oszołomienia, gdy pędziłem od jednej martwej krowy, do drugiej i przerażenia, gdy ciężko ranny wyczołgiwałem się z helikoptera strąconego PODMUCHEM eksplozji jądrowej. MW2 z tego klimatu ma mało, zamieniając się w klasyczną maszynkę do mięsa - pędzimy do przodu, bezrefleksyjnie zabijając przeciwników pojawiających się w oknach.
Na tym tle pięciogodzinna rozgrywka w trybie kampanii dla jednego gracza jawi się już nie jako wada, ale zaleta - oby szybciej do końca. Troszkę przesadzam i wyolbrzymiam te wady, bo druga połowa gry jest znacznie lepsza, ale ogólnie pozostało mi wrażenie niespełnienia. Po części pierwszej oczekiwałem fajerwerków, a dostałem tylko całą masę zimnych ogni. Jak dla mnie to należy się tu najwyżej 4, a najlepiej 4- (jeśli nie 3+ bo jednak nam się uczeń mocno opuścił, w stosunku do poprzedniego semestru).
MULTI Wielu graczy na singla w MW2 nawet nie spojrzy, natychmiast uruchamiając komponent Multi. Tu już znacznie ciężej się do czegoś przyczepić, bo to właściwie to samo co w części pierwszej, z kilkoma mniej, lub bardziej znaczącymi ulepszeniami rozgrywki.
Zmienił się więc nieco system perków, których jest teraz więcej i mogą awansować na wyższe poziomy. Wystarczy sprawdzić dostępne wyzwania i zrealizować wyznaczone cele, a zwiększymy (już zwiększoną) moc obalającą, albo zmniejszymy ilość zabić potrzebnych do kill streaka i odpalenia jednego z wcześniej wybranych rodzajów wsparcia.
Podobnie jak w poprzedniej grze, zaczynamy jako szeregowy i pniemy się po szczeblach wojskowej kariery, zdobywając doświadczenie za właściwie za wszystko. Zabicie przeciwnika to punktu, a jeśli go zabijemy po tym jak zabił on nas i to jeszcze strzałem w głowę, to hu hu! Ekran natychmiast zapełnia się informacjami o naszej fajności. Co chwila realizujemy cele jakichś wyzwań (o których często nie mamy nawet pojęcia), odblokowujemy nowe bronie, celowniki, albo gadżety w stylu podwieszanego granatnika. Aby zdobyć lepsze dodatki do ulubionego karabinu zwykle trzeba po prostu z niego dużo i celnie strzelać, ale czasem trzeba robić to przy ściśle wyznaczonych warunkach - na przykład sadzić tylko headshoty, albo używać amunicji pełno płaszczowej.
Odblokowywanie i tworzenie nowych klas jest dokładnie tak samo uzależniające jak w poprzedniej części. Kombinowanie z najlepszym zestawem perków i dodatków do spluwy zajmie nam sporo czasu, ale na szczęście będzie ku temu okazja w trakcie długich przerw pomiędzy kolejnymi meczami - następna mapka włącza się dopiero po minucie, dając nam chwilę na dorzucenie dopiero co odblokowanych gadżetów.
Mapki, tak jak w poprzedniej części są raczej niewielkie, więc w większości trybów trzeba się liczyć z tym, że za plecami zwykle znajduje się przeciwnik (trochę pomaga noszenie tarczy), co zresztą mnie osobiście zawsze w CoDach doprowadzało do szału. Na szczęście (i nieszczęście) prawie zawsze w powietrzu krąży UAV, który pokazuje pozycje przeciwników z dokładnością co do centymetra, co troszkę pomaga w przeżyciu więcej niż minutę. Ale nie miejcie złudzeń - w tej grze ginie się DUŻO. Bardzo, bardzo DUŻO. Jeśli gracz na pierwszym miejscu ma na koncie 50 fragów, kolejny 40, a jeszcze jeden 30, a w bitwie brało udział łącznie 12 osób, to wnioski płyną z tego proste. W tej grze dochodzi do masakry żołnierzy na podobną skalę, co zombie w L4D.
Lekarstwem na spawny za plecami jest granie w jeden z nielicznych nowych trybów czyli Capture the Flag. W MW2 jest on dokładnie tak samo fajny, jak w każdej innej dobrej strzelaninie, która go oferuje - przejęcie flagi wymaga sprawnego działania w grupie, a gdy FC (flag carrier - gracz niosący flagę) pędzi do bazy, cała reszta robi naprawdę wszystko, aby go ochronić. Włącznie z wyłapaniem kulki na własną klatę.
Jedno czego zrozumieć nie mogę, to brak możliwości wyboru mapy, do której się dołączamy. W każdej strzelaninie sieciowej dochodzi do takiego momentu, gdy gracze wybierają swoją ulubioną - w poprzedniej części był to na przykład Crash, w L4D gra się głównie No Mercy i Dead Air, a w CSie strzelało się na uwielbianym przez graczy de_dust. W MW2 jesteśmy skazani na to co wybierze dla nas algorytm. Uwielbiam gdy autorzy odbierają graczom możliwość decydowania o sobie.
Tryb MP dostarczył tego co miał dostarczyć, więc fani będą zachwyceni. Mi tempo gry szybko się przejadło, ale nie znaczy to, że przestałem grać. Modern Warfare (niezależnie od numerka) ma w sobie taką hipnotyczną siłę, która każe siedzieć przy ekranie, zaliczając kolejne wyzwania. I choć jestem głęboko przekonany, że rozgrywka została tu zaprojektowana dla amerykańskich dzieci i młodzieży z ADHD, to znów dałem się wpuścić w szpony nałogu.
SPEC-OPS Na ostatni z trybów rozgrywki w MW2 nastawiałem się szczególnie mocno i nie zawiodłem się - spec ops, czyli operacje specjalne, są rewelacyjne. Te skryptowane misje wyciągnięte częściowo z single playera, wykonuje się razem z kolegą, dzięki czemu można maksymalnie wykorzystać komunikację głosową. Nie ma problemów z charakterystycznym szumem informacyjnym, gdy sześciu graczy na raz próbuje przekazać sobie nawzajem pozycje przeciwnika. Z kolegą łatwiej się skoordynować, łatwiej też ustalić zasady grania. Każdy przyjmuje swoją strefę, a w sytuacjach bojowych od razu wie co robić.
23 różnorodne operacje odblokowujemy zbierając gwiazdki. Każdą z nich można przejść na jednym z trzech poziomów trudności, dostając po jednej gwiazdce za każdy. Oczywiście polecam granie na Weteranie, bo dopiero wtedy zabawa robi się naprawdę interesująca. Prawie każda ma nieco inne zasady - w jednej polujemy na terrorystów w faveli, unikając ofiar cywilnych, w drugiej ścigamy się na skuterach śnieżnych, a w jeszcze innej bronimy restauracji przed kolejnymi falami nieprzyjaciół (100% hordy w hordzie). Mi spodobały się szczególnie misje stealth, w których 'na trzy' likwidowaliśmy patrole i próbowaliśmy przemknąć się niezauważenie przez linie wroga. Podniesienie alarmu zwykle równało się szybkiej śmierci, więc ciche działanie było w nich po prostu koniecznością.
Dwa zadania wyróżniają się dodatkowo, bo w nich tylko jeden gracz biega i strzela. Drugi obejmuje rolę strzelca na samolocie, albo helikopterze i jego zadaniem jest osłanianie kolegi na ziemi. Misja z AC-130 to prawdziwa perełka, w którą grałem z rosnącym poczuciem uczestniczenia w czymś epickim. Mam tylko jeden zarzut - dlaczego wrogowie pojawiają się zawsze w tych samych miejscach, w tych samych momentach? Czy nie można było tu wprowadzić jakiegoś systemu losowego? Wtedy można byłoby grać wiele razy, a tak po zaliczeniu wszystkich operacji na weteranie nie ma właściwie żadnego powodu, by do nich wracać.
Jednak nawet mimo tej wady (oraz braku możliwości porozumiewania się głosowego z poziomu gry), spec-ops to wyróżniający się element Modern Warfare 2. Gdy doszliśmy do takiego poziomu zgrania, że porozumiewaliśmy się właściwie bez słów, poczułem, że jestem w strzelaninowym i coopowym niebie. Takich wrażeń dostarczał mi dotąd tylko klanowy Battlefield 1942 i długie godziny spędzone na zabijaniu zombie w L4D.
WERDYKT Czytając te słowa, można odnieść wrażenie, że MW2 mi się nie spodobało. Nie da się ukryć, że jestem tą grą potężnie rozczarowany, ale z drugiej strony twardo w nią gram i widzę cała masę jej zalet, nawet jeśli większość z nich jest spod znaku 'więcej tego samego'. Multi jest tak samo dobre jak było, specopsy to absolutna miazga, grafika jest śliczna, a całość utrzymuje płynność, niezależnie od ilości wybuchów na ekranie. Ulepszony system perków działa doskonale, dostępny arsenał to prawdziwy raj dla każdego miłośnika współczesnych militariów, a zawartą w tym tytule dynamiką można obdzielić spokojnie trzy inne gry.
Z drugiej strony lada moment wychodzi Left 4 Dead 2, a niedługo Bad Company 2. Być może warto zaoszczędzić pieniądze na strzelaniny troszkę bardziej innowacyjne, niż Modern Warfare 2.
Tadeusz Zieliński